[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Naczelnik pochylił się nad nim. Ręce i zarośnięta twarz chorego pokrywały czerwone plamy i
czarne strupy. Policjant cofnął się gwałtownie do drzwi.
 Co mu jest?  zapytał zmienionym głosem.
 Wygląda na ospę146  cicho wyjaśnił Niekrasow. Ale czort go wie, może prokaza147,
nie znam się na tym. Trzymam go tutaj, by nie zaraził reszty załogi... Każ, wasze
wysokobłagorodje, zabrać go do szpitala.
Naczelnik szybko wycofał się na pokład.
 Chcesz pan zarazę roznieść po mieście?  rzekł wzburzony.  Precz z portu! Jaki
transport wieziecie i dokÄ…d?
 Kożuchy do Kamienia Rybołowa.
 Wyłaz stamtąd!  krzyknął naczelnik do żołnierza, który omal nie rozbił sobie głowy o
futrynę niskich drzwi, wybiegając z nadbudówki.
Niekrasow teraz dopiero nieznacznie wysunął dłoń spod kożucha. Zmarszczył brwi i
powiedział:
 Ten człowiek powinien być zabrany ze statku. Nie mogę pozostać bez załogi.
 Z rozkazu jego ekscelencji gubernatora ma pan zaraz opuścić port!
 Nie mogę płynąć nocą  zaprotestował Niekrasow.
146 Ospa - ciężka epidemiczna choroba zakazna objawiająca się gorączką, ogólnym zatruciem organizmu
oraz wysypką, która pozostawia charakterystyczne blizny. Przed wprowadzeniem szczepień ochronnych ospa
była jedną z najcięższych plag ludzkości.
147 Prokaza (ros.) - trÄ…d.
197
 To zakotwicz pan statek gdzieś na środku rzeki z dala od miasta. Eskorta! Zajrzeć do
pak na barkach! Zcisła rewizja!
Naczelnik wycofał się na holownik wraz z dowódcą żołnierzy. Niekrasow zapalił fajkę i
spod oka przyglądał się buszowaniu żołnierzy na barkach. Nikt już więcej nie zbliżył się do
pomieszczenia, gdzie leżał chory. Po kilku minutach policjanci i żołnierz opuścili holownik,
zaraz też odcumowano go od statku.
 Sungasza wolno odpływała. Niekrasow stał na pomoście, dopóki domów
Błagowieszczeńska nie zatarł mrok. Wtedy dopiero poszedł do nadbudówki na barce.
 Iwan, na wachtÄ™, ale umyty  krzyknÄ…Å‚ w progu.
 Rozkaz, kapitanie... Strupy same poodpadały, bo chleb wysechł...
Kapitan roześmiał się, po czym zapalił świecę. Otworzył klapę w podłodze.
 Ostre pogotowie odwołane! Proszę na holownik na kolację!  zawołał.
 Ha, zaczynam wierzyć, że wydostaniemy się z matni  odezwał się bosman, z trudem
przeciskając swe cielsko przez mały otwór w podłodze.  Przedni pomysł z tą ospą...
 Tym lepiej... dla nich i dla nas  odparł Niekrasow.  No, teraz możecie odłożyć broń.
Noc będziemy mieli spokojną.
198
CZY DAVASARMAN NIE ZAWIEDZIE
Była to jedna z tych ciemnych, zimnych i wietrznych nocy w Kraju Ussuryjskim. W
zatoce Tierniej, tuż powyżej ujścia rzeki Sica do Morza Japońskiego, co pewien czas
rozbłyskiwało czerwonawe, nierówne światełko. Błyski sprawiały wrażenie umyślnych
sygnałów, przesyłanych komuś znajdującemu się na otwartym morzu. To właśnie Smuga i
jego towarzysze rozpaczliwie wzywali Pandita Davasarmana, by zabrał ich na swój statek.
Minęło pięć długich dni i nocy, odkąd przyczaili się wśród złomów skalnych
zalegających strome wybrzeże. Nadawali umówione sygnały, a Pandit Davasarman wciąż nie
przybywał. Smuga właśnie stał pochylony nad obudowanym kamieniami ogniskiem nakrytym
z góry kocem. W równych odstępach czasu unosił koc, odsłaniając ognisko od strony morza.
W nocy błysk ognia powinien być z dala widoczny.
 Osiedliśmy na mieliznie  mruknął bosman.  Wygląda na to, że zamiast Davasarmana
prędzej zwabimy Kozaków...
 A może Udadżalaka niezbyt dokładnie zapamiętał instrukcję?  martwił się Tomek.
 Przybyliśmy kilkanaście dni pózniej, niż to było umówione  odezwał się Wilmowski. 
Nie sądzę wszakże, aby Davasarman nie liczył się z tą możliwością...
Tomek starał się przeniknąć wzrokiem ciemność nocy. Z dali płynął monotonny szum
morskich fal. Przejmujący wiatr poświstywał wśród bloków skalnych... Tomek spojrzał na
Nataszę i Zbyszka. Siedzieli skuleni pod głazem. Oni najbardziej odczuwali przeszło
dwutygodniowe przekradanie się przez Kraj Ussuryjski. Niekrasow bezpiecznie przewiózł ich
na swej  Sungaszy aż do ujścia Imanu do Ussuri. Tutaj musieli się rozstać. Obawiając się
wszelkiego rozgłosu, nie mogli ryzykować nabycia koni. Toteż zaopatrzeni jedynie w
skromne zapasy żywności i w śpiwory zagłębili się w tajgę ussuryjską. Smuga i Wilmowski
nie lękali się zabłądzenia. Rzeka Iman, płynąca ze wschodu na zachód, była im niezawodnym
drogowskazem. Niestety, siły obydwojga zesłańców rychło się wyczerpały. Tempo marszu
słabło z dnia na dzień. Kilkakrotnie krótkie odcinki drogi w głębi kraju odważyli się przebyć
w łodziach wynajętych od krajowców. Rzadko jednak zaglądali do chińskich fanz czy też jurt
Udechejczyków czy Goldów. Wieść o pojawieniu się grupy uzbrojonych cudzoziemców
mogła zbyt szybko dotrzeć do posterunków wojskowych. Samotni poszukiwacze cennego
korzenia żeń-szeń oraz myśliwi często brali ich za bandę chunchuzów i natychmiast umykali
na ich widok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •