[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że nigdy nie zapomnę o złej krwi, która płynie w moich żyłach. Wierzył, że jego obowiązkiem jest
przypominać mi, bym się strzegł przed skutkami wpływu genetycznego dziedzictwa po matce. On
hoduje konie, zapomniałaś? Ogromnie wierzy w siłę genów.
Serenity przypomniała sobie szafę pełną odznak i nagród.
- I dlatego przez całe dzieciństwo próbowałeś mu udowodnić, że nie zostałeś nacechowany genami
Crystal Brooke.
- I nic to nie dało.
- Czy coś się wydarzyło między dziadkiem a tobą, zanim przyszedłeś na śniadanie?
- Mieliśmy drobną sprzeczkę.
- SprzeczkÄ™?
- Nazwał Crystal Brooke dziwką. Nie było to zresztą nic nowego. Za każdym razem, gdy przez
trzydzieści cztery lata wymawiał jej nazwisko, nazywał ją kurwą, dziwką lub kobietą, która
zniszczyła rodzinę.
- I co mu powiedziałeś?
- %7łeby nie nazywał jej dziwką. - Caleb zacisnął dłonie na kierownicy. - Zrobiłem to po raz pierwszy
w życiu. Pierwszy raz mu powiedziałem, że sobie nie życzę, by się tak o niej wyrażał.
Serenity położyła mu dłoń na udzie.
- Jesteś jej synem. Masz pełne prawo bronić jej pamięci. A co z twoim ojcem? Czy jego Roland też
obrzuca wyzwiskami?
- Nie. Uważa mojego ojca za ofiarę typowej naciągaczki. Dziadek oskarża sam siebie o zbytnią
pobłażliwość i wyrozumiałość w stosunku do syna. Myśli, że mój ojciec był nie uodporniony na
kogoÅ› takiego jak Crystal Brooke.
- I postanowił nie popełniać tego samego błędu wobec ciebie.
- To wszystko. Historia mojej rodziny w pigułce.
Serenity trzymała oburącz szkatułkę i kołysała nią.
- Przynajmniej masz w ogóle jakąś rodzinną historię, sięgającą wstecz dalej niż jedno pokolenie. Ja
nigdy nie znałam moich dziadków. Oboje moi rodzice bardzo wcześnie zostali sami na świecie. Od
Juliusa wiem, że matka mu kiedyś powiedziała, że i ona, i mój ojciec wychowywali się u obcych.
Właściwie poza tym nic o nich nie wiem, ale często o tym rozmyślałam i doszłam do wniosku, że
ponieważ obydwoje tak dobrze wiedzieli, czym jest samotność, dlatego byli sobie tak bliscy.
- Być może - odparł Caleb.
Serenity myślała nad czymś przez chwilę.
- Ciekawa jestem, czy to właśnie przyciągnęło do siebie twoich rodziców?
- To chyba oczywiste. Matka była fotomodelką z wkładek do czasopism i marzyła o karierze gwiazdy
filmowej, a ojciec zamożnym obiecującym politykiem. Pasowali do siebie jak jasna cholera.
- Nie sądz ich zbyt surowo, Caleb. Po tylu latach trudno się dowiedzieć, jakie były ich uczucia
naprawdÄ™.
W każdym razie cokolwiek się zdarzyło, była to sprawa ich dwojga, a ty z pewnością za nich nie
możesz ponosić odpowiedzialności.
- Czyżby? Czasami mam wrażenie, że całe moje życie jest zapłatą za to, co zrobili.
- Wszyscy mieliśmy przeszłość i wszyscy mamy przyszłość. Jedyne, co możemy zrobić, to sobie
wybrać, czy chcemy żyć jednym czy drugim. Mnie się wydaje, że życie przeszłością nie ma sensu.
Caleb nic nie odpowiedział.
Po krótkiej chwili Serenity odwróciła się i włożyła szkatułkę z powrotem do torby.
Stypa po Asterleyu okazała się ważnym wydarzeniem w życiu mieszkańców Witt's End. W niedzielę
o ósmej wieczorem prawie wszyscy zebrali się w kawiarni Pod Słonecznikiem, by wypić kieliszek
za jego pamięć. Zaraz po przyjezdzie Serenity poszła na zaplecze, by pomóc Ariadne i kilku innym
osobom w przygotowaniu jedzenia i napojów.
Caleb został sam na skraju tłoczącej się gromady. Był zaskoczony tak licznym przybyciem gości. Z
tego, co powiedziała mu Serenity, wywnioskował, że nikt prócz Jessie nie był zżyty z Asterleyem. A
jednak zebrało się tu mnóstwo ludzi, którzy chcieli się z nim pożegnać. Zastanawiał się, czy
przypadkiem tak wielkie zgromadzenie nie jest spowodowane niedostatkiem innych rozrywek w
osadzie oraz darmowym poczęstunkiem, a nie przyjaznymi uczuciami mieszkańców Witt's End wobec
zmarłego.
W każdym razie, niezależnie od przyczyny, wszyscy przedstawiciele miejscowej ludności byli
obecni. Kilka osób Caleb poznał już wcześniej, podczas oceny produktów do katalogu wysyłkowego
Serenity. Uprzejmie przywitał niektórych kiwnięciem głowy, pogryzając moczonego w jogurcie
krakersa z pełnoziarnistej mąki, i jednym uchem przysłuchiwał się urywkom anegdot z życia
Ambrose'a.
- Pamiętacie ten dzień, kiedy Ambrose myślał, że wreszcie będzie miał wystawę w galerii Seattle, a
właściciel galerii wykorkował, zanim zdjęcia powieszono na ścianach? - Facet ubrany w czarną
skórę i łańcuchy pokiwał głową ze współczuciem i połknął chrupki kukurydzane maczane w paście z
żółtek.
- Ja pamiętam. - Kobieta z krótko ostrzyżonymi, sterczącymi włosami, ubrana w koszulę w kratę i
ciasno opięte dżinsy, smutno kiwnęła głową. - Jessie powiedziała, że się wtedy upił i wykrzykiwał,
że zniszczy wszystko, co zrobił.
- Taki był Ambrose w waszych oczach - powiedział Quinton podchodząc do grupki stojącej przy
chrupkach z kukurydzy. - Pozornie nic mu się nie udawało. A on zawsze był schwytany pomiędzy
kosmiczne płaszczyzny. Matematyka wszechświata jest na swój sposób podobna do talii kart. I
Ambrose zawsze trafiał na niefortunne rozdanie.
- Tak, prawdziwy pechowiec w sferze karmy, zgadza się - potwierdził facet z łańcuchami. - Ale na
swój sposób był okay.
- Trudno o nim mówić jak o facecie pełnym ducha. To był raczej samotnik - zauważyła kobieta
ubrana w suknię uszytą z kilku warstw wstążek. - Ofiara pecha. Ale był fantastycznym fotografikiem,
wiesz?
- Wiem - potwierdził Quinton.
- Janine i ja powiesiłyśmy nad łóżkiem zdjęcie, które nam kiedyś zrobił - wyznała ostrzyżona na jeża
kobieta. Z oka spłynęła jej łza. - Jest piękne. Jessie przepchnęła się do bufetu.
- On miał talent - powiedziała cicho do Caleba. - Nie które jego zdjęcia są wprost niewiarygodnie
wspaniałe. Czy Serenity pokazała ci w końcu te, które jej zrobił?
- Nie. - Caleb pomyślał o kopercie, którą Serenity zabrała z archiwum Asterleya. - Nie pokazała. -
Kwestia zaufania!
- Powinieneś je obejrzeć - nalegała Jessie. - Są wspaniałym przykładem jego talentu. Pewnego dnia
chciała bym je zobaczyć na wystawie. Byłaby to swoista danina spłacona talentowi Ambrose'a.
Caleb wyobraził sobie zdjęcia Serenity wystawione na widok publiczny w galerii, jej piękne,
wdzięczne ciało obnażone przed wszystkimi bez wyjątku. Z krakersa, który trzymał w palcach,
posypały się okruchy.
- Nie sądzę, by Serenity spodobał się ten pomysł - powiedział wreszcie.
Jessie spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Dlaczego?
- Bo zrobiłbym piekło, gdyby się zgodziła. - Gorączkowo zastanawiał się nad jakimś logicznym
powodem. - Sprzedaż Wysyłkowa Witt s End nie potrzebuje takiej reklamy.
- Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób mogłoby to jej zaszkodzić - powiedziała Jessie. Już
zamierzała wygłosić następny komentarz, gdy podszedł do nich Blade.
- Cześć, Blade. Jak tam leci? Widzę, że jak na razie Witt's End jest względnie bezpieczne przed
siłami inwazji.
- Nie byłbym taki pewien. - Blade wiecznie przymrużonymi oczami profesjonalisty czujnie omiótł
całe pomieszczenie. - Chyba mamy kłopoty.
- Dlaczego tak myślisz? - zapytał Caleb, wykazując średnie zainteresowanie.
- Zone siÄ™ dziwnie zachowuje.
- Zone sprawia na mnie wrażenie osoby, która zawsze się dziwnie zachowuje - zauważył Caleb. - Co
w tym nowego?
- Jest nerwowa. Może nawet przestraszona. Ciągle gada o niebezpieczeństwie i zamieszaniu. - Blade
kiwnął głową w kierunku Zone, która stała samotnie przy wazie z ponczem. - Coś mi się to nie
podoba.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]