[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lecz próbował nie zwracać na to uwagi.
Zawołał Jasona najgłośniej, jak mógł, potem otworzył okno i wyszedł na
wÄ…ski parapet.
- WyniosÄ™ ciÄ™, Julio, bÄ…dz spokojna.
Ale wyjść z Julią na rękach nie było tak łatwo, jak wejść...
- Nie martw się - powtarzał - wyniosę cię.
Przytrzymując dziewczynkę jedną ręką, Rick, zacisnąwszy zęby,
skoczył.
yle obliczył ten skok i zahaczył bokiem o mur, ale nie wypuścił Julii.
Zawisł na jednej ręce, tak jak Jason wtedy na skale, nad urwiskiem w
Kilmore Cove.
Noc była lodowato zimna. Wilgotna mgła zmieszała się z dymem.
Przyczepiony jak nietoperz do muru okalającego klasztor, Rick macał
stopą ścianę, szukając kolejnych punktów oparcia. W końcu stanął na
ziemi.
Dom był już nieomal pogorzeliskiem.
Czując potworny ból w prawym boku, przeszedł jeszcze kroków, wciąż
niosąc Julię, po czym ostrożnie położył ją na trawie.
W tym samym momencie usłyszał huk tłuczonej szyby i odwrócił się
gwałtownie.
Ktoś stłukł szybę w oknie na parterze i wyskoczył przez nie. To Jason!
Zobaczył, jak się podnosi z ziemi, uniósł więc rękę i zamachał,
krzyczÄ…c:
- Tu jesteśmy! - Potem obrócił się i spojrzał na Julię.
W srebrnej poświacie nocy jej twarz była prześliczna. I nieruchoma.
Rick przyłożył ucho do jej serca. Bije? Czy też to jego serce bije za nich
oboje? Przysunął twarz do jej ust, by sprawdzić, czy oddycha.
- Julio... żyjesz, prawda?
Oddychała. Tak, oddychała. I Rick pocałował Julię.
Przytrzymując dziewczynkę jedną ręką, Rick, zacisnąwszy zęby,
skoczył.
yle obliczył ten skok i zahaczył bokiem o mur, ale nie wypuścił Julii.
Zawisł na jednej ręce, tak jak Jason wtedy na skale, nad urwiskiem w
Kilmore Cove.
Noc była lodowato zimna. Wilgotna mgła zmieszała się z dymem.
Przyczepiony jak nietoperz do muru okalającego klasztor, Rick macał
stopą ścianę, szukając kolejnych punktów oparcia. W końcu stanął na
ziemi.
Dom był już nieomal pogorzeliskiem.
Czując potworny ból w prawym boku, przeszedł jeszcze kilka kroków,
wciąż niosąc Julię, po czym ostrożnie położył ją na trawie.
W tym samym momencie usłyszał huk tłuczonej szyby i odwrócił się
gwałtownie.
Ktoś stłukł szybę w oknie na parterze i wyskoczył przez nie. To Jason!
Zobaczył, jak się podnosi z ziemi, uniósł więc rękę i zamachał,
krzyczÄ…c:
- Tu jesteśmy! - Potem obrócił się i spojrzał na Julię.
W srebrnej poświacie nocy jej twarz była prześliczna. I nieruchoma.
Rick przyłożył ucho do jej serca. Bije? Czy też to jego serce bije za nich
oboje? Przysunął twarz do jej ust, by sprawdzić, czy oddycha.
- Julio... żyjesz, prawda?
Oddychała. Tak, oddychała. I Rick pocałował Julię.
Jason, którego zaczerwienione oczy łzawiły od dymu, z trudem
dostrzegł Ricka pochylonego nad jego siostrą.
Podbiegł do nich, trzymając kurczowo aparat fotograficzny Petera
Dedalusa i kilka ocalałych kartek z jego albumu.
- Rick! Julio!
Rudzielec poderwał się z ziemi jak sprężyna.
- Tu! Jesteśmy zdrowi! Wyniosłem ją...
W tej chwili rozległ się łoskot. To dom przechylił się niebezpiecznie na
bok, a dym buchnął z otwartych okien jak z kilkudziesięciu kominów
jednocześnie. I po chwili, z ostatnim jękiem, pracownia Petera Dedalusa
runęła z hukiem na ziemię.
Leonard wiedział, że żebracy opuszczą za parę dni więzienie, ale miał
nadzieję, że na skutek wstrząsu, który przeżyli, będą się trzymać przez
jakiś czas z dala od Domu Cabota. Właściwie wystarczyłoby, gdyby
trzymali siÄ™ z dala przez kilka godzin.
Leonard czuł się nadzwyczaj radośnie. Znalezć się w Wenecji, po tylu
latach... Cieszył się każdym drobiazgiem, atmosferą tego
niepowtarzalnego miasta, gęstwiną sztuki wyrosłą w mieście
zbudowanym na palach. Patrzył z podziwem na handlarzy wiosłujących
na swych długich łodziach po Wielkim Kanale i wciskał się w ciche
zaułki na tyłach Palazzo Ducale, pragnąc raz jeszcze zobaczyć Arsenał
Wenecki i jego potężną stocznię.
' » 'y- - '''li'T' iwÅ„Å‚jfc)
A;Ä…2c; -
Wędrując uliczkami, powracał myślą do dawnych przeżyć i miejsc
znanych z przeszłości. I tak znalazł się w wąskim i wilgotnym zaułku, w
połowie którego znajdował się maleńki sklepik ze starociami i towarem
orientalnym - sklep Zafona.
Leonard wszedł.
- Ten zapach! - zawołał. - Jak dawno go nie czułem!
Zza stosu towaru wynurzył się staruszek, przypominający
zasuszony chleb świętojański. Zrobił zdumioną minę.
- Czy mnie moje stare oczy mylą, czy to... mój dawny klient,
którego od wielu lat nie widziałem w mieście?
- Twoje oczy cię nie mylą - odpowiedział Leonard, podbiegając, by
go uściskać. - Zafon! Jeszcze żyjesz, stary druhu, całe szczęście!
- Wolnego, wolnego! Jak mnie będziesz tak dalej ściskał, to już
długo nie pociągnę! - roześmiał się staruszek - Co ci się stało? Jakie
nieznane morza odkryłeś? I co znaczy ta przepaska na oku?
- To był rekin.
- Rekin... hmm... hmm... co by nie mówić, on też jest morskim
wędrowcą.
Zaczęli wieść ożywioną rozmowę, przerywaną od czasu do czasu
wybuchami śmiechu.
Potem, kiedy Leonard się pożegnał, obiecując rychły powrót, stary
Zafon zniknął za ladą i powrócił z dwoma czar-__ nymi zeszytami.
\
O a mi i ploTwnie
Vjjm ijii
'l
- Nie chciałbym, żebyś o nich zapomniał! Najlepsze zeszyty z
weneckich papierni!
- Ale ja nie mam czym za nie zapłacić...
Stary mimo to wsunął mu je w ręce i powiedział:
- Już mi zapłaciłeś tą pogawędką, przyjacielu. Dasz mi te parę
groszy następnym razem, jak wrócisz.
Leonard ścisnął zeszyty swoimi wielkimi dłońmi i powiedział:
- A zatem do zobaczenia za parÄ™ dni.
Stary uśmiechnął się szeroko, pokazując bezzębne wargi i odprowadził
Leonarda do drzwi.
- Ty bezwstydniku! To samo mówiłeś ostatnim razem.
Kiedy ogień ostatecznie ugaszono, zbiegli się wszyscy mieszkańcy
wyspy, by zobaczyć pogorzelisko. Z domu Pietra Anglika pozostały
jedynie czarne, dymiące zgliszcza. Dzieci siedziały z boku, drżąc z
przerażenia. Zobaczyli, jak spod zwęglonych belek wyciągnięto
nieprzytomnego mężczyznę.
- Kurczę... - szepnęła Julia, kiedy go zobaczyła.
To był hrabia Cenere, okropnie poparzony.
Rossella objęła Julię, ale dziewczynka szukała oparcia w oczach Ricka.
To była tylko jedna chwilka, ale chłopak to zauważył i speszony spuścił
wzrok.
- Powinien dziękować, że jeszcze żyje. Nawet jeśli to się zle
skończyło... - odezwał się Albert Caller do siedzącego obok niego
Jasona.
- Pomyśleć, że i ja byłem tam, w środku...
Albert nagle poderwał się na równe nogi i zaczął kręcić z
niedowierzaniem głową.
- I pomyśleć, że go znałem...
Mężczyzna, który kazał się nazywać hrabią Cenere, to był Dante, ostatni
pokojowiec państwa Callerów, ten, którego Albert zwolnił, kiedy
postanowił nie wpuszczać już obcych do domu.
Kiedy dwaj zakonnicy wynosili mężczyznę, by go opatrzyć, inni zajęli
siÄ™ poszukiwaniem Petera i Obliwii. Znalezli tylko okulary zegarmistrza.
I kawałek ubrania - ubrania Obliwii.
Może jej udało się wymknąć, zanim dom runął" - pomyślał Jason. Ale
Peter...".
Wydawał mu się tak powolny, a zarazem tak zaszokowany, że było
całkiem prawdopodobne, że nie zdążył uciec... i leżał teraz tam, pod
zwałami tego wszystkiego, co zostało z jego wynalazków.
Diogo - kompletnie zdezorientowany, z sierścią bardziej zjeżoną niż
zazwyczaj - skulił się w ramionach Julii. Też przeżył swoje - gdy tylko
się otrząsnął z kopniaka, jaki mu wymierzył hrabia Cenere, pobiegł do
domu Petera i tam czekał na dzieci.
Czarny Gondolier odwiózł dzieci i państwa Callerów do Wenecji. Była
to podróż mroczna i milcząca.
Jason nie mógł przestać myśleć o ostatnich słowach Petera, które
nieustannie brzmiały mu w uszach: Pierwszy Klucz jest tam, chłopcze.
I zawsze tam był!".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]