[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w idealnie biaÅ‚ej koszuli i barczyste ramiona w miÄ™kkiej spo­
rtowej marynarce. Kiedy w końcu zatrzymała spojrzenie, miała
przed sobÄ… oblicze Garretta McCabe'a, który uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ zjad­
liwie.
- Pani Taylor. Gdzieżby, jak nie w kuchni.
Kucharka spojrzała na Emily takim wzrokiem, jakby ujrzała
przed sobÄ… Marlona Brando.
- Ty jesteś... - zawiesiła głos i dokończyła niemal szeptem
- Emily Taylor? No tak! Ale... czy pani nie powinna raczej być
z gośćmi? Przecież to przyjęcie na pani cześć.
- No właśnie, pani Taylor - wtrącił McCabe. - Co pani tu
robi? Mam nadzieję, że nie chowa się pani przede mną.
Emily spojrzała na niego i głos uwiązł jej w krtani. Wyglądał
niesamowicie. Ubrany był z niedbałą elegancją, która wprawiała
ją w jeszcze większe onieśmielenie. Kiedy ruszył w jej kierunku,
cofaÅ‚a siÄ™ przed nim, dopóki nie wpadÅ‚a na kuchenny blat. W roz­
paczliwym geÅ›cie uniosÅ‚a przed sobÄ… widelec z nadzianÄ… krewet­
ką, jakby chciała się nim bronić. Garrett McCabe w najmniejszej
mierze się tym nie przejął. Szybkim ruchem zdjął ostatni kawałek
krewetki z widelca i włożył sobie do ust.
- Uhm... Dobre.
- To... to przez cytrynowÄ… marynatÄ™ - szepnęła, bo nic inne­
go nie przyszło jej do głowy.
Uniósł brwi z wyrazem uprzejmego zdziwienia.
Nawet brwi miał idealne, uświadomiła sobie. Nie mogła
oderwać od niego wzroku; Przez długą chwilę studiowała jego
czoÅ‚o, potem opuÅ›ciÅ‚a spojrzenie i... natychmiast oprzyto­
mniała.
- Naprawdę, to cytryna - wypaliła. - Poza tynf przepis jest
bardzo prosty. Trzeba tylko pamiętać, żeby nie smażyć ich za
długo.
McCabe zmarszczył brwi.
- Wiem, wiem, smażenie krewetek to nie taka łatwa sprawa.
Jeśli trzyma się je za długo, stają się za twarde, jeśli za krótko, są
surowe.
- Zwięte słowa - wtrąciła się kucharka. - Sporo czasu mi
zajęło, zanim się tego naprawdę dobrze nauczyłam.
Garrett odwrócił się w jej stronę i spojrzał tak, jakby dopiero
ją zauważył.
- Czy mogłaby pani zostawić nas samych? Mamy tu do
omówienia sprawy osobiste.
- MogÄ™... mogÄ™ panu dać przepis - wybÄ…kaÅ‚a z trudem Emi­
ly, gdy zostali sami.
- O czym my, do diabła, mówimy? Nie przyszedłem tu po
przepis na krewetki, ale po to, żeby raz na zawsze zakończyć tę
idiotyczną wojnę między nami.
- Wojnę? - powtórzyła Emily.-Panie...
Spojrzała mu w oczy i nie mogła sobie przypomnieć, jak się
nazywa. Wiedziała tylko, że stojący przed nią mężczyzna mógłby
z powodzeniem być hipnotyzerem. I wcale nie była pewna, czy
nie jest ofiarą jego eksperymentu. Zrobiło się jej tak gorąco,
jakby znalazła się w rozgrzanym piekarniku.
- McCabe - mruknął i wziął ją za rękę. - Chodzmy. Musimy
porozmawiać.
- Jeżeli nie ma pan nic przeciw temu, to wolałabym tu zostać.
Nie dokończyłam nakładać nadzienia do grzybów.
- Niestety, mam coÅ› przeciwko temu.
Pociągnął ją za sobą. Kiedy zmierzali na środek sali, goście
rozstępowali się przed nimi jak fale Morza Czerwonego. Emily
nie była w stanie powstrzymać rumieńca. Wszyscy odwracali się,
żeby na nich spojrzeć! Garrett McCabe najwyrazniej urządzał
przedstawienie. A udział w przedstawieniach był ostatnią rzeczą,
na jaką Emily miała ochotę.
Zanim jeszcze dotarli na sam środek, znalazł się przy nich
Richard Parker.
- Wszystko w porzÄ…dku, pani Taylor? - zapytaÅ‚ zaniepokojo­
nym tonem.
- Tak... tak - zapewniła.
Parker odwrócił się do stojącego obok niej mężczyzny.
- Co pan tu robi, McCabe? Nie przypominam sobie, żebym
pana zapraszał.
- Przyszedłem, żeby publicznie przeprosić panią Taylor za
swój felieton.
Parker rozważał przez chwilę tę odpowiedz, a potem skinął
głową.
- Dobry pomysł, McCabe. Miło mi, że się zrozumieliśmy.
Garrett odwrócił się do Emily.
- Bardzo panią przepraszam za felieton, który wzbudził tyleż
niesmaku w wydawnictwie Parker Publishing, co i poÅ›ród czy­
telników  Los Angeles Post". Od siebie mogę dodać tyle, że nie
było moją intencją umniejszanie wartości tego, co pani robi.
- Ja... ja to rozumiem. Nie mam do pana pretensji. Czy
mogłabym już pójść?
- Bardzo się cieszę, że tak się to skończyło. - Parker poklepał
McCabe'a po ramieniu. - To dobrze, że się zaprzyjazniliście.
Pozostawiam pana McCabe'a do pani dyspozycji. Jeżeli będzie
pani czegokolwiek potrzebowała, proszę się do niego zwracać.
Na pewno spełni każde pani życzenie. Zna Los Angeles lepiej niż
ktokolwiek inny w naszym zespole, tak że trafia pani w dobre
ręce. Prawda, McCabe?
Garrett spojrzał na Parkera z niedowierzaniem w oczach.
- Obawiam się, że nie mam czasu, żeby.
- Ależ oczywiście, że masz. Prawda, Adler?
Aysy mężczyzna skinął głową. Emily nie miała pojęcia, kim
jest, choć jasne było, że musi być przełożonym jej przerażającego
greckiego boga. I podwładnym Richarda Parkera.
- No to znakomicie. Wiesz już, jakie sÄ… twoje nowe obowiÄ…z­
ki, McCabe. I być może czas spędzony z panią Taylor pozwoli
ci lepiej uświadomić sobie, jak bardzo pobłądziłeś w swoich
sądach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •