[ Pobierz całość w formacie PDF ]
im, że jeśli zmuszą mnie, bym cię zawołał tym imieniem, to przybędziesz i cię
złapią. Obiecali uwolnić mnie, jeśli cię przywołam. Jestem tylko błotnym smo-
kiem i nikt się o mnie nie troszczy. Sam muszę się zajmować sobą. Muszę, czyż
nie widzisz? MuszÄ™. . . !
Rozdział 20
Postać w zbroi nieustraszenie poszła naprzód, aż znalazła się niecałe trzy stopy
przed paszczą Jima. Podniosła przyłbicę i Jim ujrzał kwadratowe, brutalne oblicze
z wielkim nosem i zimnymi, jasnoszarymi oczami.
Jestem sir Hugh de Bois de Malencontri, smoku! rzekła postać.
Znam cię odpowiedział Jim.
Niech mnie diabli wezmą, jeśli widzę jakąś różnicę między tobą a innymi
smokami stwierdził sir Hugh. Atoli nie będziemy się spierać, skoro to ma
Je uszczęśliwić. Związać go, chłopcy. Za ciężki jest na konia, ale zrobimy sanie
i zawleczemy go do twierdzy.
Szlachetny rycerzu, proszę waszą lordowską mość, czy zechcecie rozwią-
zać mnie teraz? zawołał Secoh. Złapaliście go. Czy zechcielibyście po pro-
stu przeciąć te rzemienie i pozwolić mi odejść. . .
Sir Hugh przyjrzał się Secohowi i zaśmiał się. Potem znów odwrócił się do
Jima.
Szlachetny rycerzu! Szlachetny rycerzu! Secoh cały zadrżał. Obieca-
liście. Obiecaliście, że mnie uwolnicie, jeśli go tu ściągnę. Nie cofniesz przecież
słowa rycerskiego, prawda, wasza królewskość?
Sir Hugh ponownie spojrzał na błotnego smoka i wybuchnął głośnym, baso-
wym śmiechem.
Słuchajcie go! Słuchajcie tego smoka! Mówi o czci rycerskiej! Słowo ry-
cerskie dla smoka?
Jego śmiech nagle się urwał.
Jakżeż to, smoku rzekł do Secoha. Potrzebuję wszak twojej głowy
na ścianę! Jakimże byłbym głupcem, gdybym cię uwolnił!
Odwrócił się z powrotem, a wtem z jasnego nieba spadł śmiercionośny deszcz
grad strzał zaświstał nad nimi. Pół tuzina kuszników padło. Pozostali, niektó-
rzy z tkwiącymi w ciele strzałami, umknęli pod osłonę drzew. Cztery groty padły
wokół sir Hugha, jedna długa strzała zaś przeszła mu przez skraj lewego nara-
miennika i głośno zadzwoniła na napierśniku, ale nie przebiła tej drugiej warstwy
pancerza.
Sir Hugh zaklął, spuścił przyłbicę i ciężko pobiegł w stronę drzew. Następny
139
rój strzał spadł wielkim kręgiem pomiędzy drzewa, ale Jim nie mógł stwierdzić,
jakich zniszczeń tam dokonał. Usłyszał tupot stóp uciekających i galop odjeżdża-
jącego rycerza. Potem zapanowała cisza. On i Secoh byli nietknięci, ale oprócz
martwych i umierających kuszników nie widzieli nikogo.
Skamlenie Secoha ponownie zwróciło uwagę Jima na błotnego smoka. Ob-
szedł go dookoła i wyciągnął pazurami wszystkie kołki, do których był przy-
wiązany; przyszło mu to z wielką łatwością. Secoh natychmiast usiadł i zaczął
przegryzać rzemienie, którymi był przyczepiony do kołków.
Dlaczego sam nie wyciągnąłeś palików? zapytał Jim. Wiem, że w ta-
kiej rozciągniętej pozycji nie jest to łatwe, ale każdy smok. . .
Oni wszyscy mieli te łuki, miecze i inne rzeczy rzekł Secoh. Nie
jestem taki dzielny jak wy, wasza wspaniałomyślność. Nie mogłem opanować
strachu i myślałem, że jeśli zrobię wszystko, czego zażądają, uwolnią mnie.
Przestał gryzć rzemienie i skulił się.
Rozumiem, oczywiście, co wasza dostojność może czuć. Nie powinienem
wzywać was tutaj. . .
Zapomnij o tym burknÄ…Å‚ Jim.
Secoh uchwycił się tych słów i powrócił do przegryzania skórzanych pasów.
Jim przeszedł się wokół leżących kuszników, ale dla żadnego nie można było
już nic uczynić. Wszyscy byli martwi albo konający i żaden nie zachował resztek
świadomości, by spostrzec, że ktoś się nad nim pochyla. Jim zawrócił w porę, by
ujrzeć Secoha zbierającego się do odlotu.
Zaczekaj chwilÄ™ warknÄ…Å‚.
Zaczekać? Ach, oczywiście, zaczekam. Rozumiem, wasza wysokość!
zaskamlał Secoh. Pomyśleliście, panie, że odlatuję. Ale ja tylko rozprostowy-
wałem skrzydła.
Nigdzie nie polecisz rzekł Jim. Siadaj i odpowiadaj na pytania. Kto
ci powiedział, żeby nazywać mnie Jimem Eckertem?
Już mówiłem! zaprotestował Secoh. Jerzy, rycerz powiedział mi, że
One powiedziały jemu.
Hmm. A po pierwsze, jak cię złapali?
Secoh wyglądał na nieszczęśliwego.
Oni. . . oni położyli piękny kawał mięsa powiedział. Pół wielkiego
wieprza. . . cudowne, tłuste mięso.
Aza potoczyła mu się z oka.
Takie cudowne, tłuste mięso! powtórzył Secoh. I nie pozwolili mi
ugryzć ani kęsa. Ani kęsa! Po prostu wymierzyli we mnie kusze i związali mnie.
Mówili dlaczego? pytał Jim. Czy mieli podstawy, by sądzić, że tu
przylecę i że będziesz mógł mnie zwabić?
Ależ tak. wasza dostojność. Dużo o tym rozmawiali. Rycerz powiedział, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]