[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi się podoba? - ciągnęła Lizzie. - Mowy nie ma!
- Sama nie wiem, Lizzie. Może rzeczywiÅ›cie stracisz, nie idÄ…c do Bet­
tiny. Nie pomyślałam o tym w ten sposób.
- Och, Holly. O tych sprawach można myśleć bardzo różnie. Gdybym
przejmowała się każdym drobiazgiem, musiałabym się cały czas kryć
w domu lub, co najwyżej, w Dolnym Troutville.
Drobiazg? Bettina bardzo ciÄ™ uraziÅ‚a! ZresztÄ…, co to za życie? Od  dro­
biazgu" do  drobiazgu"?
- Hol, zemszczę się na Bettinie. Będzie nam usługiwać, kłaniając się
w pas - zapowiedziała Lizzie z uśmiechem. - Najedz się więc, kochana
kuzynko. Musisz mieć siłę, żeby jutro rano przymierzyć dużo sukien.
Holly nie była pewna, czy zadowoliłaby ją taka zemsta, ale to już było
coÅ›.
- Doprowadzmy ją do szału - zaproponowała. - Wciąż zmieniajmy
zdanie i żądajmy różnych rozmiarów.
Lizzie się uśmiechnęła.
57
- No pewnie. - Wziąła swoją szklankę z lemoniadą i trąciła szklanką
Holly.
- Przestańcie gadać i jedzcie! - skarciła je mama Lizzie. - Mam dla
was jeszcze dwie dokÅ‚adki. Bardzo chcÄ… siÄ™ znalezć w waszych brzu­
chach!
Holly zaśmiała się i zaczęła jeść. Pyszne danie od razu poprawiło jej
nastrój.
Mogę się dużo nauczyć od Lizzie, pomyślała znowu. Gdybym tylko
potrafiła przestać się przejmować. Już się tak nie martwić.
To jednak było niemożliwe. Przed godziną, gdy wypadła z gabinetu
Jake'a Boone'a, natychmiast pobiegła do Lizzie. Postanowiła za wszelką
cenÄ™ znalezć osobÄ™ odpowiedzialnÄ… za  incydenty" i kupkÄ™ ziemi. Z po­
mocÄ… Jake'a lub bez.
Prawdopodobnie bez, pomyślała, przesuwając na talerzu makaron i ser.
Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? - zastanawiała
siÄ™. Przez tyle lat byÅ‚ moim najdroższym przyjacielem, a wystarczyÅ‚a jed­
na zle zrozumiana uwaga, żeby.
Czy Jake zle zrozumiał jej słowa? A może powiedziała dokładnie to, co
miała na myśli? I on dobrze usłyszał?
 On uosabia wszystko, od czego uciekam. To ostatni mężczyzna na
świecie, za którego bym wyszła!"
Przecież tak nie myÅ›laÅ‚a. To nie byÅ‚a prawda. Holly podÅ›wiadomie bro­
niła się przed swoim uczuciem do Jake'a.
Bardzo cię kochałam, Jake'u Boonie. Och, jak bardzo. Ale ty chciałeś
zostać w Troutville i udowodnić, ile jesteś wart. Nie pozwoliłbyś, żeby
ktoś ci dyktował, co masz czuć i gdzie mieszkać. A ja chciałam stąd uciec.
- Przepraszam cię na chwilę, Lizzie - powiedziała.
Lizzie kiwnęła gÅ‚owÄ… i zaczęła rozmawiać z kilkorgiem staÅ‚ych klien­
tów, a Holly jak najnormalniejszym krokiem poszła do toalety dla pań.
Tam oparÅ‚a siÄ™ o wyÅ‚ożonÄ… pÅ‚ytkami Å›cianÄ™, ukryÅ‚a twarz w dÅ‚oniach i roz­
płakała się.
Rozdział 5
estem nikim i tak już zostanie, więc po co się starać, Jake?
Szesnastoletni Jimmy Morgan splótł ręce na piersi i gniewnie kopał
J
krawężnik przed Dunhill Mansion. Jake zerknął na zegarek, mając na-
58
dziejÄ…, że Dylan niedÅ‚ugo siÄ™ zjawi. Razem z Dylanem obiecali, że zabio­
rą Jimmy'ego na koncert rockowy w sąsiednim mieście. Jeśli Dylan nie
przyjedzie w ciągu minuty, będą musieli wyruszyć bez niego. Jimmy, choć
podekscytowany koncertem, byÅ‚ w zÅ‚ym nastroju. Jake pomyÅ›laÅ‚, że najle­
piej pocieszyłby go Dylan.
To Dylan kilka lat temu zaproponowaÅ‚, żeby Jake poÅ›wiÄ™ciÅ‚ trochÄ™ cza­
su Ośrodkowi dla Chłopców w River County, założonemu pół wieku
wcześniej przez jego dziadka. Dziadek buntował się przeciwko rodzinie
i z pewnością uciekłby z domu, gdyby nie dowiedział się o nieformalnej
drużynie koszykówki, która co sobotę rozgrywała mecze i przyjmowała
każdego, kto chciał się przyłączyć. Ta drużyna, złożona z nastolatków
i dorosłych z różnych środowisk, których łączyła chyba tylko miłość do
koszykówki, odmieniła życie Rockwella Dunhilla. Założył ośrodek dla
nastolatków z okolicy. Jimmy, który spędził jakiś czas w poprawczaku za
wandalizm i bójki, zaczął tu przychodzić kilka miesięcy temu. Jake i Dylan,
którzy w Å›rodowe popoÅ‚udnia i wieczory pracowali tam jako wolontariu­
sze, powoli zaprzyjaznili się z nastolatkiem, głównie dzięki koszykówce.
Dylan grał świetnie, a gdy Jimmy dowiedział się, że to jeden z Dunhil-
lów, dosÅ‚ownie siÄ™ w nim zakochaÅ‚. Fakt, że Dunhill mógÅ‚ być  taki faj­
ny" i traktował Jimmy'ego jak wartościowego człowieka, wywarł duży
wpływ na chłopca. Za zgodą samotnej matki Jimmy'ego, Jake i Dylan
kilka razy w miesiącu zabierali go na różne imprezy. Jego nastawienie do
życia zaczęło się zmieniać.
- Jimmy, możesz osiągnąć wszystko, co zechcesz  powiedział chłopcu
Jake. - Ja jestem tego dowodem. Liczy siÄ™ tylko charakter, a nie pieniÄ…­
dze. Co tam przeszłość. Masz w sobie moc, żeby ukształtować swoją
przyszłość. I terazniejszość.
- Jenny Johnson wcale tak nie uważa - burknął Jimmy.
- Kto to jest Jenny Johnson? - zapytaÅ‚ Jake, nagle rozumiejÄ…c przyczy­
nę złego humoru chłopca. Chodziło o dziewczynę.
-Najładniejsza, najmilsza i najinteligentniejsza dziewczyna w szkole
- odparł Jimmy. - Ale nigdy się ze mną nie umówi. Pochodzi z Górnego
Troutville, a ja nie. To wszystko.
- Bzdura - powiedział Jake. - Skąd wiesz, że ci odmówi, jeśli nawet
nie próbowałeś jej gdzieś zaprosić?
- Po co? - zapytał Jimmy. - Nigdy by się nie zgodziła. Nie odzywa się
do mnie.
- Więc coś mi powiedz - poprosił Jake. - Zauważyłeś, że często na
ciebie patrzy?
Jimmy kiwnął głową.
59
- Cały czas. Bo myśli, że jestem zerem.
Jake się uśmiechnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •