[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Max odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
- Tobie wierzę, bo do doskonałości z pewnością ci daleko - dodała
zjadliwie.
- Serdeczne dzięki - odrzekł, czując jednocześnie, jak bardzo chciałby jej
pokazać, że jest inaczej. Trzeba to jednak odłożyć na pózniej, na razie musi ją
trzymać na dystans, pomyślał i spytał rzeczowym tonem: - Neily pytał o mnie?
- On nie, ale jego żona chciała wiedzieć, czy pracuję z tobą - odparła, a
widząc błysk zainteresowania w oczach Maxa, zapytała: - Myślisz, że prowadzą
 rodzinny interes"?
- Nie wiem. Może tak, a może Merriweather zapyta ją po prostu, o czym
rozmawiałyście. Lepiej jednak trzymaj się z dala od nich obojga.
Bernadette zamyśliła się na chwilę.
- Nie rozumiem, dlaczego Neily zrobił tyle szumu wokół sprawy Langa -
powiedziała wreszcie. -Kosztowne przyjęcie, czek na tysiąc dolarów, przecież to
dużo pieniędzy.
- Dla niego drobiazg. Takie małe uroczystości, jak ta dzisiejsza, pozwalają
mu utrzymać opinię szlachetnego dobroczyńcy. Miał też okazję poznać ciebie i
dowiedzieć się, czy stanowisz dla niego jakieś zagrożenie, którym jest każdy
zbyt dociekliwy reporter.
Wyglądał na bardzo zmęczonego. Nagle przypomniała sobie, jak lubiła
przyglądać się mu śpiącemu. I chociaż była wtedy pewna, że już niedługo czeka
ją śmierć, w takich momentach strach gdzieś znikał.
- Jeśli naprawdę tak się troszczysz o moje bezpieczeństwo, o wiele łatwiej
byłoby ci pilnować mnie, gdybyśmy się pobrali -powiedziała, jednocześnie
dziwiąc się, że takie słowa mogły jej w ogóle przejść przez usta.
Max przez chwilę czuł się szczęśliwy, ale nagle jego wzrok spoczął na
stosie trumien.
- Powiedziałem już chyba wyraznie: nie chcę brać na siebie
odpowiedzialności za uczucia i losy innych.
No cóż, wszystko jasne, pomyślała. Wzruszyła ramionami i odparła z taką
obojętnością, na jaką ją było stać:
- Rzeczywiście, powiedziałeś. Chciałam się tylko upewnić, że nie
zmieniłeś zdania. Wiesz - dorzuciła, rozglądając się wokół - nie czuję się tutaj
najlepiej. Masz jeszcze coś więcej, czy mogę się już zbierać?
- To wszystko - mruknął Max i podszedł do drzwi. - Joe odwiezie cię na
miejsce, skąd cię zabrał. Nie można wykluczyć, że Neily kazał obserwować
twój dom. Wróć zatem tą samą drogą. Jestem pewien, że jak długo nie będziesz
mu się kojarzyć ze mną, tak długo da ci spokój.
Godzinę pózniej chodziła po domu z kąta w kąt, za wszelką cenę starając
się nie myśleć o Maksie.
- Może najwyższy czas na jakąś istotną zmianę -rzekła do siebie. - A
gdyby tak przenieść się do innego miasta i zacząć wszystko od nowa? -
Zatrzymała się raptownie. Nie! Zawsze dotąd schodziła z drogi trudnościom, ale
teraz nie może tego zrobić! Przecież to jej dom, jej miasto, tutaj ma pracę, którą
lubi. I nawet jeśli Max nigdy jej nie pokocha, ona nie potrafi zostawić go
samemu sobie. Ktoś musi go chronić. Oczywiście musi to robić dyskretnie i z
ukrycia. Trzeba też ułożyć listę miejsc na ukradkowe spotkania. Cmentarz o
północy bardzo by mu się chyba spodobał, pomyślała.
Bernadette z kwaśnym uśmiechem spoglądała na tytułową stronę  St.
Louis Daily Tribune ". Nie było żadnych sensacyjnych wiadomości, Ben
zdecydował się więc otworzyć numer informacją o nagrodzeniu panny Dowd
przez Merriweathera Nei-ly'ego. Jeśli Max ma rację, myślała Bernadette, to
moje zasługi w zwalczaniu przestępczości zostały uhonorowane przez jednego z
największych przestępców w dziejach miasta.
Mimo soboty w redakcji było tłoczno. Bernadette ujrzała zbliżającą się
Sabrinę, która w kokieteryjnej pozie oparła się o biurko Maxa i powiedziała
niedbale:
- Roger się nie napracował. Chyba można było znalezć jakieś ujęcie, przy
którym Bernadette wypadłaby trochę lepiej. - Zerknęła na koleżankę i mruknęła:
- ZresztÄ…, czy ja wiem...
Bernadette zwykle starała się ignorować redakcyjną plotkarkę, dziś jednak
poczuła się dotknięta, tyle że żadna błyskotliwa riposta nie przyszła jej do
głowy.
- Przyznaj się, że jesteś zazdrosna. Sama chciałabyś mieć takie zdjęcia -
sprzeciwił się Roger i położył na biurku Bernadette dużą kopertę. - Pomyślałem,
że może będziesz chciała parę odbitek.
Sabrina uniosła wysoko brwi, jak gdyby nie wierzyła, że fotoreporter
mówi poważnie, a potem zwróciła się znowu do Maxa:
- Doszły mnie słuchy, że zabrałeś pannę Dowd na waszego czwartkowego
pokera. Skoro ochłodły już wasze uczucia, to teraz na mnie kolej.
- Przykro mi - odrzekł Max - ale znowu obowiązuje reguła, że kobietom
wstęp wzbroniony. To męska gra.
- Ale ja już trochę poćwiczyłam - zaprotestowała Sabrina. - Szepnęłam
parę słów Neily'emu, a ten poznał mnie z pewnym zawodowym graczem.
Nareszcie stało się jasne, w jaki sposób Neily skojarzył Bernadette z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •