[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy Dan nie odpowiadał, zlękła się, że może zmienił zdanie.
Kiedy usłyszała odgłos odkładanej słuchawki, była już tego pewna.
I co teraz?
113
RS
Dziesięć minut pózniej leżała zwinięta w kłębek na kanapie,
pogrążona w ponurych rozmyślaniach, nie wiedząc, co dalej począć.
Wtem rozległ się dzwonek od frontu. Pomyślała, że to pewnie znowu
Nigel ma do niej jakąś sprawę, ale gdy otworzyła drzwi, ukazał się w
nich Dan, który trzymał w rękach butelkę szampana i dwa kieliszki.
- O ile mi wiadomo, zaręczyny świętuje się w jeden, znany
powszechnie sposób - oznajmił, wchodząc do środka. - Potrzebne jest
zaciszne miejsce, w którym narzeczeni mogą być sam na sam, oraz
łóżko. Najlepiej,żeby łóżko było możliwie duże i żeby to sam na sam
trwało jak najdłużej, ale ponieważ nasze zaręczyny nie zobowiązują
nas do wspólnego życia  póki śmierć nas nie rozłączy", proponuję
takie oto alternatywne rozwiązanie. - Oczywiście - dodał cicho -
gdybyś wolała tę pierwszą opcję...
Jodi spojrzała na niego z oburzeniem.
- Mówiąc szczerze, wolałabym w ogóle nie znalezć się w tej
sytuacji.
Dan zorientował się, że lepiej zmienić temat rozmowy.
- Jak wypadło zebranie rodziców? - zapytał, otwierając
szampana i napełniając kieliszki.
- Bardzo różnie komentowano nasze zaręczyny -odparła cierpko
Jodi.
Wolała mu nie mówić, że przed końcem zebrania Myra
zapowiedziała, iż jej moralnym obowiązkiem będzie powiadomienie
władz oświatowych o zaistniałej sytuacji.
114
RS
- To tylko burza w szklance wody - uspokajał ją Dan. - Za sześć
miesięcy wszyscy o tym zapomną.
Kiedy podał jej kieliszek szampana, Jodi odmówiła, potrząsając
głową.
Dan nie nalegał, odstawił kieliszek na stolik i zagadnął:
- Czy to z powodu twojej reakcji na koktajl, który wypiłaś w
hotelu? Jodi, z tego dzbanka unosiła się woń zupełnie zabójczej
mikstury alkoholu i...
- Nie, nie o to chodzi - odparła głucho. - Po prostu nie znoszę
udawać, oszukiwać. Moim zdaniem, byłoby to niestosowne, byśmy w
ten tradycyjny, romantyczny sposób świętowali coś, co jest tylko
pozorem... fikcjÄ…...
- Jodi!
- Proszę cię, nie mówmy już o tym. I wybacz, ale chciałabym,
żebyś sobie już poszedł - wydusiła.
Dan wahał się przez chwilę. Jodi sprawiała wrażenie tak
delikatnej i kruchej, że bardzo pragnął z nią zostać, zatroszczyć się o
nią. Była bardzo blada i wyglądała na wyczerpaną...
- Jodi, wiem, że już o tym mówiliśmy, ale jeśli jednak istnieje
możliwość, że się mylisz i jesteś w ciąży, to ja...
- Nie jestem w ciąży! - przerwała mu ostro Jodi. - Czuję się tylko
przemęczona. I chciałabym zostać sama.
Jadąc do siebie do domu Dan zastanawiał się, po co właściwie
przyjechał do Jodi. Czy rzeczywiście miał nadzieję, że jego
115
RS
odwiedziny w celu uczczenia szampanem ich fikcyjnych zaręczyn
zmieni w jakiś sposób fakt, że ona go nie kocha?
Może jestem idiotą, pomyślał, ale mam swój honor i pragnę
uczynić wszystko, aby chronić Jodi i jej reputację tak długo, jak to
będzie konieczne, czy jej się to podoba, czy nie. I wkrótce, na dowód
tego, Jodi będzie nosiła mój pierścionek zaręczynowy!
116
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Jodi nie potrafiła się powstrzymać i wciąż ukradkiem zerkała na
niezbyt okazały, ale za to czystej wody i pełen blasku brylant na
palcu.
Na próżno protestowała, Dan był uparty i Jodi musiała przyznać,
że miał swoje racje.
Rodzice Nigela zaprosili jÄ… z Danem na kolacjÄ™ i, jako ludzie
starszego pokolenia, byliby zdziwieni, nie widząc na ręku swojej
siostrzenicy zaręczynowego pierścionka.
U jubilera Jodi chciała wybrać pierścionek możliwie najtańszy,
ale Dan spośród wielu wybrał akurat ten. Jodi była zdumiona,
ponieważ właśnie ten pierścionek sama by sobie upatrzyła, w innych
okolicznościach... Teraz, gdy siedziała obok Dana w samochodzie, raz
po raz spoglądała na tęczowe iskry, które rzucał ten wyjątkowo
piękny brylant.
Nie była zachwycona perspektywą kolacji u swych wujostwa,
mimo że kochała ich oboje. Wiedziała, że rodzice Nigela mają bardzo
konserwatywne poglądy i że zwłaszcza ciotka zechce z pewnością
zadać jej wiele niewygodnych pytań.
Gdy Jodi i Dan jechali na kolacjÄ™, nowa sekretarka Dana w jego
biurze usłyszała, że dzwoni telefon.
- Tu sekretariat pana Jeffersona - odezwała się.
117
RS
- Chciałabym mówić z panem Jeffersonem - powiedziała
kobieta, nie zdradzając swego nazwiska. Dodała jedynie, że jego
telefon komórkowy nie odpowiada i że od kilku dni nie miała od
niego wiadomości.
- Bardzo mi przykro - odrzekła sekretarka - ale nie ma go teraz w
biurze. I przypuszczam, że wyłączył komórkę, bo wiem, że miał się
spotkać z narzeczoną.
Luisa Jefferson, matka Dana, z wrażenia omal nie upuściła
słuchawki.
- Z narzeczoną - powtórzyła. - No tak... oczywiście... rozumiem.
- Może zechce pani zostawić wiadomość?
- Nie, raczej nie... dziękuję - powiedziała Luisa Jefferson i
odłożyła słuchawkę, po czym natychmiast poszła szukać męża,
którego znalazła opalającego się na leżaku przy basenie kąpielowym.
- Muszę natychmiast polecieć do Anglii i porozmawiać z
Danielem - oznajmiła krótko.
Wieczór upłynął nadspodziewanie przyjemnie. Dan śmiał się z
dowcipów wuja i chwalił sztukę kulinarną ciotki w sposób tak szczery
i naturalny, że oboje byli gotowi przyjąć go do rodziny z otwartymi
ramionami. Jodi obserwowała tę sytuację z pewną rezerwą.
Kiedy po kolacji wszyscy przeszli na kawÄ™ do salonu, ciotka
zadała jej wreszcie nieuchronne pytanie:
- A więc, Jodi, co ze ślubem? Czy macie już jakieś konkretne
plany?
- Nie...
118
RS
- Tak...
Ponieważ oboje odpowiedzieli jednocześnie, ciotka ze
zrozumiałym zdziwieniem spojrzała najpierw na uśmiechniętą twarz
Dana, a potem na poważną i niepewną swojej siostrzenicy.
- Ciociu, dopiero się zaręczyliśmy - usiłowała wyjaśnić Jodi.
- Ja bym ją poślubił już jutro, gdyby się tylko zgodziła - oznajmił
Dan, spoglądając na Jodi z figlarnym uśmiechem.
- No cóż, Jodi naturalnie będzie chciała poczekać na powrót
swoich rodziców z podróży - powiedziała z namysłem ciotka. - A jak
będzie z twoimi rodzicami? -wróciła się do Dana.
- Chcę zabrać Jodi do Włoch tak szybko, jak to tylko będzie
możliwe - odparł szczerze Dan - ale i tak jestem pewien, że moi
rodzice serdecznie ją pokochają. - Zanim Jodi zdążyła się
zorientować, co się dzieje, pochylił się ku niej, ujął czule jej dłoń i
musnÄ…Å‚ wargami jej usta.
Jodi znów nie potrafiła mu się oprzeć, przymknęła na moment
oczy i zapragnęła, by wszystko to działo się naprawdę, żeby Dan ją
kochał i żeby czekała ich wspólna przyszłość.
Gdy wujostwo odprowadzali ich do drzwi, Dan objÄ…Å‚ ramieniem
Jodi i nie zamierzał jej puścić, mimo że samochód był zaparkowany
tak, że nie był widoczny z domu.
- Możesz mnie już puścić - powiedziała Jodi, kiedy zbliżali się
do samochodu. - StÄ…d nikt nas nie zobaczy.
- A jeśli nie zechcę ciebie puścić? - mruknął cicho Dan.
119
RS
W świetle księżyca Jodi dostrzegła iskierkę namiętności w jego
oczach. Cofnęła się o krok, serce jej waliło jak młot - ale nie ze
strachu...
- Dan! - zaprotestowała, ale on podszedł do niej i przeciągnął
dłonią po jej policzku. Gdy tylko jej dotknął, poczuła, jak bardzo go
pragnie. Nie mogła się oprzeć temu pragnieniu, które narastało z
każdą chwilą...
- Przecież jesteśmy zaręczeni - szepnął jej do ucha Dan. - Nie
robimy nic złego. To zupełnie naturalne, a ja tak bardzo na ciebie
czekam...
- Ale to nie są prawdziwe zaręczyny - przypomniała mu Jodi
słabym głosem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •