[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że opór byłby bezsensownym marnowaniem energii, i przełknęła pudding z łyżeczki. Wypuścił jej dłoń z
uścisku i podciągnął się na materacu tak, że usiadł przy jej stopach. Oparł się na łokciu i posłał jej ten
uśmiech, którego nienawidziła najbardziej. Ten, który sugerował, że on wie coś, czego ona nie wie.
Jill odchrząknęła głośno. - Tyle ubrań do wyprasowania - irytowała się.
Sebastian nie przestawał się uśmiechać, czekając aż Mary skończy pudding. Jadła i zastanawiała się, co
musiałby jej powiedzieć, by wyjaśnić tak poufałe zachowanie. Chyba tylko to, że zamierzał zrujnować jej
reputację - ale tego domyślała się sama.
Czy dbała o to? Nie, nie dbała. Popełniła kiedyś morderstwo i ciężar tego wielkiego grzechu zmienił jej
hierarchię wartości. Także lata spędzone w charakterze gospodyni nauczyły ją mierzyć poważanie inną
miarą. Struktura angielskiego społeczeństwa wyglądała głupio, gdy patrzyło się na nią oczami kobiety,
służącej ... i morderczyni.
Inne sprawy miały większą wagę, jeśli więc Sebastian zamierzał położyć się w jej łóżku i sugerować, że
jest jej kochankiem, jedyną jej reakcją, przynajmniej teraz, byłoby znużone wzruszenie ramionami.
Jill podeszła do łóżka, gdy Mary włożyła ostatnią porcję puddingu do ust, wysączyła herbatę i położyła
serwetę starannie na tacy.
- Pani pozwoli, że to zabiorę, panno Fairchiid. Spojrzała na Sebastiana. -. Lordzie Whitfield, powinien
pan wyjść, żeby pani mogła odpocząć.
Była odważną dziewczyną, lojalną wobec Mary, lecz nie miała szansy w starciu z Sebastianem.
- Zanieś to do kuchni - rozkazał.
- Ale, proszę pana ...
- Do kuchni. I zamknij za sobą drzwi.
Mary patrzyła na niego, jakby był szalony.
_ Pan posuwa się już za daleko, lordzie Whitfield. Drzwi muszą pozostać ...
Pstryknął palcami przed nosem JilI.
_ Proszę pana, nie mogę zostawić pana samego z moją panią
Zerwał się na nogi.
- Ona jest moją narzeczoną!
_ Ale przyzwoitość ... - błagała Jill.
Zignorował pokojówkę i zwrócił się do Mary, która próbowała usiąść prosto: - Nie wychodz z łóżka.
Jeśli to zrobisz, będę zmuszony cię dogonić i z powrotem położyć.
Mary zatrzymała się. Na samym początku swej
służby u lady Valery zdarzyło jej się być gonioną i stało się to przeżyciem tak poniżającym, że nauczyło ją,
iż uciekając, stawia się w roli zwierzyny. Znacznie lepiej jest spokojnie ignorować napastnika.
Sebastian ruszył w stronę Jill, która zaczęła się wycofywać. Powtarzała słowa o swym obowiązku, dopó-
ki Sebastian nie zapędził jej do drzwi i nie wypchnął na korytarz.
_ Zawołam lady Valery - zagroziła JilI.
On jednak zatrzasnął drzwi przed jej nosem z takim hukiem, że Mary zaniepokoiła się, że jej strategia
odstraszania młodych i starych lubieżników może się okazać mało skuteczna w konfrontacji z szalonym
szlachcicem, który nazywa się Sębastian Durant i jest wicehrabią Whitfield.
ROZDZIAA 10
W drzwiach nie było klucza. Sebastian nie wierzył własnym oczom. Zaklął pod nosem.
- Nawet mi nie mów, że to jest niedopatrzenie. _ Patrzył na Mary, jakby to była jej wina. _ Co chcą
osiągnąć Fairchildowie przez zachowanie dostępu do twojego pokoju w każdej chwili?
- Może możliwość obronienia mnie? _ zasugerowała. - Przed taki,ni rozpustnikami jak ty.
Oczy mu się zwęziły. Chwycił krzesło i ustawił je pod drzwiami, blokując klamkę. Mary rozejrzała
się. Nie łudziła się, że niewielka porcja chlebowego puddingu dała jej wystarczająco dużo siły, by mogła
się wspiąć na parapet i wyjść przez okno.
- Lordzie Whitfield, nie mogę uwierzyć, że mężczyzna z pana pozycją i siłą musi się uciekać do ta-
kich dziecinnych sztuczek.
- Zamierzam cię tylko pocałować. - Brzmiało to w jego ustach tak niewinnie jak gra w karty.
- Po co więc barykadujesz drzwi?
Zdjął surdut i kamizelkę i rozwiązał krawat. _ Masz niezwykłą aurę niewinności. Muszę coś zrobić,
by cię z niej wyleczyć.
Lniana koszula zdawała się lepić do jego mięśni, więc Mary w myślach szybko ubrała go z powrotem. -
Niewinność nie jest chorobą, mój panie.
Krawat opadł na podłogę, a Sebastian wsparł jedno kolano o materac.
- Jest nią wtedy, gdy inni mężczyzni postrzegają ją jako wyzwanie. Nie istnieje mę%7łCzyzna, który
patrząc na ciebie, Mary Fairchild, nie chciałby pokazać ci cudów, które mogą zaistnieć między kobietą i
mężczyzną
- Nie musisz tu wchodzić. - Miała nadzieję, że mówi dziarskim tonem, jakby znała się na rzeczy.
Chciałaby powstrzymać się od patrzenia na jego obnażoną szyję. - Jestem oswojona z rzeczami, które mogą
robić mężczyzni i kobiety.
Podkradł się do niej jak wilk i jak wilk zawarczał:
- Skąd o tym wiesz, Mary?
- Szlachetnie urodzeni żywią przekonanie, że służba jest głucha i ślepa na ich wybryki - mówiła z oży- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl