[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cinało ją od świata.
TAJEMNICZY MILIONER 241
 Saga rodu Forsyte'ów" osunęła się niezauważalnie
na podłogę.
Robert rozwiązał sznur jej szlafroczka, a gdy ten
opadł na dywan, bez protestu pozwoliła zsunąć sobie
z barków ramiÄ…czka koszuli i pozbyÅ‚a siÄ™ jej zmysÅ‚o­
wymi ruchami bioder.
arrington, nie przerywając pocałunku, jedną ręką
podtrzymywaÅ‚ gÅ‚owÄ™ Elli, podczas gdy druga wÄ™dro­
wała po nagim ciele. Gdy dotknął napiętych sutków,
wydała z siebie miękki, gardłowy odgłos.
Zadrżał i raptownie odsunął ją na odległość ramion.
- Jeśli nie chcesz się ze mną kochać, lepiej powiedz
to teraz, póki jeszcze potrafię się opanować - rzucił.
Milczała, niezdolna wymówić słowa.
Potrząsnął nią lekko i powiedział rozkazująco:
- Eleanor, spójrz na mnie.
OtworzyÅ‚a oczy, tak zasnute namiÄ™tnoÅ›ciÄ…, że zda­
wały się niemal czarne.
- Chcesz, żebym się z tobą kochał?
Przytaknęła bezgłośnie.
- To nie wystarczy - nalegał nieubłaganie. - Chcę,
żebyś mnie głośno poprosiła.
- ProszÄ™...
- Prosisz o to?
- Tak... Proszę - powiedziała zduszonym głosem.
W tej samej chwili, w przebÅ‚ysku lodowatego otrzez­
wienia, pomyślała, czy teraz, gdy już zwyciężył, po
prostu odrzuci jÄ… i odejdzie.
Robert z cichym pomrukiem triumfu wziÄ…Å‚ jÄ… na rÄ™­
ce i zaniósł do swojej sypialni. Centralne miejsce
242 LEE WILKINSON
w pokoju zajmowało wielkie łoże z niebiesko-złotym
baldachimem. Okno byÅ‚o otwarte, a w powietrzu bÅ‚Ä…­
kał się zapach kwiatów.
UÅ‚ożyÅ‚ EllÄ™ delikatnie na poÅ›cieli i przystanÄ…Å‚, przy­
patrujÄ…c siÄ™ jej.
Nie czuła się zawstydzona. %7łar w oczach Roberta
powiedział jej dobitnie, że spodobało mu się to, co
zobaczył.
Nagłym ruchem zrzucił z siebie szlafrok i cisnął na
krzesło.
Wysoki, barczysty, o wąskich biodrach, wyglądał
jak uosobienie męskości.
Czyżby miała za sobą spalić wszystkie mosty?
A niech siÄ™ dzieje, co chce! - pomyÅ›laÅ‚a. Sprawy za­
szły już tak daleko, że żadna siła nie zdoła jej zmusić
do odwrotu.
Robert poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ obok i objÄ…Å‚ jÄ… za szyjÄ™. Przy­
warła do niego i znów połączył ich długi, porywczy
pocałunek. Całując, pieścił dłonią jej ciało, zsuwając
rÄ™kÄ™ poprzez biodra i brzuch ku miÄ™kkiemu kÄ™dzie­
rzawemu gniazdku w zakÄ…tku ud.
Wzdrygnęła siÄ™, wydajÄ…c stÅ‚umiony okrzyk. Na­
tychmiast cofnął rękę.
- Nie bój się, kochanie - szepnął. - Chcę, żeby
było pięknie, i postaram się nie zmarnować tej
szansy.
Wtulił twarz między piersi Elli i muskając je ustami,
dodał:
- Zrobimy to bardzo wolno.
TAJEMNICZY MILIONER 243
Przebudziła się wczesnym rankiem z uczuciem, że
świat jest cudowny, i z radosną świadomością, że nie
jest w łóżku sama.
Ich ciała się nie stykały, ale niemal namacalnie czuła
za plecami obecność mężczyzny, mocne uderzenia jego
serca, powiew oddechu na swoich włosach.
ObróciÅ‚a ostrożnie gÅ‚owÄ™, chcÄ…c popatrzeć, nie bu­
dzÄ…c go.
Leżał na boku, pogrążony we śnie. Na policzkach
pojawiła się złotawa szczecina zarostu. Nie widziała
go dotąd nieogolonego i pomyślała, że tak wygląda
jeszcze seksowniej.
Noc byÅ‚a ciepÅ‚a i spod rozrzuconej poÅ›cieli wysta­
wały muskularne ramiona i nogi.
Och, jak wspaniale siÄ™ z niÄ… kochaÅ‚! Rozkoszy, któ­
rÄ… jej ofiarowaÅ‚, niepodobna opisać sÅ‚owami. Kilka­
krotnie przeniosÅ‚a siÄ™ dziÄ™ki niemu w niebiaÅ„skie re­
wiry, skÄ…d spadajÄ… gwiazdy i gdzie rozbrzmiewajÄ…
anielskie chóry. Aż westchnęła z zachwytu, wspomi­
najÄ…c te niedawne chwile.
Nagle dostrzegła, że Robert już nie śpi i przypatruje
się jej, mrużąc oczy w ostrym blasku wstającego dnia.
- Co to za westchnienia? - spytał, leniwym gestem
przyciągając ją do siebie. - Czyżbym cię rozczarował?
Jeśli tak, możemy ponowić starania.
- Nie jestem rozczarowana - powiedziała, opierając
brodę o jego pierś. - Było bosko - dodała nieśmiało.
- W takim razie - rozpromienił się - chętnie bym
się upewnił, czy nie wyszedłem z wprawy.
Okazało się, że nie wyszedł.
244 LEE WILKINSON
Kiedy Eleanor znowu ocknęła się z błogiej drzemki,
blask słońca zalewał pokój. Tym razem była jednak
sama w wielkim Å‚ożu. Zrelaksowana, przesycona roz­
koszÄ…, rozleniwiona sennÄ… samozatratÄ…, powoli, bardzo
powoli powracała do rzeczywistości.
Kiedy to się stało, świat nabrał nagle czarnych barw.
Boże drogi, jak mogła?
Nerwowo usiadła na łóżku i zmartwiała, słysząc
dyskretne pukanie do drzwi.
Jak teraz spojrzy w twarz pani Tompkins?
Odpierając dzielnie chęć dania nurka pod kołdrę,
podciÄ…gnęła jÄ… tylko pod brodÄ™, gotowa stanąć pod prÄ™­
gierzem.
Ale do sypialni wszedł Robert, niosąc na dłoni jak
kelner okrÄ…gÅ‚Ä… tacÄ™. WyglÄ…daÅ‚ niesamowicie atrakcyj­
nie, odświeżony, ogolony, ubrany w jasne spodnie
i ciemną koszulę, rozpiętą pod szyją.
Ella spąsowiała. Co on sobie o niej myśli?
- DzieÅ„ dobry - powitaÅ‚ jÄ… z uÅ›miechem. - Pomy­
ślałem, że już dojrzałaś do kawy.
Patrzyła na niego oniemiała, niezdolna wykrztusić
słowa.
PostawiÅ‚ tacÄ™ na stoliku przy łóżku, nachyliÅ‚ siÄ™ i po­
całował ją w usta, jakby to było najzupełniej naturalne.
- Z mlekiem? - spytał.
- Tak, proszę - powiedziała słabym głosem.
Popijając gorący, wonny płyn, zastanawiała się, co
ma mu powiedzieć.
Nic nie mogÅ‚o usprawiedliwić jej postÄ™powania. Za­
chowała się jak kobieta bez zasad i oboje o tym wiedzieli.
TAJEMNICZY MILIONER 245
Wtem z biblioteki dobiegÅ‚o jÄ… bicie Å›ciennego ze­
gara. Dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwanaście...
Nie, to niemożliwe!
OdstawiÅ‚a kubek i spojrzaÅ‚a na swój zegarek. Dwu­
nasta! Dave na pewno już wrócił, a ona leży naga
w łóżku lorda Carringtona!
Spanikowana, odrzuciÅ‚a koÅ‚drÄ™, żeby wstać, ale sil­
na dłoń przytrzymała ją.
- Spokojnie, eo się stało?
- Czy Dave już wrócił?
- Jeszcze nie. Widzę, że zaczynasz żałować tego,
co zaszło.
- Jak ja mogłam mu to zrobić? - nieomal załkała.
- Nie uważasz, że wina leży po jego stronie?
- Dlaczego tak sądzisz? - zawołała z oburzeniem
i nagle, zrozumiawszy, co miaÅ‚ na myÅ›li, spÅ‚onęła ru­
mieńcem.
Robert nie był naiwny. Fakt, iż dziewica ochoczo
oddaje siÄ™ prawie nieznanemu mężczyznie, musiaÅ‚ do­
prowadzić go do jednoznacznych wniosków.
Padła ofiarą własnej słabości i skrajnej frustracji.
Ale to wcale nie znaczyło, że ma sobie wybaczyć.
A tym bardziej nie wybaczy jej Dave.
- Z zachwytem stwierdzam, iż jesteÅ› kobietÄ… ob­
darzonÄ… temperamentem. Tym bardziej ciÄ™ podziwiam,
że tak dÅ‚ugo udaÅ‚o ci siÄ™ zachować cnotÄ™ dla narze­
czonego - stwierdził Robert z nutą ironii.
- Nigdy nie miałam czasu na randki. Byłam zbyt
zajęta pracą.
246 LEE WILKINSON
- Cóż, nie ma tego zÅ‚ego... Dziewictwo w dzisiej­
szych czasach to cenny podarunek.
Tyle że ofiarowała go niewłaściwemu mężczyznie.
Jakby czytajÄ…c w jej myÅ›lach, dodaÅ‚ z uszczypli­
wym uśmiechem:
- PrzyjÄ…Å‚em dar z radoÅ›ciÄ…, mimo że byÅ‚ przezna­
czony dla Bensona.
- Nie przypuszczałam, że należysz do mężczyzn,
którzy znajdujÄ… upodobanie W defloracji dziewic - od­
paliła.
- Nie. Chyba że cieszę się ich pełną współpracą.
- W moim przypadku jÄ… miaÅ‚eÅ› - przyznaÅ‚a z go­
ryczą. Musiałam chyba oszaleć! Jak ja mu to powiem?
- myślała z drżeniem.
- Chcesz się przyznać?
- Inaczej nie byłabym wobec niego w porządku.
- Czy Benson zawsze byÅ‚ wobec ciebie w po­
rzÄ…dku?
- Zawsze! A teraz proszę, pozwól mi wstać. - Ella
nerwowo rozejrzaÅ‚a siÄ™ za swojÄ… nocnÄ… koszulÄ… i szla­
frokiem.
- Kiedy spałaś - wyjaśnił obojętnie - zabrałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •