[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jazda!  powiedział Kwas  do środka. Zwist zostaje, żeby nas ubezpieczać.
 Rozkaz!  powiedział Zwist, a Kwas dodał:
 Tylko dopilnuj, żeby to cholerstwo się za nami nie zamknęło!
Pojedynczo weszli do środka. Kręte schody, pełne pyłu i kurzu, zaprowadziły ich na korytarz drugiego poziomu. Sufit był tu położony znacznie
niżej niż na poprzednim piętrze, a korytarz się rozszerzał. Paliło się w nim światło; jego przytłumiony blask wyraznie wskazywał im drogę
w kierunku pomieszczenia na końcu, z którego dochodziły głosy.
Załuski chciał ruszać naprzód, ale Kwas powstrzymał go ruchem ręki.
 Nie podoba mi się to wszystko. Jeśli tu istotnie coś się odbywa, dlaczego do tej pory nikogo nie spotkaliśmy? Obawiam się, czy nie daliśmy
się wciągnąć prosto w zasadzkę&
Jakby w odpowiedzi usłyszeli nad sobą szybkie kroki, krzyki, szamotaninę, a potem płyta nad nimi zaczęła się zasuwać. Smoła rzucił się do
schodów, ale było już za pózno  właz się zamknął, odcinając im drogę ucieczki.
Nieznalski zrobił uspokajający ruch ręką, ale na jego twarzy wciąż malowało się ogromne napięcie.
Odbezpieczyli broń, ale i to było spóznionym działaniem. Zwiatła rozbłysły jaśniejszym blaskiem i zobaczyli otaczających ich członków Czarnego
Bractwa.
Załuski nie znał większości tych mężczyzn. Rozpoznał właściwie tylko Roehmera, o którego umiejętności zabijania kobiet Glass wyrażał się
z taką pogardą. Być może chciał odkupić swoją słabość zabiciem mężczyzn, bo zbliżył się do Kwasa i rzucił zimnym, nieznoszącym sprzeciwu
głosem:
 Oddajcie broń!
Sytuacja była beznadziejna. Załuski ocenił, że każda decyzja, którą podejmą, będzie równała się śmierci. Jeżeli teraz otworzą ogień, Niemcy po
prostu ich wystrzelają. Jeśli oddadzą broń, także zginą, choć  co wielce prawdopodobne  w cierpieniach. Rozważając obie ewentualności na
prostu ich wystrzelają. Jeśli oddadzą broń, także zginą, choć  co wielce prawdopodobne  w cierpieniach. Rozważając obie ewentualności na
zimno, nie należało rzucać broni. Przed śmiercią zawsze byłaby szansa zabicia kilku szwabów, na przykład zadowolonego z siebie Roehmera.
Ale Załuski chciał zobaczyć Agnes Petzoldt. Trudno powiedzieć, co kierowało Kwasem, lecz w tym momencie pistolet dowódcy upadł na ziemię,
a za nim broń jego podwładnych. Artur rzucił automat ostatni. Niemcy zbliżyli się do nich na wyciągnięcie ręki i mierzyli ich pełnymi satysfakcji,
pogardliwymi spojrzeniami. Jeżeli Załuski spodziewał się jakichś specjalnych wymyślnych przebrań czy masek, w które mogliby się stroić
członkowie bractwa, to zawiódł się. Każdy miał na sobie ten sam codzienny mundur, tylko opaski na ich ramionach były inne. W miejscu
hitlerowskiej swastyki widniał znak Czarnego Słońca.
 Bardzo pięknie!  ironicznie pochwalił Roehmer, a jego ludzie popędzili oddział w stronę komnaty, w której przed chwilą rozbrzmiewała
inkantacja.
Było to ogromne pomieszczenie, znacznie większe niż to, z którego się tu dostali. Miało kolisty kształt, a w symetrycznie rozmieszczonych
wnękach ściennych stały wysokie postumenty z urnami. Artur wiedział od Nieznalskiego, że członkowie zakonu umieszczają tam prochy swych
bohaterów. Każdy z postumentów ozdobiony był innym runicznym symbolem układającym się w skomplikowany tekst.
Wchodząc do pomieszczenia, Nieznalski przystanął i rozejrzał się wokół.
 Pod labiryntem Czarnego Słońca znajduje się kraina śmierci  powiedział enigmatycznie, ale Artur doskonale rozumiał, co niezwykły
współpracownik Kwasa ma na myśli. Na środku pomieszczenia stał kamienny, chyba granitowy stół w kształcie koła, na którym wyobrażono różne
symbole solarne. Nad stołem, na haku zawieszonym u sufitu, wisiała naga kobieta, a krew z jej ciała kapała wprost na granitową powierzchnię,
gromadząc się w zgłębieniach rysunków i zastygając jak gęsta lawa.
Była to Agnes Petzoldt. Artur nie mógł oderwać wzroku od białej niczym marmur skóry, teraz poznaczonej przypaleniami i licznymi ranami.
Głowa dziewczyny zwieszała się bezwładnie na piersi, a zlepione krwią włosy zakrywały twarz. Widział jednak, że żyje, bo jej pierś unosiła się
w krótkim, urywanym oddechu.
Wezbrała w nim straszliwa nienawiść, która przyczaiła się, jak zwierzę gotowe do skoku. Zaczął widzieć wszystko z niebywałą wyrazistością,
a czas jakby dla niego zwolnił.
 Ja dotrzymałem słowa  usłyszał niewyrazny, lekko zniekształcony głos spod ściany.  Widzisz jeszcze swoją dziwkę żywą. Ale ty nie
wypełniłeś warunków naszej umowy. Gdzie jest Rolf Lessing?
Lothar Glass uczynił krok do przodu i wyłonił się z mroku. Nie wyglądał dobrze. Miał częściowo zabandażowaną twarz, co mogło świadczyć
o tym, że Artur naprawdę miał rację  nie tylko złamał mu nos, ale i przestawił szczękę. Niewyrazny głos wroga sugerował, że chirurdzy musieli
wstawić mu w nią śruby.
 Nie mam pojęcia, gdzie jest Lessing  powiedział Załuski, mierząc przeciwnika wzrokiem.  Wiem jednak, że na pewno nie osiągniecie
swego celu.
 Już go osiągnęliśmy  odparł swobodnie Roehmer, trącając końcem pistoletu stopę Agnes Petzoldt.
 Byłeś uprzejmy być tak głupi, że przyprowadziłeś nam najbardziej poszukiwanego człowieka, kapitana Kwasa, nieuchwytnego szefa wywiadu
podziemia  sarkastycznie stwierdził Glass.  Naprawdę, Artur, czasem mam wrażenie, że ty potrafisz czytać w myślach i spełniać nasze
najskrytsze marzenia!
 Niczego się od nas nie dowiecie  wtrącił Kwas, a stojący za nim Niemiec wymierzył mu kolbą pistoletu cios w plecy. Wywiadowca pochylił
się nieco, ale ustał na nogach i dalej wyzywającym wzrokiem patrzył na Glassa. Niemiec roześmiał się.
 Panie Kwas, a właściwie panie sędzio Szymkiewicz, my chcemy wiedzieć tylko jedno: gdzie w tej chwili znajduje się człowiek przestawiający
siÄ™ jako Nieznalski, czyli Rolf Lessing!
Arturowi zakręciło się w głowie. A więc to Nieznalski jest tym słynnym poszukiwanym przez Niemców jasnowidzem. Jak mógł się tego nie
domyślić& To opanowanie Nieznalskiego, zaangażowanie, z jakim mówił o sprawach związanych z ezoteryką, jego wiedza i znajomość rzeczy.
I ten jego dziwny i niepokojący wygląd, magnetyczne spojrzenie& Nie dało się ukryć, że był to człowiek nietuzinkowy i trudny do rozgryzienia.
 Jestem tutaj  powiedział spokojnym głosem Lessing. Wystąpił nieco do przodu i Artur z przerażeniem spojrzał na jego twarz. Była biała jak
śmiertelny całun, a głęboko osadzone oczy przewiercały Glassa na wylot. Jasnowidz wyglądał jak postać nie z tego świata, Artura po raz kolejny
ogarnęło nieodparte wrażenie, że obcuje z podróżnikiem w czasie.
 To niesamowite  odezwał się Roehmer.  Nie spodziewaliśmy się, że pan się na to odważy. Jestem pod wrażeniem, chylę czoła.
Lessing przyglądał mu się pogardliwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •