[ Pobierz całość w formacie PDF ]

terkot głosu pani Hamilton Clipp.
Victoria dotarła do hotelu Tio zupełnie otumaniona.
Od pełnej fanfar ulicy Raszida biegła w stronę rzeki Tygrys niewielka uliczka, skąd małe schodki prowadziły do hotelu
Tio. Przy wejściu do hotelu obie panie powitał bardzo tęgi młody mężczyzna, który, uśmiechając się od ucha do ucha,
przycisnął je do piersi, w każdym razie tak to metaforycznie można określić. Victoria domyśliła się, że to Marcus, czyli
pan Tio, właściciel hotelu Tio.
Od czasu do czasu przerywał mowę powitalną, wydając głośne polecenia służbie odnośnie do bagażu gości.
- A, pani Clipp znowu zawitała w nasze progi... ale co pani w rękę? Co to za śmieszne urządzenie?... Głupcy! Nie
trzymajcie tego za rzemień! Idioci! Nie wleczcie tak tego palta!... Mój Boże, co za pogoda na podróż! Myślałem, że sa-
molot nie wyląduje. Krążył w kółko i w kółko, i w kółko. Powiedziałem sobie: Marcus, ty na pewno nie będziesz latać,
po co ten cały pośpiech?... Przywiozła pani ze sobą młodą damę... Zawsze miło zobaczyć nową młodą damę w Bagda-
dzie... dlaczego pan Harrison po panią nie wyjechał?... Spodziewałem się go wczoraj... Oj, oj, muszą panie natych-
miast wypić drinka.
Victorii zakręciło się trochę w głowie od podwójnej whisky, którą wmusił jej Marcus, i stała teraz, nieco oszołomiona,
pośrodku wysokiego, biało otynkowanego pokoju z mosiężnym łóżkiem, niezwykle wyszukaną toaletką w
najnowszym francuskim stylu, starą wiktoriańską szafą i dwoma pluszowymi krzesłami w żywym kolorze. Stała przy
swoim skromnym bagażu, a obok krzątał się staruszek z żółtą twarzą, który uśmiechał się i kiwał do niej głową,
wieszając w łazience ręczniki. Spytał ją, czy chce gorącą wodę na kąpiel.
- Ile to potrwa?
- Dwadzieścia minut, pół godziny. Zaraz przygotuję.
Uśmiechnął się po ojcowsku i wyszedł. Victoria usiadła na łóżku i przejechała ręką po włosach. Były lepkie od kurzu,
twarz miała obolałą, całą w ziarenkach piasku. Spojrzała w lustro. Pył zmienił kolor jej włosów z czarnego na
rudawobrązowy. Odchyliła zasłonę i wyjrzała na obszerny taras wychodzący na rzekę. Gęsta żółta mgła zasłaniała
Tygrys. Victorię ogarnęła głęboka depresja, pomyślała:  Co za koszmarne miejsce!".
Otrząsnęła się jednak, przeszła przez podest schodów i zapukała do pani Clipp. Przed przystąpieniem do własnej
toalety i doprowadzeniem się do porządku czekały ją długie i żmudne posługi.
Po kąpieli, lunchu i dłuższej drzemce Victoria wyszła na taras, patrząc łaskawszym już okiem na Tygrys. Burza usta
piła, zniknęły żółte opary. Pojawiło się blade jasne światło. Po drugiej stronie rzeki widać było delikatne sylwetki palm
i porozrzucanych domów.
Z ogrodu na dole dobiegały jakieś głosy. Victoria wyjrzała przez balustradę. Pani Hamilton Clipp, niezmordowanie
gadatliwa, dusza-człowiek, nawiązała znajomość z jakąś kobietą, jedną z tych zahartowanych Angielek w trudnym do
określenia wieku, które zawsze można spotkać za granicą.
- ... i naprawdę nie wiem, co ja bym bez niej zrobiła -mówiła pani Clipp. - To przeurocza dziewczyna. I na dodatek ma
świetne koligacje. Siostrzenica biskupa Llangow.
- Jakiego biskupa?
- Chyba Llangow, tak mi siÄ™ wydaje.
- Bzdura, nikt taki nie istnieje - stwierdziła Angielka.
Victoria zmarszczyła brwi. Znała ten typ kobiet: mieszkanka angielskiego hrabstwa, co nie da się nabrać na
fałszywych biskupów.
- Może coś przekręciłam - powiedziała niepewnie pani Clipp. - W każdym razie - podsumowała - to na pewno
dziewczyna na miejscu i bardzo miła.
- Hm! - powiedziała tamta z powątpiewaniem w głosie.
Victoria postanowiła trzymać się z dala od tej damy. Instynkt podpowiadał jej, że wymyślanie historyjek na użytek
tego rodzaju kobiet jest sprawÄ… ryzykownÄ….
Wróciła do pokoju, usiadła na łóżku i zaczęła się zastanawiać nad swą obecną sytuacją.
Mieszkała w hotelu Tio, który na pewno nie był tani. Cały jej majątek to cztery funty siedemnaście szylingów. Zjadła
suty lunch, za który jeszcze nie zapłaciła i którego pani Hamilton Clipp nie musiała jej fundować. Pani Clipp była
zobowiązana pokryć tylko koszty podróży do Bagdadu. Umowa została dotrzymana. Victoria dostała się do Bagdadu,
a pani Clipp otrzymała sprawną pomoc w osobie siostrzenicy biskupa, byłej pielęgniarki i wykwalifikowanej se-
kretarki. Wszystko to już miały za sobą ku zadowoleniu
obu stron. Pani Hamilton Clipp wybierała się wieczornym pociągiem do Kirkuku i na tym koniec. Victoria miała cichą
nadzieję, że pani Clipp wręczy jej na pożegnanie prezent w postaci jakiejś gotówki, doszła jednak do przykrego
wniosku, że to raczej nieprawdopodobne. Pani Clipp nie miała przecież pojęcia, że Victoria jest w poważnych
tarapatach finansowych.
Co powinna zrobić Victoria w takiej sytuacji? Odpowiedz była oczywista. Znalezć Edwarda.
Z przykrością stwierdziła, że nie ma pojęcia, jak Edward ma na nazwisko. Edward, Bagdad. To rzeczywiście bardzo
dużo, pomyślała, zupełnie jak ta saraceńska panna, co przyjechała do Anglii, znając tylko imię kochanka, Gilbert, i na-
zwę kraju, Anglia. Romantyczna historia, ale mocno kłopotliwa. Co prawda, w Anglii za czasów wypraw krzyżowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •