[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kobieta, Blanche Haggard, nie, nie Haggard Donovan. Doprawdy, Blanche wyglądała
tak potwornie& tak staro i prostacko&
Przyłożyła rękę do czoła. Zdawało jej się, że w jej mózgu obraca się
kalejdoskop. Miała kalejdoskop w dzieciństwie. Uwielbiała przyglądać się
wirującym kolorowym szkiełkom, nim ułożyły się w jakiś wzór&
Co też się ze mną dzieje?
Tamten koszmarny zajazd i tamto dziwne uczucie, którego doświadczyłam na
pustyni& Wyobraziłam sobie całe mnóstwo nieprzyjemnych rzeczy: że rodzone dzieci
mnie nie lubią, że Rodney kochał tę biedną Leslie Sherston (oczywiście, że nie
kochał, co za głupi pomysł! Biedna Leslie). I nawet ubolewałam nad tym, że swego
czasu wybiłam Rodneyowi z głowy ten jego niesamowity pomysł z uprawianiem ziemi.
Doprawdy, jedyne, co mogę teraz o sobie powiedzieć, to to, że zawsze kierowałam
się rozsądkiem i że byłam przewidująca&
Boże wielki, dlaczego jestem taka zakłopotana? Wszystko, o czym myślałam i w
co uwierzyłam& te wszystkie nieprzyjemne rzeczy&
Czy rzeczywiście były prawdziwe? A może niebyły? Nie chcę, żeby były
prawdziwe.
Muszę postanowić& muszę postanowić&
Co postanowić?
Słońce, pomyślała, tamto słońce tak bardzo przypiekało. To właśnie ono
przyprawiło mnie o halucynacje&
Biegnie po pustyni& pacia na dłonie i na kolana& modli się&
Czy to wszystko było prawdziwe?
Obłęd, uwierzenie w coś takiego to czysty obłęd. Jak to przyjemnie i
bezpiecznie wrócić do domu, do Anglii i doznać uczucia, że nigdzie się nie
wyjeżdżało, że wszystko jest takie, jak się zawsze myślało, że jest&
I oczywiście wszystko jest takie. Takie samo.
Kalejdoskop wciąż wiruje& wiruje&
Szkiełka układają się raz w jeden wzór, to znowu w drugi.
Rodneyu, przebacz mi, nie wiedziałam&
Rodneyu, jestem tutaj. Wróciłam do domu!
Który wzór? Który? Muszę dokonać wyboru.
80
Słyszy odgłos otwieranych frontowych drzwi, dzwięk, który zna tak dobrze, tak
bardzo dobrze&
To Rodney wraca.
Który wzór? Który wzór? Prędzej!
Drzwi do salonu otworzyły się. Rodney wszedł. Przystanął, zaskoczony.
Joan podbiegła do niego. Nie od razu spojrzała w jego twarz. Pomyślała, że
powinna dać mu choć jedną chwilę, by ochłonął na jej widok, choć jedną chwilę&
A potem powiedziała pogodnie:
Oto jestem, Rodneyu& Wróciłam do domu&
EPILOG
Rodney Scudamore siedział w małym, niskim fotelu, podczas gdy jego żona
nalewała do filiżanek herbatę, podzwaniała łyżeczkami i pogodnie szczebiotała,
jak to miło znalezć się na powrót w domu i jak uroczo dojść do wniosku, że nic
się nie zmieniło i że Rodney nie potrafiłby uwierzyć, jak cudownie jest znów być
w Anglii, w Crayminster, we własnym domu!
W oknie, na szybie, zwiedziona niezwykłym ciepłem listopadowego dnia,
natrętnie bzyczała wielka mucha plujka.
Bzz, bzz, bzz, powtarzała swoje mucha.
Dzyń, dzyń, dzyń, podzwaniał głos Joan Scudamore.
Rodney siedział, uśmiechał się i kiwał głową.
Hałas, myślał, tyle hałasu&
Tak wiele w nim sensu dla jednych, a żadnego dla innych.
Myliłem się, ustalił ostatecznie, myliłem się, myśląc, zaraz po powrocie
Joan, że coś się z nią stało. Nic się z nią nie stało. Jest taka sama jak
zawsze. Wszystko jest takie samo jak zawsze.
Wkrótce Joan poszła na górę dopilnować rozpakowania bagażu, a Rodney
przeszedł przez hali do gabinetu, gdzie czekało na niego trochę pracy
kancelaryjnej.
Jednak najpierw otworzył górną prawą szufladkę w biurku i wyjął z niej list
od Barbary. List przyszedł pocztą lotniczą i był nadany kilka dni przed wyjazdem
Joan z Bagdadu.
Był długi, gęsto zapisany i Rodney znał go prawie na pamięć. Mimo to
przeczytał go raz jeszcze i zatrzymał się chwilę na ostatniej stronie.
& Tak więc powiedziałam Ci wszystko, kochany tato. Przypuszczam, że już
wcześniej czegoś się domyślałeś. Nie musisz się już o mnie martwić. Naprawdę
zdaję sobie sprawę, jaka byłam występna i głupia. Pamiętaj, mama nie wie o
niczym. Nie było łatwo utrzymać ją z dala od tego wszystkiego, lecz doktor
McQueen znakomicie zagrał swoją rolę, nie mówiąc o Williamie. William był
cudowny. Doprawdy nie wiem, co zrobiłabym bez niego był zawsze w pobliżu i
zawsze gotów bronić mnie przed mamą, jeśli trzeba było. Przyznaję, kiedy
zatelegrafowała, że przyjeżdża, byłam zrozpaczona. Wiem, że próbowałeś ją
powstrzymać, i wiem, że to było niemożliwe. Cóż, w gruncie rzeczy jej chęć
śpieszenia z pomocą byłaby całkiem na miejscu, oczywiście gdyby nie to, że mama,
jak to mama, natychmiast poczuła się w obowiązku wywrócić nasze życie do góry
nogami. Mówię Ci, tato, od czegoś takiego po prostu można było zwariować, a ja,
ja nie miałam sił, by z nią walczyć! Wreszcie na nowo zaczynam cieszyć się
Mopsy! Jest naprawdę urocza. %7łałuję, że nie możesz jej zobaczyć. Czy lubiłeś
nas, kiedy byliśmy niemowlętami, czy dopiero pózniej? Kochany tatusiu, taksie
cieszę, że to Ty jesteś moim ojcem. Jeszcze raz proszę, nie martw się o mnie.
Całe zło już minęło.
Twoja kochajÄ…ca Babs.
Rodney wahał się przez chwilę. Najchętniej zatrzymałby tych kilka kartek na
zawsze. Tak wiele dla niego znaczyły pisemna deklaracja córki o wierze we
własnego ojca i o pokładanym w nim zaufaniu.
Jednak Rodney, nauczony zawodowym doświadczeniem, znał niebezpieczeństwo
płynące z przechowywania listów. Gdyby nagle umarł, Joan przejrzałaby jego
81
papiery dokładnie. Coś takiego na pewno sprawiłoby jej niepotrzebny ból. Nie ma
sensu ranić jej i rozczarowywać. Niech trwa szczęśliwa i bezpieczna w tym swoim
jasnym, spokojnym świecie, który sama dla siebie stworzyła.
Przeszedł przez pokój i wrzucił list Barbary do ognia. Tak, pomyślał, całe
zło jest już poza nią. i poza jej najbliższymi. To o Barbarę zawsze bałem się
najbardziej, bo to ona jedyna z trójki moich dzieci była niezrównoważona
emocjonalnie. No cóż, kryzys minął, i Barbara wyszła z niego jeżeli nie bez
uszczerbku, to przynajmniej żywa. A teraz już zaczyna rozumieć, że jej prawdziwy
świat to Mopsy i Bill. Porządny gość, ten Bili Wray. Należy ufać, że nie
cierpiał ponad siły.
Tak, jeśli chodzi o Barbarę, to mogę już być spokojny. O Tony ego w jego
gajach pomarańczowych w Rodezji też się nie martwię. Tony jest daleko, ale z nim
jest wszystko w porządku, a jego młoda żona sprawia wrażenie porządnej
dziewczyny. Tony ego nigdy nic nie zraniło do żywego i prawdopodobnie nigdy nie
zrani. Ludzie z natury pogodni, a do takich należy Tony, są odporni na
przeciwności losu.
Z Averil też wszystko było w porządku. Jak zawsze, kiedy myślał o Averil, tak
i teraz poczuł w sercu dumę, nie żal. Averil z jej chłodnym, krytycznym umysłem,
ze skłonnością do niedomówień i z tym swoim sarkazmem. Averil solidna jak skała,
lojalna, tak dziwnie nie pasujÄ…ca do imienia, jakim jÄ… obdarzyli.
Walczył z Averil, walczył i pokonał ją jedyną bronią, którą jej pogardliwy
umysł mógłby uznać, bronią, która nawet jemu samemu zdawała się odpychająca.
Beznamiętne, logiczne argumenty, bezlitosne argumenty. Ona je zaakceptowała.
Ale czy mu wybaczyła? Sądził, że nie. Lecz to nie miało znaczenia. Nawet
jeśli przestała go kochać, nie przestała szanować, i to bardziej niż przedtem, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]