[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
Jakubek ĹwieĹźo rozwiedziony, nowy w stolicy, pomagaĹ koledze i rzeczywiĹcie mĂłgĹ
sporo wiedzieÄ.
- Na przykĹad to, Ĺźe nie wszystko byĹo w porzÄ
dku - Karina zmarszczyĹa brwi. -
Podejrzewasz szantaĹź?
RozĹoĹźyĹ rÄce.
- Trudno coĹ stwierdziÄ, jeĹźeli wie siÄ tak maĹo. Ale w ten sposĂłb wszystkie
niedomĂłwienia, jakie mi serwowaĹ podchmielony hotelarz, ukĹadajÄ
siÄ w mniej
wiÄcej logicznÄ
caĹoĹÄ.
Przy sÄ
siednim stoliku usiadĹa grupka haĹaĹliwych nastolatek. Karina w
zamyĹleniu nawet ich nie sĹyszaĹa.
- BÄdziesz rozmawiaĹ z policjÄ
? - zdecydowaĹa siÄ zapytaÄ.
PrzetarĹ okulary.
- WyĹmiejÄ
mnie i w dodatku zupeĹnie sĹusznie. Nie mam cienia dowodu. W
dodatku - potrzÄ
snÄ
Ĺ gĹowÄ
- szczerze mĂłwiÄ
c, sam nie do koĹca w to wierzÄ. Nie
umiem sobie wyobraziÄ Roberta Gondora z zimnÄ
krwiÄ
mordujÄ
cego czĹowieka,
ktĂłry go prawie wychowaĹ. To absurd - stwierdziĹ zdecydowanym tonem.
- A jednak ktoĹ to zrobiĹ - powiedziaĹa niemal bezwiednie.
Bartosz leciutko dotknÄ
Ĺ jej dĹoni.
- Tak, ZnieĹźko. Masz racjÄ. I nie wiadomo, czy policja go znajdzie. W dodatku
my nie moĹźemy w Ĺźaden sposĂłb pomĂłc. A sensacyjnymi teoriami tylko zaszkodzimy
- westchnÄ
Ĺ. - Lepiej zmieĹmy temat na lepszy. Powiedz, co u ciebie sĹychaÄ? Co
robisz z wakacjami?
- Nie wiem - odpowiedziaĹa obojÄtnie. - MyĹlaĹam o Mazurach, ale raczej
pĂłzniej.
ZdziwiĹa siÄ, poniewaĹź ostatnie sĹowa chyba nie dotarĹy do jej rozmĂłwcy.
WiĹski znieruchomiaĹ.
Przez chwilÄ nieobecny duchem, myĹlaĹ o czymĹ intensywnie.
- Mazury - powiedziaĹ wreszcie. - Tak, oczywiĹcie! Jak mogĹem byÄ taki
bezmyĹlny! - Jego oczy bĹyszczaĹy podnieceniem. - JuĹź ci mĂłwiÄ, o co chodzi. Otóş,
Jakubek na poczÄ
tku rozmowy, jeszcze w nieco lepszym stanie, kiedy chwaliĹ siÄ
zaĹźyĹoĹciÄ
z Gondorem, pokazaĹ mi jakiĹ wydruk z rezerwacjÄ
zaĹatwionÄ
dla niego
nad ktĂłrymĹ jeziorem na poĹowÄ lipca. W znajomej agroturystyce.
Tego akurat Karina nie umiaĹa sobie wyobraziÄ.
- On? W agroturystyce? Chyba pomyĹka. A gdyby chciaĹ wodÄ, to jego matka
ma chyba willÄ nad Adriatykiem.
- Wez pod uwagÄ, Ĺźe on z niÄ
od dawna nie rozmawia. Poza tym zarezerwowaĹ
dwa pokoje. Dla siebie i Magdy PĹonin! Tak, nie pomyliĹem siÄ. W pobliĹźu oĹrodka,
gdzie ona kiedyĹ miaĹa kurs Ĺźeglarski. No i co ty na to?
- TrochÄ bez sensu.
- Przeciwnie - zapaliĹ siÄ jak student. - JeĹźeli Gondor chciaĹ nakĹaniaÄ kuzynkÄ
do sprzedaĹźy PrzeglÄdy, to najlepiej stworzyÄ sprzyjajÄ
ce warunki. Na przykĹad w jej
ukochanym miejscu na Mazurach. ZauwaĹź jeszcze jednÄ
rzecz. - Twarz WiĹskiego,
mimo leciutkiej opalenizny, zaróşowiĹa siÄ z przejÄcia. - Magda nic o tych planach
nie wiedziaĹa. RozmawiaĹem z niÄ
przez telefon trzy dni temu i mĂłwiĹa,Ĺźe przyjedzie
moĹźe jesieniÄ
.
Dziewczyna poczuĹa, jak w Ĺrodku gorÄ
cego dnia ogarnia jÄ
chĹĂłd.
- To znaczy... wiedziaĹ, Ĺźe ona tu bÄdzie. O, BoĹźe!
- OparĹa czoĹo na dĹoniach. - Teraz chyba masz juĹź z czym iĹÄ na policjÄ.
- TeĹź tak sÄ
dzÄ. A raczej bÄdÄ miaĹ, kiedy udokumentujÄ to, co ci
powiedziaĹem.
- Pojedziesz na Mazury?
- BliĹźej. Do Jakubka. Mam nadziejÄ nie spotkaÄ tam Gondora i Ĺźe on nie dowie
siÄ o mojej akcji.
- A jeĹli siÄ dowie? PamiÄtaj o Bogockim. Musisz jeszcze pojechaÄ na policjÄ.
Karina ze zdumieniem patrzyĹa na byĹego mÄĹźa. Nie pamiÄtaĹa go tak
kreatywnego i zdecydowanego. CzyĹźby w obliczu zagroĹźenia staĹ siÄ innym
czĹowiekiem? A moĹźe wĹaĹnie teraz jest prawdziwym sobÄ
?
- Do domu dotrÄ na pewno, a potem jakoĹ siÄ postaram.
- JakoĹ? - Nagle zrozumiaĹa, co powinna zrobiÄ. - SĹuchaj, przecieĹź ja spokojnie
zaniosÄ, co trzeba i gdzie trzeba. O maĹo nie zrzuciĹ filiĹźanki.
- Absolutnie, w Ĺźadnym wypadku, nie. Nie mogÄ ciÄ naraĹźaÄ. Wykluczone.
- Nie jestem juĹź twojÄ
ĹźonÄ
. Nikomu nie przyjdzie do gĹowy, Ĺźe dziaĹamy
razem.
- Nie. Zapomnij.
SpojrzaĹa mu w oczy. DĹugo i gĹÄboko. Ich spojrzenia spotkaĹy siÄ.
- ProszÄ, pozwĂłl mi pomĂłc. To dla mnie bardzo waĹźne.
MoĹźe wrĂłciĹy te chwile z poczÄ
tku ich znajomoĹci, kiedy WiĹski, zauroczony,
tylko czekaĹ na jej rozkazy. WestchnÄ
Ĺ bezradnie.
- KrĂłlewno, co ty ze mnÄ
robisz! Po prostu muszÄ ci ulec.
- DziÄkujÄ!
PrzechyliĹa siÄ przez krzesĹo, na moment ich usta spotkaĹy siÄ i trochÄ dziwne,
Ĺźe ten krĂłtki pocaĹunek nie zrobiĹ na niej takiego wraĹźenia, jak powinien. ByĹa
jednak szczÄĹliwa. MogĹa mieÄ swĂłj udziaĹ w czymĹ naprawdÄ waĹźnym.
*
Reising wiedziaĹ, Ĺźe chwilowo musi skoncentrowaÄ siÄ caĹkowicie na
prowadzeniu samochodu, jeĹźeli nie chce spowodowaÄ nieszczÄĹcia, mimo Ĺźe jego
umysĹ zaprzÄ
tniÄty byĹ nowÄ
sytuacjÄ
. CzuĹ, Ĺźe wreszcie zostaĹ wyrwany ze stanu
kompletnej bezsilnoĹci, drÄczÄ
cej go od wczoraj.
Przypadkowy fakt nasunÄ
Ĺ mu, prawdÄ mĂłwiÄ
c, rozpaczliwe skojarzenie, ktĂłre
teraz byĹo jak wyciÄ
gniÄta na ratunek rÄka. BÄdzie umiaĹ jÄ
chwyciÄ - wygra, nie uda
mu siÄ - utonie. Do poraĹźek Ĺźycie go nie przyzwyczaiĹo, poniewaĹź praktycznie mu
siÄ nie zdarzaĹy. OczywiĹcie nie liczÄ
c czterech rozwodĂłw.
Nareszcie dotarĹ do parku Morskie Oko, w ktĂłrym lubiĹ biegaÄ Sylwester PĹonin
i w ktĂłrym teraz moĹźna spokojnie usiÄ
ĹÄ i po prostu zebraÄ myĹli.
Niezbyt dĹugo wytrzymaĹ na Ĺawce w cieniu i rozpoczÄ
Ĺ energiczny spacer po
alejkach, niezbyt gĹoĹno, lecz dobitnie mĂłwiÄ
c do samego siebie. JakaĹ babcia
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]