[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lada chwila ją pochłonie.
Przez dłuższy czas żadne z nich się nie poruszyło ani nie odezwało, dopiero potem Gillian zaczęła się
zastanawiać i bać, co Rory musiał wyczytać z jej twarzy. Teraz jednak nie potrafiła oderwać od niego wzroku ani
niczego przed nim ukrywać, choćby i najbardziej wstydliwego.
Rory nadal się nie poruszył. Jeśli chcesz się uratować - myślała Gillian - to teraz. Wiedziała, że Rory do niczego
by jej nie przymusił i wystarczyłoby, żeby się odsunęła, zasłoniła zielonym aksamitem nagie ramię, zerwała ten
czar, a wróciłby do utarczek słownych, które weszły im w zwyczaj, i do niczego by nie doszło. Wróciłaby cała,
nienaruszona ze swej wyprawy i mogłaby dalej wieść życie z tymi paroma wspomnieniami, świadectwem tego, że
choć raz okazała się szalona i impulsywna.
A jednak nie mogła się zdobyć na zrobienie tego prostego gestu, nawet gdyby od niego zależało jej życie - zresztą
może i zależało. Do kabiny zaglądało wieczorne słońce, złocąc wszystko dokoła, także opaloną twarz i ciemne
włosy Rory ego. Gillian była jak w transie. Wszystkie rozsądne plany znalezienia sobie męża legły w gruzach, nic
54
jej nie obchodziło jutro i to, że będzie musiała potem jakoś pozbierać te szczątki i zbudować z nich namiastkę
życia. W tej chwili pragnęła tylko jednego i to tak, jak nigdy niczego nie pragnęła. Jej całe jestestwo drżało z
pragnienia, głośno o to wołało.
W końcu Rory zsunął rękę i powiódł nią po nagim ramieniu Gillian, jeszcze bardziej odsuwając zielony aksamit.
- Twoja uroda zapiera dech w piersi - przemówił cicho. - Cokolwiek potem się stanie, chcę na zawsze zapamiętać
tę chwilę, twoje płonące włosy i twoją twarz, taką jak teraz.
Cokolwiek potem się stanie. Nie ulegało wątpliwości, że Rory niczego nie obiecywał, a choć jego słowa były tak
cudownie słodkie, nie mówił o miłości. Nikt nie musiał jej tłumaczyć, sama wiedziała, że jego uczucia nie
dorównują temu, co ona do niego czuła; ze niewątpliwie przeżywał już takie chwile z wieloma ślicznotkami i
jeszcze będzie przeżywał.
W końcu czego oczekiwała? Gdyby miała być ze sobą szczera, przyznałaby, że nie chciała, by zażądał od niej
porzucenia swoich planów i złożenia swego losu w jego ręce, bo wtedy stanęłaby przed dylematem nie do
rozwiązania. Wyrwać się na jeden dzień, proszę bardzo, ale mimo tej świeżo odkrytej w sobie namiętności do
niebezpieczeństw, nie wierzyła, by chciała tak spędzić całe życie. Niezależnie, co czuje do tego ciemnowłosego
czarownika, nie zamierza rzucać wszystkiego, byle tylko go mieć.
Wtedy podniosła wzrok i zdała sobie sprawę, że on to rozumie, podobnie jak zdawał się rozumieć wszystko
pozostałe. I tak jak wcześniej, z premedytacją zmuszał ją do stanięcia twarzą w twarz z prawdą, dawał kolejną
szansę wycofania się, nim będzie za pózno.
- Tak - powiedział z naciskiem, odczytując pytanie w jej oczach. - Powiedziałem, że cię nie przymuszę, a
namiętność czasem tworzy silniejszą więz niż siła fizyczna. Nie przeczę, że cię pragnę i że od chwili, gdy pierwszy
raz zajrzałem w te twoje kuszące, zielone oczy, o niczym innym nie myślałem - ale decydujesz się na ogromny
krok. Nie ułatwię ci tego rozpalając się do białości - a pochlebiam sobie, że potrafiłbym - by nie dać ci szansy
wmówienia sobie jutro rano, że to moja wina. Nie ma miejsca na wstyd między kobietą a mężczyzną, ale dopiero
wtedy gdy przychodzą do siebie ze szczerością, a nie z kłamstwem i podstępem. Najniebezpieczniejszym
oszustwem jest zwykle okłamywanie samego siebie. A może jeszcze tego nie zauważyłaś?
Miał rację. Podświadomie chciała, by owładnął nią, by za nią zadecydował, tak by pózniej mogła tym
usprawiedliwić swój krok. Przyjechała, zdając sobie sprawę, że ta chwila musi nadejść, ale równocześnie z góry
sobie szykowała wymówkę zwalniającą ją z odpowiedzialności. Lecz Rory był na tyle uczciwy, że przejrzał jej
tchórzostwo i uniki, zmuszając do stawienia czoła prawdzie, nawet najbardziej niemiłej.
Nadal czekał. Oboje wiedzieli, że wystarczy, by jej dotknął, a cała zapłonie i da się ogarnąć temu ogniowi. Lecz
Rory najwyrazniej nie zamierzał ułatwić jej sytuacji ani pozwolić jej uciec przed konsekwencjami swej decyzji.
W końcu dumnie uniosła głowę.
- Czyżbyś miał aż tak złe doświadczenia z kobietami? - spytała chłodno. - Najwyrazniej uważasz nas za głupie,
tchórzliwe istoty, które trzeba stawiać twarzą w twarz z brutalną prawdą, nawet jeśli za wszelką cenę pragną ją
przed sobą ukryć.
Uśmiechnął się do niej tak, że serce się jej ścisnęło.
- Nie tchórzliwe, nie. Ale czasem niemądre i posiadające skłonności do żałowania swej decyzji, gdy już jest za
pózno i namiętność ostygła. Trzeba przyznać, że znacznie więcej kładziecie na szalę, więc to chyba naturalne.
- Nie martw się - odparła, próbując zachować spokój. - Skoro tak się tego boisz, obiecuję, że jutro nie przyjdę
szlochając, że sam mnie w to wciągnąłeś, a ja nie wiedziałam, co robię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •