[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewielkich ogródków i drzew cytrynowych. Kiedy przechodzili, szczeknęło za nimi leniwie
kilka psów. Powietrze było ciepłe i nieruchome.
Ulicę Mavrocordato stanowiła chaotyczna długa linia niewielkich domków i szop. Budynek
pod numerem trzecim miał od frontu szczelnie pozamykane okna, może po to, by do środka
nie wniknęło złe nocne powietrze, za to od tyłu jedna z okiennic była szeroko otwarta. Jeszcze
raz rozejrzeli się po ciemnej okolicy i Andrea wszedł przez okno do domu.
Gdyby Miller nie był taki, jaki był, zacząłby się nudzić. Zamiast tego, zaraz potem jak
szeregiem równych szwów zszył Nelsonowi ranę na przedramieniu, położył głowę na plecaku
i z żalem, że okoliczności nie pozwalają na zapalenie papierosa, zamknął oczy. Nie znaczy to,
że zasnął - Miller po prostu nienawidził zbędnego wysiłku, a wiedział, że rozglądanie się
wokół w ciemnościach powoduje jedynie ból oczu. Zamknięcie ich daje poza tym znacznie
większą szansę uszom. Tak więc leżał i sporządzał listę nocnych odgłosów: bryza w liściach,
szum morza, cykady, żuk toczący kawałek nawozu, oddechy Willsa, Nelsona i Carstairsa...
Nie było oddechu Carstairsa.
Carstairs poszedł sobie, Bóg wie gdzie.
Miller miał osobowość gracza i przed wojną spędził wiele czasu na obstawianiu i kalkulacji
szans. Odkąd pracował z Mallorym i Andreą, niewiele się w tym zakresie zmieniło, tyle że
konsekwencje postawienia nie na to co trzeba, były grozniejsze dla życia. Z drugiej jednak
strony ludzie, z którymi grywał przed wojną w pokera, nie należeli do tych, których można
było oszwabić i przeżyć.
Tak więc Miller i tym razem przeprowadził krótką kalkulację. Carstairs był uważany za
człowieka, który wie, co robi. On sam był kapralem, Carstairs kapitanem, do tego
prowadzącym solową akcję pod skrzydłami admirała.
Doszedł do wniosku, że należy zostawić Carstairsa samemu sobie.
Mallory czekał za oknem w straszliwej ciszy - ponurej ciszy przed świtem, kiedy przyroda
jest w największym uśpieniu, a ludzki sen najbardziej przypomina śmierć. Palec trzymał na
spuście pistoletu maszynowego, wsłuchiwał się w nocne odgłosy, ale żadnego nie brakowało.
Był żołnierzem i alpinistą, a ktoś taki nie może ulegać fantazjom ani oddawać się
spekulacjom, tyle że znów poczuł w żołądku ten sam ucisk, który miał, wychodząc ze
zbrojowni w Plymouth; nad pachnącą wiejsko okolicą unosił się cień śmierci...
Cicho skrzypnęła okiennica i ze środka dobiegł głos Andrei:
- Chodz!
Mallory wszedł do środka i znalazł się w chłodnym pomieszczeniu, pachnącym świeżo
szorowaną podłogą i starym winem. Okiennica się zamknęła, potem zaszeleścił materiał,
jakby ktoś chciał zasłonić okno od środka. Trzasnęła zapałka i zapłonęła naftowa lampa.
Osoba, która ją zapaliła, była niska, miała na głowie kaptur i tunikę przypominającą strój
Beduinów.
- Achilles? - spytał Mallory.
- Achilles nie żyje - odparł Andrea. - Partyzanci wysadzili drogę i Niemcy wzięli odwet na
ludności cywilnej. W sobotę zabito na rynku sto trzydzieści jeden osób, Achilles był wśród
nich.
Mallory się nie odzywał. Jeśli nie było drogi, to oddział miał małą szansę na przejście gór,
nawet bez rannych. Z rannymi sprawa była beznadziejna...
- Przeprowadzę was - powiedział gospodarz i ściągnął kaptur. Ukazała się splątana masa
czarnych długich włosów, spod których wyjrzał szczupły nos i para czarnych oczu, jarzących
się od łez i wściekłości.
- To Klitemnestra - wyjaśnił Andrea. - Achilles był jej bratem.
- Przez dwadzieścia trzy lata - powiedziała dziewczyna. - Dwadzieścia trzy lata, dwa
miesiące, trzy dni i cztery godziny, aż te świnie... te potwory gorsze od świń... - W tym
momencie zaczęła wyrzucać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego w dialekcie,
który Mallory'emu wydał się podobny do języka, z jakim zetknął się podczas
kilkumiesięcznego pobytu w Białych Górach na Krecie. - ...zabrały go i zamordowały. - Z
ponadżeranej przez korniki szafki wyjęła butelkę wina i szklanki. - Ale jesteśmy razem. Znów
będziemy razem. We dwoje poprowadzimy was przez góry. - Nalała wina do szklanek.
- Znasz ścieżki? - spytał Andrea.
- Oczywiście. A jeśli którejś nie będę znała, będzie ze mną szedł Achilles i pokaże.
Wypili w milczeniu, ciszę przerywał jedynie cichy stukot szkła o zęby dziewczyny. Mallory
pomyślał, że jak na jego gust jest trochę w zbyt w gorącej wodzie kąpana, ale najspokojniej
jak umiał - w sposób, w jaki policjant rozmawia ze świadkiem na miejscu wypadku -
powiedział:
- Czy mogłabyś opowiedzieć mi, co dokładnie zdarzyło się w zeszłym tygodniu?
Dziewczyna nie podniosła głowy, lecz odpowiedziała.
- Im więcej ludzi się o tym dowie, tym lepiej. Wieść o tym powinno się wyryć
czterometrowymi literami na klifie przy Akropolu, by ludzie mogli się dowiedzieć... - W tym
momencie dostrzegła, że Andrea ją obserwuje, więc zwiesiła głowę jeszcze bardziej niż
dotychczas, ujęła jego rękę i zamilkła. Po dłuższej chwili otarła oczy czarną spódnicą i wzięła
głęboki wdech. - Wybaczcie.
- Nie ma tu co wybaczać - stwierdził Andrea i ogień w jego oczach rozpalił ogień w jej
oczach. Dziewczyna skinęła głową. - Opowiedz nam, a pomścimy twojego brata.
- Achilles był rolnikiem. Rolnikiem i policjantem. W górach ukrywało się kilku ludzi...
rabusiów, złodziei czy kim tam byli. Wszyscy na wyspie nienawidzą Niemców i każdy stara
się utrudniać im życie, oczywiście tak, by nie mogli się przyczepić, ale ci z gór zawsze
sprawiali kłopoty. Nie w imię wolności Grecji, ale dla własnej przyjemności. To ukradli
Iannisisowi wino, to owcę u Spira, to zgwałcili biedną Atenę, w każdym razie każdy uważał
ich za wrogów, bo nie byli bojownikami, lecz bandytami. W zeszły poniedziałek próbowali
ukraść Niemcom ciężarówkę, a ponieważ byli pijani, zrobiła się chryja i jednego zastrzelono.
- Ponownie pochyliła głowę.
- Spokojnie - powiedział Andrea i ścisnął jej dłoń.
Skinęła potakująco i odgarnęła włosy z twarzy.
- Tak więc we wtorek na lądowisku wylądowało dużo samolotów z żołnierzami i rozeszła się
wieść, że od tej chwili zapanują nowe porządki i nie będzie litości. Albo nie dotarło to do tych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl