[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zauważyła, że spojrzenie Ryana złagodniało i musiała się ostrzec: żadnego
roztkliwiania.
- Aha, chcę, żebyś wiedziała - wskazał palcem półkę z surowych desek, opar-
tą na cegłach - tam stał twój pamiętnik, kiedy był w moim posiadaniu. Kurzył się
na tej półce. Przerzuciłem na chybił trafił kilka kartek, żeby sprawdzić, czy znajdę
coś, co naprowadzi mnie na ślad właścicielki. Ale przysięgam, że go nie przeczyta-
łem. Musisz wiedzieć, że goniłem cię z lotniska taksówką przez pół Sydney.
- NaprawdÄ™?
- Taksówkarz przejeżdżał wszystkie czerwone światła. Może byśmy cię do-
gonili, gdyby nie deszcz.
Simone siedziała zdumiona. Czy ma nadal uważać tego mężczyznę za wroga?
On rozbraja ją na każdym kroku. Poza tym bardzo ją pociąga. I budzi ogromną
ciekawość. Dlaczego syn Jordana Tannera ukrywa się w skromnym mieszkaniu?
Musi się dowiedzieć o nim czegoś więcej.
- Zamierzałeś mnie przekonać, że nie powinnam o tobie pisać w  City Girl" w
serii o singlach. Czy chciałeś mi coś opowiedzieć o swojej rodzinie?
- Tylko prywatnie.
- Oczywiście, Ryan.
Popatrzył na nią w zamyśleniu i nagle podjął decyzję:
- Wiele się dowiedziałaś o moim ojcu, przygotowując tekst, ale co wiesz o
matce?
O matce? Simone poczuła niepokój. Rozmowy o matkach zawsze budziły w
niej lęk.
- Właściwie nic.
S
R
Ryan spuścił wzrok, uderzył w oparcie fotela dłonią.
- Moja matka nazywała się Catherine Banning.
Simone zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie, skąd zna to nazwisko.
- Jej kariera artystki była krótka, choć błyskotliwa.
- Przypominam sobie. Catherine Banning malowała bardzo ładne obrazy
wnętrz.
- Kochała muzykę i literaturę. W ogóle sztukę. Odziedziczyłem po niej zami-
łowanie do literatury. JD i mój brat nie mają czasu na książki, z wyłączeniem ksią-
żeczek czekowych.
- Czułeś się jak czarna owca?
- Zawsze tak się czułem. - Zrobił długi wydech. - Matka umarła przy moim
porodzie.
Chciał się uśmiechnąć, ale bez powodzenia.
- JD stracił Catherine i zyskał mnie. To nie było sprawiedliwe.
Simone zauważyła błysk bólu w jego oczach i natychmiast przestała się o sie-
bie niepokoić.
- Na pewno tak nie myślał.
- Tak właśnie myślał. - Ryan uderzył dłonią w poręcz, wzruszył ramionami i
skrzywił się w uśmiechu. - Okrutne zrządzenie losu zabrało mu miłość życia i na
otarcie łez pozostawiło mnie.
- Powiedział ci to? - zapytała.
- Nie wprost. Ale przesłanie było jasne.
Ryan udawał, że go to nie boli. Prawdopodobnie tak postępował całe życie.
Wyrósł w przekonaniu, że ponosi winę za śmierć matki. Simone aż za dobrze wie-
działa, jakie to okropne uczucie. Ryan czuł się wyobcowany z życia ojca i brata.
Samotny.
Wiedziała, że poznanie jakiegoś szczegółu z życia osobistego osoby może
bardzo zmienić spojrzenie na nią. Siedząc w skromnym mieszkaniu Ryana i słu-
S
R
chając jego opowieści, zrozumiała tę nieuniknioną prawdę. Nie potrafiła już trak-
tować go jak wroga.
Ku swemu zdumieniu poczuła chęć, by go objąć i przytulić, zrobić coś, czego
nigdy nie zrobiła jego matka.
Czując pieczenie w oczach, podniosła do ust szklankę. Trzymając ją w obu
dłoniach, powiedziała:
- Gdyby  City Girl" opublikował twoją historię i powiązał z rodziną, rozją-
trzyłby stare rany, prawda?
Ryan skinął głową. Zapadła męcząca cisza, a Simone zastanawiała się, czy
Ryan oczekuje od niej podobnej szczerości. Powrócił strach, gwałtowny atak pani-
ki. Aby się opanować, wzięła garść orzeszków.
- Nie gniewaj się, ale nie mam chęci rozmawiać o mojej rodzinie - powie-
działa.
- Bądz spokojna - odparł z uśmiechem. I po krótkiej przerwie dodał: - Zro-
zum, Simone, że nie próbuję dowiedzieć się, co pisałaś w pamiętniku. Jasne, jestem
ciekaw, ale nie mam najmniejszego zamiaru na ciebie naciskać. Nie planuję napisać
tekstu na twój temat.
- Wierzę ci - powiedziała cicho.
Nie kłamała. Wierzyła Ryanowi. I to było przyjemne uczucie. Do tej chwili
nie zdawała sobie sprawy, że była w aż takim napięciu. Ulga sprawiła, że wygodnie
oparła się o poduszki i niemal wylała wodę. Szybko odstawiła szklankę. Z trudem
powstrzymała uśmiech.
- Czy to znaczy, że nie napiszesz również o Belle i Claire?
- Kim one sÄ…?
- To dziewczyny, które poznałam na wyprawie w Himalaje.
- Rzeczywiście. Chyba wspominałaś o nich w reportażu. Oczywiście, że nie
napiszÄ™. Nic o nich nie wiem.
- To wielka ulga. Jestem ci wdzięczna.
S
R
Z uśmiechem podniósł się z fotela.
- Po tych wyjaśnieniach musimy coś zjeść. Nie mogę przypalić ryżu.
Simone skinęła głową, ale się nie poruszyła. Siedziała jak ogłuszona. Ryan
zamknął sprawy zawodowe, nim zjedli kolację. Jeżeli jest to tak proste, dlaczego
nie wyjaśnili tego wczoraj w jej gabinecie?
Patrząc na nakryty stół, świecę, wdychając aromat dochodzący z kuchni, do-
myślała się odpowiedzi: Nie jest to z pewnością czysto zawodowe spotkanie.
Stojący przy kuchni Ryan zawołał:
- Możesz mi pomóc i postawić te rzeczy na stole? Spojrzała na stół, obrzuciła
Ryana wzrokiem. Ojej, Simone. Czy wiesz, w co siÄ™ pakujesz?
Nagle przestało to mieć znaczenie. Wstała i poszła do kuchni. Ryan trzymał
parujący ryż, puszysty i idealnie ugotowany. Coś, co jej rzadko się udawało.
- Postaw na stole ryż, a ja przyniosę resztę.
Tym razem zapomniała o ostrożności, kiedy podawał salaterkę. Ciepło jego
dłoni niemal ją poraziło. Przerażał ją wpływ, jaki wywierał na nią ten mężczyzna.
Ryan sprawnie przełożył curry do fajansowej miski, wyjął z piekarnika pod-
płomyki, a z lodówki sałatkę z ogórków. Następnie podniósł butelkę wina.
- Chyba wypijesz odrobinÄ™?
Otworzyła szeroko oczy na widok etykiety. To był fantastyczny rocznik.
- Tak, dziękuję.
Zgasił światło w części kuchennej i obdarzył ją zabójczym uśmiechem.
- Nie chcemy patrzeć na ten bałagan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •