[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzięki niezwykłym instalacjom, które tworzyła.
Peter darzył artystkę szacunkiem i lubił jej cięty dowcip, jednak Taryn nigdy nie
rozumiała łączących ich relacji. Czasami podejrzewała, że mają romans, i wyrzucała so-
bie, że powinna wykrzesać więcej entuzjazmu dla tamtej kobiety. Niestety, ilekroć ją
spotykała, odnosiła wrażenie, że jest znerwicowana i gardzi wszystkimi, których Bóg nie
obdarzył talentem. Dlatego też nie potrafiła jej polubić.
Ziewając przeciągle, ruszyła do łazienki, gdzie spędziła więcej czasu niż zwykle.
Przez kilka minut przyglądała się trupiobladej twarzy z cieniami pod oczami, spoglądają-
cej na nią z lustra. Czuła, że czeka ją ciężki dzień.
Nie pomyliła się. Praca przypominała pokutę, a traktowanie Cade'a z chłodną obo-
jętnością kosztowało wiele wysiłku. Na szczęście zdołała przetrwać ten dzień. Późnym
popołudniem, upewniając się, że nikt nie będzie jej przeszkadzał, udała się na plażę.
Gdy pływała, rozmyślała o wyjeździe z Fala'isi. Niedługo wróci do Nowej Zelandii
i nie będzie musiała oglądać Cade'a nigdy więcej. Żal w końcu przeminie. Znała ludzi,
którzy odzyskiwali pogodę ducha po większych tragediach, więc i ona w końcu zapomni
o bólu.
Schowany w cieniu palm Cade obserwował, jak Taryn pływa przy brzegu. Długimi
rękami bez wysiłku przecinała łagodne fale. Gdy wyszła na brzeg, zachodzące słońce
opromieniło jej niemal nagie ciało. Przypominała Wenus wyłaniającą się z morskiej pia-
ny, smukła, zgrabna i olśniewająca. Mokre rude włosy opadały na szczupłe ramiona ni-
czym płaszcz.
Sfrustrowany zastanawiał się, czy popełnił największy błąd w życiu, czy też podjął
słuszną decyzję. Zanim jednak zdołał znaleźć odpowiedź, z zamyślenia wyrwał go
dzwonek komórki.
Na wyświetlaczu pojawił się numer jego asystenta.
- Tak - warknął do telefonu.
- To nie to, czego się obawialiśmy - oświadczył Roger bez żadnych wstępów, igno-
rując rozdrażnienie swojego szefa.
- Dzięki Bogu. - Cade odetchnął z ulgą. - Co wykazały badania?
Cierpliwie wysłuchał relacji dotyczącej choroby trzyletniej Melindy.
- Nie będzie łatwo, ale najgorsze już za nami.
- Posłuchaj, Roger. Zabierz żonę i córkę do mojej posiadłości w Prowansji. Przyda
się wam trochę odpoczynku i słońca. I kup ode mnie prezent dla Melindy, coś, o czym
zawsze marzyła.
Cade w milczeniu wysłuchał podziękowań.
- Omal nie zapomniałbym ci powiedzieć - dodał Roger. - W zeszły czwartek
dzwonił Sampson. Twierdził, że być może wkrótce będzie miał dla ciebie nowe informa-
cje. Odezwał się już?
- Nie - odparł Cade zwięźle.
Niestety, detektyw, który zajmował się sprawą zaginionych pieniędzy Petera, nie
rzucił jak dotąd światła na tę tajemniczą sprawę.
Po zakończeniu rozmowy jeszcze przez pewien czas wpatrywał się w telefon. Za-
mierzał zadzwonić do Sampsona, ale obawiał się tego, co może usłyszeć. W nerwowym
napięciu wybrał w końcu właściwy numer i odczekał kilka sygnałów, zanim w słuchawce
rozległ się męski głos.
Gdy detektyw zaczął przekazywać najnowsze wiadomości, na twarzy Cade'a poja-
wiły się kolejno szok i gniew. Kontynuując rozmowę, wrócił do bungalowu.
Mniej więcej godzinę później Taryn ruszyła wolno białą ścieżką prowadzącą z pla-
ży do domku. Liczyła, że uda jej się uniknąć spotkania z Cade'em, ale on najwyraźniej na
nią czekał.
- Muszę powiedzieć ci coś o Peterze - oświadczył. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •