[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oszczędzono. Dziś kraby wyszły gdzie indziej, lecz
jutro mogą zjawić się tutaj i przejść przez obronę
tak, jak to uczynił ten jeden samotny. Była to myśl
mrożąca krew w żyłach.
- Są jakieś wiadomości o twojej dziewczynie? - Irey
Wali podniosła wzrok na wchodzącego właśnie
Gordona Smallwooda. Nie zapukał i to jej się
spodobało. Nigdy w życiu nie potrzebowała
przyjaciela tak, jak teraz. Rodney i Louise spali w
przyległej do pokoju sypialni, mogła więc swobodnie
rozmawiać z Gordonem.
- Nie - jego rysy ściągnęły się. - Myślę, że słyszałaś
przez radio, co wydarzyło się w Bar-mouth ostatniej
nocy?
Skinęła głową. To było straszne. Gdybyż to mogła
być pomyłka, jak wówczas, w Nowym Jorku, kiedy
ludzie włączali radia w trakcie słuchowiska według
"Wojny światów" Wellsa i myśleli, że cała ta fikcja
dzieje się naprawdę. Niestety, kraby były
rzeczywistością.
- Nie ma żadnego kontaktu z Barmouth - jego głos
zadrżał. - Myślę, że linia telefoniczna została
zniszczona.
128
- Na pewno nic się nie stało " - to były niemądre,
nieprzekonywające słowa, które jednak trzeba było
powiedzieć, gdy o kimś nie było informacji. - Jak to
się mówi? Brak wiadomości - to dobra wiadomość!
- Chciałbym być tego pewien - usiadł i ukrył twarz w
dłoniach. - Gdybym tylko wiedział...
- Może niedługo otworzą drogi. Mogła po prostu
utknąć tam, podobnie jak ludzie tutaj, nie wolno im
przecież opuszczać kempingu.
- Może - uniósł głowę, a w jego oczach widoczne było
zdecydowanie. - Zamierzam ją odnalezć. Nie dbam o
to, jak daleko będę musiał iść, by obejść blokady na
drogach. IdÄ™ do Bar-mouth!
- Ale pomyśl, może ona jest właśnie w powrotnej
drodze? To się może dziwnie skończyć:
Jean będzie tutaj, a ty uwięziony w Barmouth.
- Muszę podjąć to ryzyko - wstał. - Dasz sobie radę,
prawda? Nie będziesz mnie potrzebowała? Jest wielu
innych strażników, możesz się do nich zwrócić z
prośbą o pomoc.
- Wszystko będzie dobrze - w jej głosie brzmiała
jednak niepewność. Chciała mu powiedzieć:
"Gordon, zostań", ale przecież nie miała prawa
wpływać na jego decyzję. - A przy okazji, to co ci
powiedziałam o Baxterze...
- Im mniej będziesz o tym mówić, tym lepiej
5 - Zew krabów 129
- ujął jej dłoń i ścisnął uspokajająco. - Nawet jeśli
cokolwiek mu się przydarzyło, to nie jest to twoja
wina. Wiele osób zostało zabitych. Na pewno nie
wszystkie ciała zostaną odnalezione. Nie ma sensu,
abyś cokolwiek mówiła. Po tym wszystkim mnóstwo
osób zostanie uznanych za zaginione. Policja nie
będzie więc interesować się specjalnie panem
Baxterem. Spróbuj o tym zapomnieć.
- Spróbuję - obiecała i poczuła, że jej oczy
zwilgotniały. - Jeśli musisz iść, to przynajmniej
uważaj na siebie.
- Będę uważał. Wkrótce się zobaczymy. Uśmiechnęła
się, nie mówiąc nawet: "Do widzenia". To mogłoby
zabrzmieć tak... ostatecznie. Zewnętrzne drzwi
zamknęły się i usłyszała oddalające się kroki. Siłą
musiała się powstrzymać, by nie podbiec do drzwi i
nie krzyknąć:
"Nie kochałam się z Keithem Baxterem, Gordon!
Przysięgam!"
Ale to pewnie nie obchodziło Smallwooda. Zresztą,
dlaczego właśnie to miałoby go interesować? Był
bardzo zakochany w swojej dziewczynie, inaczej nie
poszedłby do Barmouth.
Kliles Manning stał w oknie' swego biura. Mógł stąd
obserwować główne ulice, słyszeć o-krzyki
protestującego tłumu. Obok stało pięć samochodów,
silniki pracowały na wolnych obro-
130
tach. Wichrzyciele! Ten wielki facet wyglądał jak
prowodyr nieprzyjemnych zajść w jakiejś tam
fabryczce. Grubiańskim tonem zmuszał innych do
słuchania, czy mieli ochotę, czy nie.
- Otwórzcie te pieprzone bramy, słyszycie? Trzech
umundurowanych policjantów dołączyło do sił
porzÄ…dkowych kempingu. Wszyscy stali teraz przy
dużej, żelaznej bramie. Kilku żołnierzy przyjechało
właśnie Land Roverem. Zaparkowali na poboczu, po
zewnętrznej stronie bramy. Wyskoczyli z wozu,
zdejmujÄ…c z ramion karabiny.
- Nikt nie opuści obozu - powiedział spokojnie jeden
z oficerów policji - ani samochodem, ani piechotą. I
tak nie dotarlibyście daleko. Wszystkie drogi są
zablokowane.
- Do cholery, nie możecie nam tego zabronić. Mamy
prawo odjechać, jeśli chcemy. A teraz natychmiast z
drogi i otwórzcie bramy. W przeciwnym razie
staranujemy je.
W ciszy szczęknęły zamki gotowych do strzału
karabinów. Lufy skierowane były ku ziemi, ale w
ułamku sekundy mogły zostać wycelowane w tłum.
- Nikt nie wyjedzie - powtórzył policjant. - A teraz
wracajcie do swoich mieszkań. Drogi zostaną
otwarte, gdy tylko będzie to bezpieczne.
- A tymczasem jesteśmy uwięzieni tutaj i gdy kraby
nadejdą, będziemy zamknięci jak
131
szczury w pułapce - głos mężczyzny zdradzał brak
zaufania.
- Zostańcie tam, gdzie jesteście, a będziecie
bezpieczni.
Manning pocił się. Bał się tego typu kłopotów. W tej
chwili ci ludzie byli mniejszością, ale większa liczba
krzy kaczy, takich jak ten wielki mężczyzna, mogła,
sprawić sporo problemów. Wtedy pół tuzina
żołnierzy, garstka policjantów i kilku strażników nie
wystarczy.
Niemal wszyscy na kempingu widzieli kraba,
opuszczającego jezioro. Widzieli, jak pokonał
falochron w drodze ku morzu. Oczywiście -
wspinaczka była łatwiejsza od tej strony, ponieważ
worki z piaskiem nie były ułożone równo, ale trudno
byłoby to wytłumaczyć ludziom. Wszyscy byli bliscy
paniki; masowa histeria mogła wybuchnąć w każdej
chwili. Takie było prawo tłumu zamkniętego w małej
przestrzeni.
Manning otarł czoło i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył
rosłego mężczyznę wracającego do samochodu. Inni
podążali za nim. Szli na parking.
W ciągu pięciu minut zgromadzeni rozeszli się, a
żołnierze wrócili tam, skąd przyjechali. Jutro może
to wyglądać zupełnie inaczej. Nerwy były napięte do
granic możliwości.
Rozdział 10
Poniedziałkowe popołudnie - Barmouth
Rodzina Thompsonów spędzała wakacje w Blue
Ocean w celu stworzenia pozorów. Wypoczynek
tutaj był im potrzebny po to, aby przekonać
znajomych, iż spędzają ekskluzywny urlop na
kontynencie, z dala od zwykłych ludzi. Miało to
pomóc w utrzymaniu dotychczasowego statusu, na
którym bardzo im zależało.
Przyzwyczaili się już do swoich kłamstw; w
rzeczywistości całe ich życie było pełne fałszu, nie
uchronili przed tym nawet wzajemnych, bliskich
kontaktów. Na przykład Fay nie wiedziała, że
Arthur był tylko asystentem menadżera w
olbrzymim domu towarowym w Birmingham.
Dobrze skrywana tajemnica nie wydała się ani przed
żoną, ani przed znajomymi. Arthur ubierał się
elegancko, zawsze nosił krawat i podpisywał
dokumenty w imieniu firmy, gdy menadżer był
nieobecny, a to zdarzało się bardzo często. Na
szczęście bowiem Capstick szef Arthura, często grał
w golfa i chętnie się bawił, więc nawet perso-
133 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •