[ Pobierz całość w formacie PDF ]

końcu suwnica sufitowa nie złożyła następnej dostawy siedzeń pomiędzy nimi. Robot
wślizgnął się do ciągnika. Sten podniósł siedzenie na ramię i wywlókł ze stosu.
Włożył je na miejsce i wysłuchiwał zgrzytów robota, gdy przesuwał siedzenie tam i z
powrotem.
Robot przemieścił się do przodu, przygotowany do spawania. Sten poczuł nagle mdłości
podchodzące do gardła. Całą resztę życia ma spędzić wysłuchując mamrotania tego
szarego jaja. Sten zakołysał się do przodu. Siedzenie wślizgnęło się do robota i maszyna
wrzasnęła, bo przyspawała siebie do siedzenia i ramy ciągnika.
- Na pomoc! Na pomoc! Jestem w pułapce! - jęczała. Zawiadom kontrolę.
Sten zamrugał. Potem ukrył uśmiech.
- Jasne. Już idę.
Powlókł ciągnik powoli do panelu kontrolnego, wziął głęboki wdech i wcisnął guzik
"Zadanie ukończone". Drzwi ciągnika zamknęły się i całość zjechała do tuby transportu
pneumatycznego.
- Zawiadomić... kontrola... na pomoc... na pomoc...
I po raz pierwszy od czasu, gdy został mianowany robotnikiem, Sten poczuł satysfakcję
z dobrze wykonanej pracy.
Rozdział 6
Sten był "chory" przez ponad tydzień, zanim pokazał się Doradca.
Tak naprawdę to był rzeczywiście chory przez pierwszy dzień. Chory ze strachu, że ktoś
mógłby odkryć jego małą zabawę z robotem. Zostałaby zakwalifikowana jako bezczelny
sabotaż, był tego pewien.. Gdyby miał szczęście, włożyliby go do aparatu do prania
mózgu i wypalili każdy obszar nieodpowiadający Idealnemu Wzorowi Robotnika.
Ale istniało zapewne coś jeszcze gorszego. Podobno zawsze istniało na Vulcanie. Sten
nie miał pewności, co to właściwie jest. Słyszał opowieści o piekielnych fabrykach, dokąd
zsyłano niepoprawnych, nikt jednak nie znał nikogo, kto byłby rzeczywiście zesłany do
takiego zakładu. Może opowieści zmyślono, a może po prostu nikt nie wracał z takich
miejsc. Sten zastanawiał się chwilami, czy nie wolałby przejść prania mózgu i zmienić się
w roślinę.
Drugiego dnia zbudził się z uśmiechem. Zorientował się, że nie zauważono, co zrobił z
robotem. Więc świętował pozostając w domu, wylegując się w łóżku jeszcze dwie godziny
po rozpoczęciu zmiany. Potem zjadł trochę wyśmienitego jedzenia z zapasów
zgromadzonych przez rodziców i gapił się na ścienną kinotapetę, na której nie padał śnieg.
Wiedział dobrze, że nie powinien wkładać karty do telewizora i oglądać programu, albo
wychodzić do jakiegoś centrum rekreacyjnego. To mogłoby ułatwić Kompanii stwierdzenie,
że symuluje.
Płatki zastygłe w powietrzu na tapecie fascynowały Stena. Zamrożona woda, padająca
z nieba. To chyba nie było zbyt higieniczne. Sten zastanawiał się, czy w ogóle istnieje
jakakolwiek droga ucieczki z tego świata. Nawet jeśli te płatki nie wydawały się
praktyczne, to warto kiedyś je zobaczyć. Warto zobaczyć cokolwiek - jeśli tylko znajdowało
siÄ™ dostatecznie daleko od Kompanii i Vulcana.
Od trzeciego dnia zdecydował, że już nigdy nie pójdzie do pracy. Nie wiedział, jak długo
uda mu się symulować. Ani co z nim zrobią, kiedy go złapią. Po prostu siedział. Myślał o
płatkach śniegu i o tym, jak by to było spacerować pośród nich, bez karty w kieszeni
przypominającej, gdzie teraz powinien być i co powinien tam robić.
Właśnie nauczył się, że jeżeli zmruży trochę oczy, to śnieżynki prawie się ruszają, kiedy
zabrzęczał dzwonek u drzwi.
Nie poruszył się. Dzwonek znowu zabrzęczał.
- Sten! - krzyczał Doradca przez drzwi - wiem, że tam jesteś! Wpuść mnie. Wszystko w
porządku. Poradzimy sobie z tym. Razem. Tylko otwórz drzwi. Wszystko w porządku!
Sten wiedział, że nic nie jest w porządku. Ale w końcu podniósł się i podszedł do
wejścia. Znowu odezwał się dzwonek. Potem coś zaczęło zgrzytać w zamku. Sten czekał
u drzwi.
I wtedy zawahał się i przeszedł na drugą stronę. Zamek zaskoczył i płyta drzwi
przesunęła się. Do środka wszedł Doradca. Jego usta były otwarte, coś mówił. Sten
skoczył, zaciskając ręce wysoko nad głową. Uderzenie trafiło Doradcę w bok głowy,
rzucając na ścianę. Ześlizgnął się po niej i upadł na podłogę. Nie poruszał się. Usta miał
nadal otwarte.
Sten zaczął się trząść.
Nagle poczuł spokój. Oto wyeliminował wszystkie inne możliwości. Pozostało mu tylko
jedno. Przeszedł nad nieprzytomnym Doradcą i przeszukał szybko jego kieszenie. Znalazł
jego kartę i schował do kieszeni. Jeśli użyje jej zamiast swojej własnej, to może Kontrola
nie trafi tak szybko na jego ślad. Ta karta otwierała mu wstęp do obszarów niedostępnych
dla Miga Stena.
Sten obrócił się i rozejrzał po trzech pustych pokojach. Cokolwiek się pózniej zdarzy,
widzi je po raz ostatni. Potem wybiegł za drzwi, kierując się w stronę ruchomego chodnika,
portu kosmicznego i jakiejÅ› drogi poza Vulcan.
Poczuł się nie na miejscu w chwili, gdy opuścił ruchomy chodnik. Ludzie tutaj wyglądali
inaczej. Widać było tylko kilku Migów, rzucających się w oczy w swoich szarych
kombinezonach. Pozostali mieli stroje bogate, wprost olśniewające: Techowie, urzędnicy,
administratorzy, tu i ówdzie błyskał dziwny kostium zaświatowca.
Sten pospieszył do maszyny z ubraniami, włożył do niej kartę Doradcy i wstrzymał
oddech. Czy zadzwięczy alarm? Czy strażnicy już biegną w jego kierunku?
Maszyna zawarczała i zaczęła wyświetlać pozycje do wyboru. Sten wybrał pierwszą
rzecz w swoim rozmiarze, która wyglądała na męską, i paczka wypadła na podajnik. Złapał
ją i zaczął przeciskać się przez tłum w kierunku obszarów wypoczynkowych.
Sten wszedł na teren administrowany przez zarząd portu kosmicznego, usiłując [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •