[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cóż oni mogliby nam zrobić?
Mattie postanowiła zachowywać się beztrosko.
- Nie przypuszczasz, że są ludożercami?
- W tym zgromadzeniu ich nie ma - zapewnił ją.
- Kiedyś należeli do najstraszliwszych wojowników w Afryce, ale
teraz są nieszkodliwą zgrają kiciusiów.
- O, z pewnością. I każdy z tych kiciusiów nosi wielką długą
włócznię.
- Z tym mogą być kłopoty.
Uraczył ją charakterystycznym uśmieszkiem..
- JesteÅ› bardzo smakowitym daniem, Mattie.
Po raz pierwszy tego dnia wypowiedział jej imię. Sprawiło jej to
przyjemność i zapragnęła odwzajemnić się komplementem.
- A ty jesteś bardzo uprzejmym mężczyzną. Ryan - powiedziała
i spuściła wzrok.
- No, no - odrzekł powoli. - To pierwszy prawdziwy komplement
dla mnie.
Nadal uparcie odwracała od niego oczy.
Strona 95 z 143
RS
- I widzę tutaj pierwszą całkowicie ubraną kobietę! Mattie nigdy
nie umiała przezwyciężyć ciekawości.
Natychmiast rozejrzała się i stwierdziła, że Ryan ma rację. W
środku tłumu stała młoda dziewczyna. Była ubrana w spódnicę i
bluzę. Nie miała na nogach butów, ale na jej szyi wisiał łańcuszek z
krzyżykiem!
- Chrześcijanka? - zapytała zdumiona Mattie.
- Tak, a w dodatku czeka na nas.
Ryan zeskoczył z wozu niczym wytrenowany atleta. Mattie
uczyniła to niezgrabnie, gdyż zesztywniała po długiej jezdzie.
- Latimore - zawołała do nich dziewczyna. Wymawiała to
nazwisko  Lejtimor", ale uśmiechała się bardzo przyjaznie.
- Tak, Latimore - powiedział Ryan, naśladując jej sposób
wymawiania.
- Nazywam się Meriam - powiedziała i wyciągnęła rękę. Jej
angielszczyzna była nienaganna i pobrzmiewał w niej uroczy akcent
wyższych sfer.
- Ponieważ mówię po angielsku, wódz polecił mi, żebym została
waszym... tłumaczem? Czy to właściwe słowo?
- Tak, właściwe - potwierdził Ryan. - A to jest...
- Twoja kobieta? - przerwała Meriam. - Chodzcie. Zostawcie te
zwierzęta. Wszystko jest już gotowe.
- Ee... tak, Mattie jest moją kobietą - powiedział Ryan.
Moglibyśmy się wyrażać w mniej pompatyczny sposób,
pomyślała Mattie. Moja kobieta, dobre sobie!
- Ale ty jesteś przecież młoda! - powiedziała Meriam i popatrzyła
ze zdumieniem na Mattie. - I taka nieszczęśliwa!
- Nie rozumiem.
- Ja też - ciągnęła Meriam. - Ale ja nie mam mężczyzny, musisz
mnie zrozumieć.
- Nie, nie rozumiem - odparła ze śmiechem Mattie.
- Taki jest obyczaj - wyjaśniła Meriam. - Młoda kobieta, która
wychowuje się w domu ojca, ma swoje imię. Na przykład ja
Strona 96 z 143
RS
nazywam się Meriam. Kiedy wybiorę mężczyznę, już nie będę się tak
nazywać, ale zostanę kobietą Meczaka albo mężczyzny o jakimś
innym imieniu. Ale gdy urodzę pierwszego męskiego potomka,
otrzymam imię na całe życie. Będą o mnie mówić: matka Czedy
(Czeda to imię, które wybrałam dla mojego pierwszego syna). A
więc ty jesteś Mattie. Lecz powinnaś się nazywać kobietą
Latimore'a.
W trakcie tych wyjaśnień prowadziła ich przez tłum, który
rozstępował się przed nimi.
- Tak wygląda równouprawnienie kobiet - szepnął Ryan.
- Powiedz jej - odparła gniewnie Mattie - że to ja nazywam się
Latimore, a nie ty.
- Co? I mam wywołać zamieszki? Pamiętaj, kobieto Latimore'a,
że to ty wszystko wymyśliłaś!
- Ach, ty... - Mattie miała zamiar przywołać go do porządku,
kiedy dwóch rosłych Masakinów stanęło za jej plecami i chwyciło ją
za ramiona. Dwójka innych wojowników zajęła się Ryanem. Była tak
przerażona, że nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa.
Meriam zauważyła jej minę i przyszła z pomocą.
- Nie ma się czego bać - powiedziała spokojnie. - Wódz
przyjmuje ambasadorów z innych szczepów. Jako przedstawiciele
rodu Latimore'ów, zostaniecie przyjęci, ale na samym końcu,
rozumiecie. Strażnicy to formalność. Nikomu nie wolno zbliżyć się
do wodza z nieskrępowanymi rękami. Taki jest zwyczaj.
- Ryan, boję się - wygadała się Mattie.
- Nie powinnaś się martwić - pocieszał ją. - Zaopiekuję się tobą.
- Oczywiście - powiedziała szczękając zębami. - Ty jeden
przeciwko piętnastu tysiącom.
- Przesadzasz - odparł z chichotem. - Tu nie może być więcej niż
pięć, sześć tysięcy ludzi.
- Dlaczego nie wziąłeś strzelby? - warknęła. - Przynajmniej
mielibyśmy jakąś szansę!
- Raczej nie. Nie mam żadnych nabojów. No, Mattie, głowa do
Strona 97 z 143
RS
góry.
- Tak, głowa do góry - odparła ze złością. - Aatwo ci powiedzieć!
Popraw mi nastrój albo się zamknij!
- A co powiesz na to? - zagadnął śmiejąc się.
- Mattie Latimore, kocham ciÄ™!
Odwróciła głowę tak gwałtownie, że zleciał jej kapelusz. Jej oczy
zrobiły się wielkie niczym spodki i natychmiast wypełniły się łzami.
- O rany - mruknął. - Nie sądziłem, że poczujesz aż takie
obrzydzenie!
- Nie powinieneś kłamać tylko dlatego, że przebywam z dala od
domu i śmiertelnie się boję!
- Ja kłamię? - powtórzył Ryan. Wszyscy ludzie dookoła wlepili w
niego wzrok. - Nie okłamuję cię, Mattie - powiedział nieco ciszej. -
Meriam, powiedz tym gorylom, żeby mnie puścili, to dowiodę, że
mówię prawdę.
Dziewczyna śmiała się z nich.
- To niemożliwe - oświadczyła. - Nie można tego zrobić,
ponieważ uroczystość już się rozpoczęła. Oboje wyglądacie... och,
brakuje mi słowa. Wielu rzeczy jeszcze nie umiem wyrazić po
angielsku. Studiowałam w chrześcijańskiej szkole w Dżuba i
misjonarze nie uczyli nas wielu słów.
- Mówisz znakomitą angielszczyzną - powiedziała stanowczo
Mattie. - To tylko on jest kłamczuchem!
- Czego to mężczyzna nie zrobi, żeby zdobyć pożądaną kobietę?
- odparła Meriam.
Wszystko wydaje się takie proste, pomyślała Mattie. Filozofia w
najdalszym zakątku Afryki? A jednak ta dziewczyna mówi z taką
pewnością. Chyba nie ma nawet szesnastu lat. Dlaczego wie o...
tych rzeczach znacznie więcej niż ja?
- Teraz wasza kolej - powiedziała cicho Meriam. - Idzcie z
wojownikami, nie wykonujcie gwałtownych ruchów. Wyprostujcie
się. Pochylcie głowy, kiedy zobaczy was wódz. Czy chcecie coś mu
przekazać?
Strona 98 z 143
RS
- Co mu przekazać? - Ryan przypomniał sobie grzecznościowe
formuły. Obserwował poprzedzających go ambasadorów i uznał, że
pozdrowienia stanowią jedynie formalność.
- Powiedz wodzowi, że ród Latimore'ów przybywa zza Wielkiej
Wody z przyjaznym pozdrowieniem.
- O! - zareagowała z przytłumionym chichotem.
- To znaczy ze Stanów Zjednoczonych? Z jakiej części? W mojej
szkole mieliśmy wiele lekcji geografii.
- Z Teksasu - mruknÄ…Å‚ Ryan.
- Z Teksasu - zastanawiała się Meriam. - Wielka kraina, ten
Teksas. Mnóstwo bydła!
Dalsza konwersacja była niemożliwa. Strażnicy zaczęli ich
prowadzić po wytyczonej, wąskiej ścieżce, która wiodła od miejsca
prezentacji. Szli wolno, toteż Mattie mogła się skoncentrować na
stojącej przed nimi postaci. Wódz należał do szczepu Masakin Tiwal
odznaczającego się wysokim wzrostem. Rozsiadł się na drewnianym
tronie, który znajdował się na metrowym podwyższeniu. Z tego
miejsca wódz wydawał się ogromnie wysoki. Był chudy i naznaczony
licznymi bliznami. Nosił hełm z piórami, przydający mu imperialnej
godności. Poza tym nie miał na sobie niczego. Określenie jego wieku
było niemożliwe. U jego stóp siedziała rozłożysta kobieta, którą
ozdabiały plemienne malunki. Spoglądała to w jedną, to w drugą
stronę, jakby była majordomem tego spotkania.
- Jak to się dzieje, że nie trzymają za ręce ciebie, Meriam? - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •