[ Pobierz całość w formacie PDF ]

la kie rem pa znok cie.
Ra chel po de szła do sto łu, wzię ła Rona za rękę i spoj rza ła mu w oczy. Na than
z uzna niem po my ślał, że ma do bre po dej ście do pa cjen tów. Po tra fi na wią zać bez po -
śred ni kon takt. Na od dzia le ra tun ko wym le karz nie czę sto ma w ogó le szan sę po -
roz ma wiać z cho rym, le karz pierw sze go kon tak tu na to miast wi du je swo ich pa cjen -
tów re gu lar nie ca ły mi la ta mi.
 Czas za dbać o sie bie  ode zwa ła się Ra chel.  Z wi zy tą u kar dio lo ga na praw dę
nie mo żesz cze kać. Przy znaj się, od jak daw na masz ta kie do le gli wo ści?
Ron wa hał się, w koń cu rzekł:
 Od kil ku mie siÄ™ cy.
 By Å‚eÅ› u le ka rza?
 Nie. Ay ka łem pa styl ki na ob ni że nie ci śnie nia. I to.  Wy jął z kie sze ni opa ko wa -
nie po pu lar ne go leku prze ciw nie straw no ści.
 Sko ro do le gli wo ści się na si la ją, naj wyż szy czas szu kać przy czy ny. Nie mu si my
wzy wać trans por tu me dycz ne go, ale za ła twi my ci prze jazd hy dro pla nem. Na ju tro.
Tym cza sem do sta niesz spray do sto so wa nia pod ję zyk. I nie mo żesz wró cić do pra -
cy. Mu sisz od po cząć.
Na than bacz nie ob ser wo wał ich dwo je. Z ja kie goś po wo du Ron le piej przyj mo wał
in struk cje od Ra chel niż od nie go. Ma wro dzo ny dar roz mo wy z pa cjen tem, po my -
ślał. Mówi to nem uprzej mym, lecz zde cy do wa nym. Po do ba ło mu się to. Le ka rze bez
Gra nic pra cu ją w cią głym na pię ciu. Nie ma cza su na roz mo wy. Koń czysz z jed nym
pa cjen tem, za bie rasz się do dru gie go. Nie masz cza su my śleć, co do pie ro mó wić.
Wes tchnÄ…Å‚.
Na gle uświa do mił so bie coś jesz cze. Przez pięć lat pra cy na mi sjach z ni kim się
nie za przy jaz nił. Ni g dy nie prze by wał w jed nym miej scu na tyle dłu go, aby na wią zać
z kimś bliż szą zna jo mość. Zro bi ło mu się żal sie bie. Ra chel ści snę ła dłoń Rona.
 Zo stań tu taj, a po tem zje my ra zem ko la cję i dłu żej po roz ma wia my.
Ron wy glą dał, jak gdy by zdję to mu cię żar z ra mion. Wes tchnął, po ło żył się i za -
mknÄ…Å‚ oczy.
 Ko la cja z pięk ną ko bie tą  mruk nął.  Tyl ko głu piec by od mó wił.
Ra chel po sła ła Na tha no wi szyb ki uśmiech, któ ry przy pra wił go o dreszcz pod nie -
ce nia. Może po cią ga go w niej wła śnie to jej ludz kie cie pło? Przez ostat nich kil ka lat
okre ślał ją jako ko bie tę po zba wio ną em pa tii. Wie dział, że to nie spra wie dli we, lecz
w ten spo sób było mu ła twiej. Opu ści ła jego i bra ta. Jest bez ser ca.
Zna li się sie dem lat. Na pierw szym i dru gim roku stu diów nie cho dzi li z sobą, tro -
chę tyl ko flir to wa li. Po tem już byli nie roz łącz ni. Ra chel ni g dy nie wy da wa ła się nie -
czu ła. Nie moż na spę dzić z kimś pię ciu lat i go nie po znać! Na dłuż szą metę nie da
się ukry wać wad i cech cha rak te ru. Znał ją. Przy naj mniej taką, jaka była wte dy.
To dla cze go zro bi ła coś, co zu peł nie do niej nie pa so wa ło? Co się ta kie go wy da -
rzy Å‚o?
Ich spoj rze nia spo tka ły się. Cze ko la do we oczy Ra chel, któ re tak lu bił, lek ka opa -
le ni zna, brą zo we wło sy i ró żo wa su kien ka. Zlicz na jak ob ra zek. W my śli za wsze ją
tak okre ślał.
Nikt ni g dy tak go nie zra nił jak ona. To, co zro bi ła, było nie wy ba czal ne. Te raz jed -
nak, kie dy zno wu prze by wa li ra zem, co raz czę ściej po wra ca ły wspo mnie nia do -
brych chwil. Gdy się śmia ła z człon ka mi eki py, gdy roz ma wia jąc z kimś, do ty ka ła
jego ra mie nia, gdy na gle się za my śla ła.
Dla cze go ode szła?
Po ru szy ła pal ca mi stóp. Pia sek z pla ży mu siał się jej do stać mię dzy pal ce. Na than
ode rwał wzrok od ró żo wych pa znok ci i wstał.
 Zo sta nę z Ro nem  oznaj mił.  Wróć na ko la cję.
 Do brze. Aha, obie ca łam Tal lie żel do su chej skó ry. Ma eg ze mę. Nie wiesz, gdzie
go trzy ma my?
Na than pchnÄ…Å‚ sto Å‚ek w jej stro nÄ™.
 Chy ba w gór nej szaf ce.
 Dzię ki.  We szła na sto łek, otwo rzy ła drzwicz ki szaf ki i za czę ła szu kać żelu. Na -
than nie mógł się po wstrzy mać, aby nie spoj rzeć na jej opa lo ne nogi wy sta ją ce spod
krót kiej su kien ki.  O jest. Na resz cie.
Schy li ła się i po sta wi ła opa ko wa nie na bla cie u swo ich stóp. Mu sia ła jed nak wy ko -
nać ja kiś nie ostroż ny ruch, bo z szaf ki po sy pa ły się ban da że i ni czym po ci ski spa da -
ły jej na ple cy. Sku li ła się, pod nio sła ręce i za sło ni ła gło wę. Krót ka su kien ka pod je -
cha ła do góry, od sła nia jąc maj tecz ki bi ki ni. I coś jesz cze. Na than za marł. Za nim
zdą żył się przyj rzeć, Ra chel szyb kim ru chem ob cią gnę ła su kien kę i ze sko czy ła ze
stoł ka.
Nie był pe wien, nie mógł być pe wien, ale znał cia ło Ra chel. Znał każ dy cen ty metr
jej skó ry. Bli zna tuż nad pra wym bio drem była nowa.
Za mknął oczy. Li nia rów na, nie szar pa na. Nie mo gła po wstać na sku tek wy pad ku
lub przy pad ko we go zra nie nia. Jest zro bio na ludz ką ręką. Skal pe lem chi rur gicz nym.
Ra chel za wsze była oka zem zdro wia. Te raz też wy glą da na zdro wą. W ta kim ra -
zie skÄ…d siÄ™ wziÄ™ Å‚a bli zna?
I co ozna cza?
ROZDZIAA SIÓDMY
Na than z boku ob ser wo wał Rona i Ra chel je dzą cych ra zem ko la cję. Do my ślił się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •