X
ďťż

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żował? A może również i to, co było przyczyną szantażu? Baines mógł coś jej
napomknąć. Niech jego dusza smaży się w piekle! Jednak bez względu na to,
co Sheila zrobiła lub czego nie zrobiła tamtego wieczora, nie chciał o tym nic
wiedzieć, bowiem było to nieistotne. Jedyną osobą winną śmierci Bainesa był on
sam.
Siedział w swoim małym gabinecie i miał wrażenie, że ściany pokoju coraz
bardziej zacieśniają się wokół niego. Przez ostatnie trzy lata żył w napięciu i od
pewnego czasu czuł, że dłużej nie wytrzyma. Aby odzyskać upragniony spokój,
musi zrobić coś, by ulżyć zakłamanemu do granic możliwości sumieniu i zadość-
uczynić wszystkim podłościom, których się dopuścił. Znowu pomyślał o Sheili
i dzieciach i wiedział, że dłużej nie może patrzeć im w twarz. Jego myśli stale
wracały do jednego punktu bez względu na usilne starania. Tak, on i tylko on
winny jest śmierci Bainesa.
Poranne zajęcia dobiegały końca. Gdy przechodził przez sekretariat, pani
Webb robiła porządki na biurku.
— Pani Webb, nie będzie mnie dzisiaj po południu.
— Wiem, sir. Nigdy pana nie ma we wtorki.
— Wtorki? Rzeczywiście. . . Zupełnie zapomniałem.
195
* * *
Zdawało mu się, że telefon zadzwonił nie w jego mieszkaniu, lecz w teatrze
telewizji: wiedział, że nie ma potrzeby podnosić słuchawki. Ciągle był śmiertelnie
zmęczony i przykrył głowę poduszką. Noc nie należała do najprzyjemniejszych.
Przy automatach do gry także nie miał szczęścia i nad ranem wsiadł wreszcie do
pociągu, by pięć po ósmej przyjechać na dworzec oxfordzki, a stamtąd taksówką
udał się do domu. Tak czy inaczej, była to kosztowna podróż.
Godzinę później znowu zadzwonił telefon. Tym razem głośny, przenikliwy
dźwięk aparatu zmusił go do reakcji. Potrząsnął półprzytomnie głową i sięgnął na
nocny stolik po słuchawkę. Wprost do mikrofonu ziewnął potężnie „Taak?” w na
wpół siedzącej pozycji.
— Lewis? Czego, u diabła, pan chce?
— Od drugiej usiłuję się z panem skontaktować, sir. Chodzi o. . .
— Co takiego? Która godzina?
— Dochodzi trzecia, sir. Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam dla pana
małą niespodziankę.
— Wątpię — ziewnął znowu.
— Powinien pan przyjechać. Jesteśmy na komendzie.
— Jacy „my”?
— To właśnie moja niespodzianka, sir.
— Będę za pół godziny — powiedział Morse.
* * *
Usiadł przy stole w gabinecie przesłuchań nr 1. Przed nim leżał nie podpisany
jeszcze dokument następującej treści:
„Zgłosiłam się na policję z własnej i nieprzymuszonej woli, aby złożyć to
oświadczenie i ufam, że będzie mi to poczytane za okoliczność łagodzącą. Przy-
znaję się do zabójstwa magistra Reginalda Bainesa, zastępcy dyrektora Liceum
Ogólnokształcącego im. Rogera Bacona w Kidlington. Powody, dla których zde-
cydowałam się na ten krok, nie są w moim przekonaniu istotne dla postępowania
sądowego, które zostanie przeciwko mnie wytoczone, i wolałabym ich nie ujaw-
niać. Również na temat szczegółów wolałabym na obecnym etapie zachować mil-
czenie. Ponieważ zdaję sobie sprawę, że duże znaczenie dla przebiegu postępo-
wania ma kwestia premedytacji zbrodni, pragnęłabym skontaktować się z moim
adwokatem i zasięgnąć jego rady.
196
Własnoręcznym podpisem potwierdzam, że niniejsze oświadczenie zostało
złożone w obecności sierżanta Lewisa z Wydziału Zabójstw Komendy Policji przy
Thames Valley, w dniu i o godzinie zaznaczonych poniżej.”
Morse podniósł wzrok i spojrzał na osobę, która siedziała po drugiej stronie
stołu.
— Zrobiła pani błąd w wyrazie „szczegółów” — powiedział.
— To pańska maszynistka, inspektorze, nie ja. — Sięgnął po paczkę papiero-
sów i poczęstował ją. — Dziękuję, nie palę.
Nie spuszczając z niej wzroku, zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Jego
mina wyrażała niesmak i niedowierzanie. Wskazał na dokument.
— Chce pani, żeby to poszło dalej?
— Tak.
— Jak pani sobie życzy.
Siedzieli w ciszy, jakby nie mieli sobie nic do powiedzenia. Morse wyjrzał na
betonową powierzchnię podwórza. Od początku śledztwa popełnił masą głupich
błędów i jeden więcej nie miał wielkiego znaczenia. Może się myli? Może ona
rzeczywiście go zamordowała? Takie rozwiązanie nie byłoby pozbawione sensu.
Na twarzy wciąż miał wyraz głębokiego niesmaku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •  

    Drogi uzytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczac Ci coraz lepsze uslugi. By moc to robic prosimy, abys wyrazil zgode na dopasowanie tresci marketingowych do Twoich zachowan w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam czesciowo finansowac rozwoj swiadczonych uslug.

    Pamietaj, ze dbamy o Twoja prywatnosc. Nie zwiekszamy zakresu naszych uprawnien bez Twojej zgody. Zadbamy rowniez o bezpieczenstwo Twoich danych. Wyrazona zgode mozesz cofnac w kazdej chwili.

     Tak, zgadzam sie na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu dopasowania tresci do moich potrzeb. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

     Tak, zgadzam sie na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu personalizowania wyswietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych tresci marketingowych. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

    Wyrazenie powyzszych zgod jest dobrowolne i mozesz je w dowolnym momencie wycofac poprzez opcje: "Twoje zgody", dostepnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usuniecie "cookies" w swojej przegladarce dla powyzej strony, z tym, ze wycofanie zgody nie bedzie mialo wplywu na zgodnosc z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.