[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
kiedy pokazaĹa siÄ Kris Parks i jej przyjaciĂłĹki.
- WĹaĹciwa Droga - szepnÄĹa Catherine, szarpiÄ
c mnie
za rÄkaw. - IdÄ
w naszÄ
stronÄ. Na czwartej.
PoczuĹam, jak sztywniejÄ
mi plecy. Kris nie oĹmieli siÄ
powiedzieÄ mi Ĺźadnej zĹoĹliwoĹci. DziewczynÄ takÄ
jak De
bra, praktycznie bezbronnÄ
, rozdarĹaby na strzÄpy bez za
stanowienia. Ale mnie? Nie ma mowy. Nie oĹmieli siÄ.
OĹmieliĹa siÄ.
OczywiĹcie, jasne, Ĺźe siÄ oĹmieliĹa.
- Dziiiwka - zasyczaĹa, kiedy ona i jej gorliwe zwolen
niczki mnie mijaĹy.
JuĹź duĹźo zniosĹam tego dnia. Szepty, zĹoĹliwe uwagi, gĹo
sy, ktĂłre nagle milkĹy, kiedy wchodziĹam do Ĺazienki dla
dziewczyn.
ZniosĹam naprawdÄ wiele. Bardzo wiele.
Ale to?
Tego znieĹÄ nie mogĹam.
WyszĹam z kolejki i zastÄ
piĹam Kris drogÄ.
-Jak mnie wĹaĹnie nazwaĹaĹ? - spytaĹam, trzymajÄ
c gĹo
wÄ tak samo wysoko jak ona.
Nie ma mowy, Ĺźeby Kris powtĂłrzyĹa mi coĹ takiego pro
sto w oczy. ByĹa na to za duĹźym tchĂłrzem. Raczej nie oba
wiaĹa siÄ, Ĺźe jÄ
uderzÄ. Nigdy nikogo nie uderzyĹam - poza
Lucy, kiedy byĹyĹmy maĹe. No i tego faceta, ktĂłry chciaĹ za-
176
strzeliÄ prezydenta. ChociaĹź nie tyle go uderzyĹam, co na
niego wskoczyĹam.
Tak, Kris nie mogĹa siÄ obawiaÄ, Ĺźe jÄ
uderzÄ.
MogĹa siÄ jednak spodziewaÄ, Ĺźe coĹ sprĂłbujÄ jej zrobiÄ.
Najwyrazniej nie przejmowaĹa siÄ tym na tyle, Ĺźeby nie
zapleĹÄ rÄ
k na piersi i nie pochyliÄ siÄ do mnie bokiem, mĂł
wiÄ
c:
- NazwaĹam ciÄ dziwkÄ
. Bo niÄ
jesteĹ.
Dziwne, ale w zazwyczaj haĹaĹliwej stoĹĂłwce Liceum
imienia Adamsa w tej chwili daĹoby siÄ sĹyszeÄ, jak na podĹo
gÄ spada spinka do wĹosĂłw. Takie juĹź moje szczÄĹcie, Ĺźe aku
rat w tym momencie wszyscy zamilkli. I przestali grzecho
taÄ widelcami. I jeĹÄ.
Nawet oddychaÄ.
A to dlatego, Ĺźe - jak powinnam byĹa siÄ spodziewaÄ -
wszyscy zauwaĹźyli Kris i jej minÄ, kiedy do mnie podchodzi
Ĺa. Wiedzieli, Ĺźe dojdzie do jakiejĹ pyskĂłwki, skupili siÄ wiÄc
na mnie i Kris. Wszyscy wziÄli gĹÄboki oddech, gdy Kris na
zwaĹa mnie dziwkÄ
( Och, nie, niemoĹźliwe!"), i czekali na
mojÄ
odpowiedz.
Ale ja nie znalazĹam Ĺźadnej. ByĹam pewna, Ĺźe Kris siÄ
wycofa. Nie przypuszczaĹam, Ĺźe powie to jeszcze raz.
CzuĹam, jak gorÄ
co zalewa mi szyjÄ i policzki, i byĹam
pewna, Ĺźe karmazyn (sĹowo do egzaminu SAT oznaczajÄ
ce
jaskrawy czerwony kolor), ktĂłry oblaĹ mi twarz, jest widocz
ny rĂłwnieĹź spod wĹosĂłw na czaszce. Kris Parks nazwaĹa mnie
dziwkÄ
. Dwa razy. Prosto w oczy.
MusiaĹam coĹ powiedzieÄ. Nie mogĹam tak staÄ przed
niÄ
. Nie mogĹam tak staÄ przed wszystkimi.
JuĹź braĹam oddech, Ĺźeby powiedzieÄ - sama nie wiem, co
- kiedy stojÄ
ca koĹo mnie Catherine odezwaĹa siÄ:
12 - Pierwszy krok 177
- Dla twojej informacji, Kris, to wszystko byĹo nieporo
zumieniem. Sam nigdy...
Jeszcze kiedy to mĂłwiĹa, ja juĹź wiedziaĹam, Ĺźe prawda
nie ma Ĺźadnego znaczenia. Nie chodziĹo o to, czy uprawia
Ĺam seks, czy nie.
I musiaĹam uĹwiadomiÄ to Kris.
PrzerywajÄ
c Catherine w póŠsĹowa, powiedziaĹam:
- A co ci daje prawo do obrzucania wyzwiskami innych,
Kris?
Prawdopodobnie byĹa to jedna z najcieĹszych ripost w hi
storii ludzkoĹci, ale niewaĹźne.
- A powiem ci, co mi daje to prawo - odpaliĹa Kris, dba
jÄ
c o silnÄ
emisjÄ gĹosu (wyraĹźenie do egzaminu SAT ozna
czajÄ
ce sposĂłb wydawania dzwiÄkĂłw mowy), Ĺźeby sĹychaÄ jÄ
byĹo w caĹej stoĹĂłwce. - WystÄpowaĹaĹ w ogĂłlnokrajowej te
lewizji i nie doĹÄ, Ĺźe zakpiĹaĹ sobie z prezydenta i amerykaĹ
skiej rodziny, to jeszcze oĹmieszyĹaĹ naszÄ
szkoĹÄ. MoĹźe cie
bie to zdziwi, ale tu sÄ
ludzie, ktĂłrzy nie chcÄ
byÄ kojarzeni
ze szkoĹÄ
, do ktĂłrej chodzÄ
takie osoby jak ty. Co myĹlÄ
urzÄd
nicy do spraw rekrutacji na uczelniach o kandydatach z Li
ceum imienia Adamsa? Jak sÄ
dzisz, z czym bÄdzie im siÄ
teraz kojarzyÄ nasza szkoĹa? Z wysokimi wynikami w na
uce? Z osiÄ
gniÄciami w sporcie? Nie. ZobaczÄ
nazwÄ Liceum
imienia Adamsa i powiedzÄ
: Ach, to ta szkoĹa, do ktĂłrej
chodziĹa ta skankĂłwa Sam Madison". GdybyĹ miaĹa choÄ
odrobinÄ szacunku dla tej szkoĹy, zrezygnowaĹabyĹ z niej
natychmiast i pozwoliĹa nam postaraÄ siÄ odzyskaÄ resztki
reputacji dla tego miejsca.
GapiĹam siÄ na niÄ
, majÄ
c nadziejÄ, Ĺźe nie zauwaĹźy Ĺez,
ktĂłre napĹynÄĹy mi do oczu. I ktĂłre byĹy, jak sobie powtarza
Ĺam, Ĺzami gniewu.
178
- To prawda? - zapytaĹam.
Ale nie byĹo to pytanie skierowane do Kris. OdwrĂłciĹam
siÄ i spojrzaĹam na gapiÄ
ce siÄ na mnie twarze. Wszystkie
miaĹy wyraz wystudiowanej obojÄtnoĹci.
Czy wĹaĹnie o tym mĂłwiĹa wczoraj pierwsza dama? Czy
tak siÄ przejawia obojÄtnoĹÄ nastolatkĂłw?
- NaprawdÄ wszyscy tak uwaĹźacie? - zapytaĹam te obo
jÄtne twarze. - %7Ĺe zrujnowaĹam reputacjÄ naszej szkoĹy? Czy
moĹźe to tylko zdanie Kris Parks? - ObejrzaĹam siÄ i spioru-
nowaĹam Kris wzrokiem. - Bo jeĹli chcecie znaÄ moje zda
nie, to reputacja Liceum imienia Adamsa ani przez chwilÄ
nie byĹa zagroĹźona. Jasne, wszyscy myĹlÄ
, Ĺźe to taka Ĺwietna
szkoĹa. No bo przecieĹź przoduje w rankingach szkĂłĹ, praw
da? Ale w tym wĹaĹnie problem. Liceum imienia Adamsa nie
jest ĹwietnÄ
szkoĹÄ
. MoĹźe jest, jeĹli chodzi o poziom zajÄÄ.
Ale peĹno tu ludzi, ktĂłrzy kpiÄ
z ciebie, gdy nosisz cokol
wiek, co nie ma metki J.Crew albo Abercrombie. Ludzi, ktĂł
rzy nie wahajÄ
siÄ nazwaÄ ciÄ dziwkÄ
, niezaleĹźnie od tego,
czy niÄ
jesteĹ, czy nie.
MĂłwiĹam coraz gĹoĹniej, wĹaĹciwie krzyczaĹam. Ale byĹo
mi wszystko jedno.
- Czy naprawdÄ wszyscy uwaĹźacie, Ĺźe powinnam zrezy
gnowaÄ ze szkoĹy? Czy naprawdÄ wszyscy zgadzacie siÄ
z Kris?
Nikt siÄ nie poruszyĹ. Nikt nic nie powiedziaĹ.
Nikt poza Kris. UniosĹa gĹowÄ jeszcze wyĹźej i rozejrzaw
szy siÄ po morzu twarzy, powiedziaĹa:
- No i co?
WidaÄ byĹo, Ĺźe Kris dobrze siÄ bawi. Zawsze lubiĹa byÄ
w centrum zainteresowania, ale brakowaĹo jej talentu, Ĺźeby
dostaÄ jakieĹ role w szkolnych sztukach czy musicalach.
179
NazwaÄ kogoĹ dziwkÄ
przy caĹej szkole to dla niej jedyny
sposĂłb zyskania uwagi, jakiej ĹaknÄĹa. To i Ĺaskawe panowa
nie z wyĹźyn funkcji przewodniczÄ
cej klasy.
Kiedy nikt nie odpowiedziaĹ, Kris znĂłw spojrzaĹa na
mnie.
- No cóş - powiedziaĹa - masy wyraziĹy swoje zdanie.
Czy raczej powstrzymaĹy siÄ od mĂłwienia. Po co tu jeszcze
stoisz? WynoĹ siÄ. Nie chcemy tu dziwek.
- Ty teĹź lepiej znajdz sobie innÄ
szkoĹÄ, Kris.
Nie ja to powiedziaĹam. A ĹźaĹujÄ, bo powinnam byĹa to
powiedzieÄ.
Ale powiedziaĹ to ktoĹ inny. Nie ja ani nie Catherine,
ktĂłra nadal staĹa w kolejce po lunch, a jej ciemne oczy byĹy
tak samo szeroko otwarte i peĹne przeraĹźenia jak moje.
OsobÄ
, ktĂłra powiedziaĹa, Ĺźe Kris teĹź powinna poszukaÄ
sobie innej szkoĹy, byĹa moja siostra Lucy. WstaĹa od stolika,
przy ktĂłrym siedziaĹa z przyjaciĂłĹmi, i podeszĹa do Kris
z uĹmiechem na swojej Ĺlicznej twarzy.
Nie miaĹam pojÄcia, dlaczego Lucy siÄ uĹmiecha, biorÄ
c
pod uwagÄ okolicznoĹci.
Kris najwyrazniej teĹź nie miaĹa pojÄcia.
- Nie wiem, o co ci chodzi, Lucy - powiedziaĹa przyja
znym tonem. - Ta sprawa ciebie nie dotyczy. Ciebie wszyscy
lubiÄ
, Lucy. To dotyczy twojej siostry.
- WĹaĹnie w tym problem, Kris - odparĹa Lucy. - Cokol
wiek dotyczy mojej siostry, dotyczy mnie.
MĂłwiÄ
c to, podeszĹa do mnie i objÄĹa mnie za szyjÄ. Pew
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]