[ Pobierz całość w formacie PDF ]
długo sobie zapamięta. Pomijając to, że strzelał bez
ostrzeżenia i mógł ustrzelić mnie jak kaczkę, mógł
również spłoszyć stado. A wówczas z waszych owie-
czek zostałaby jedynie krwawa marmolada.
Katherine spoglądała z lękiem w jego płonące
gniewem oczy i przyznawała rację jego argumentom,
a jednak obowiązkiem jej było bronić brata.
Logan postąpił krok w kierunku Daniela. Rzuciła
się i próbowała go powstrzymać.
- Ani mi się waż go dotykać!
Chłopak wygrzebał się już błota. Wciąż jednak wy-
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
dawał się trochę oszołomiony.
- Daj spokój, siostro - upokorzenie sprawiło, iż pa-
trzył gdzieś w bok. - Potrafię sam dokończyć walkę,
którą zacząłem. Ty zaś, sukinsynu, wynoś się z naszej
ziemi!
Logan odtrącił Katherine i skoczył susem w kie-
runku chłopaka. Jednak zanim się zwarli, zdążyła je-
szcze chwycić go za ramię.
- Logan, proszę!
Nie trzeba było wielkiej przenikliwości, aby znać
z góry rezultat tego pojedynku. Jedno nieostrożne
uderzenie pięścią i McCloud mógł nawet zabić Danie-
la. Zdecydowana była do tego nie dopuścić.
Logan próbował wyrwać rękę, ale wczepiła się
w nią całą siłą.
Powoli uspokajał się. Wreszcie zwrócił się do Da-
niela:
- Chłopcze, jeśli jeszcze kiedyś mnie zaatakujesz,
lepiej zabij na miejscu. Bo następnym razem nie będzie
już wybaczenia z mej strony.
Powiedział to z tak śmiertelną powagą na twarzy,
iż żadne z nich nie miało najmniejszych wątpliwości,
że dotrzyma słowa.
Następnie spojrzał na dwóch swoich ludzi, którzy
z bronią w ręku wciąż przypatrywali się scenie.
- Wracajcie do stada - powiedział. - Natychmiast!
- krzyknął widząc, że się ociągają.
Podszedł do Jokera i włożył stopę w strzemię. Te-
mat rozmowy został wyczerpany.
Katherine, jak się okazało, była innego zdania. Teraz,
kiedy udało się jej ochronić Daniela, mogła wreszcie wy-
garnąć swojemu sąsiadowi.
- Co to ma znaczyć, panie McCloud? - zapytała
podniesionym głosem, wskazując na wyrwę w ogro-
dzeniu.
Wyjął nogę ze strzemienia i odwrócił się wolno.
" Część mojej pracy - odparł z wielką pewnością
siebie.
" Pańskiej pracy?! - nie wierzyła własnym uszom.
- A odkąd to pańską pracą jest niszczenie cudzych
ogrodzeń? - Zbliżyła się o krok. - Kto dał panu pra-
wo przegonu bydła przez moje ziemie?
Daniel stanął u boku siostry. Znów trzymał w ręku
karabin.
- McCloud, nas nie obchodzi twoje parszywe byd-
ło. Sam się martw, jak i kiedy doprowadzisz je na miej-
sce. I po raz ostatni powtarzam, żebyś natychmiast
wynosił się z naszego pastwiska.
Logan puścił wodze, następnie, kolejno, zbladł
i pociemniał na twarzy. Przypominał teraz czarną be-
stię, która szykuje się do rozszarpania swojej ofiary.
- Przepędzę stado drogą, którą wybrałem - rzekł
chrapliwym głosem. - Bo tak będzie prędzej i ponie-
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
waż zawsze były to otwarte pastwiska. I ponieważ
nienawidzę tych drutów kolczastych. Gdy zechcę, po-
tnę je wszystkie!
Katherine gwałtownie potrząsnęła głową.
- Niczego nie może pan zechcieć, McCloud. Bo my
stoimy na ziemi, która jest naszą własnością, i wara
ci od nas, naszych owiec i ogrodzeń.
Chwilę spoglądał w jej oczy.
- A jednak pojadę tą drogą - powiedział ściszo-
nym głosem.
Zbyt ściszonym głosem. A nadto głosem, w któ-
rym pobrzmiewał smutek. Gniew zniknął z jego twa-
rzy i wyglądał teraz tylko na wyczerpanego i zmę-
czonego do ostatnich granic.
Pomimo całej przepaści, jaka rozwarła się między
nimi, potrafiła wczuć się w jego położenie. Oboje byli
hodowcami. Obojgu zamieć przyniosła dotkliwe stra-
ty. Katherine zdecydowała, iż rzeczą ludzką będzie
ustąpić.
- Tym razem, panie McCloud, pozwolę panu na
przegon bydła przez moje ziemie. I proszę potrakto-
wać to jako spłatę długu wdzięczności za uratowanie
mi życia. Oczywiście, chyba nie muszę dodawać, że
oczekuję naprawy ogrodzenia, gdy tylko przejedziecie.
Logan wskoczył na siodło. Oni również dosiedli ko-
ni.
Odjeżdżał już, gdy rzuciła:
- A więc odtąd jesteśmy kwita!
Nie zatrzymując się, krzyknął do tyłu:
- Powiem ci, kiedy będziemy kwita, panienko!
Katherine z gniewem spojrzała na brata.
- Ani słowa - ostrzegła go, po czym z miejsca ru-
szyła galopem.
9
Katherine otarła rękawem spoconą twarz. Jej zie-
lona, flanelowa koszula i niebieskie spodnie były aż
sztywne od krwi i tłustej lanoliny.
Od wczesnego świtu znakowali jagnięta, kastrowali
je i przycinali im ogony. Ona, Daniel oraz dwaj ro-
botnicy, Will i Harry. Sądząc z dotychczasowego tem-
pa pracy i patrząc na kojce pełne oczekujących kan-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]