[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Andrew na próżno czekał, aż Kathryn powie coś
wiÄ™cej, wyjawi swój sekret, powód, dla którego zo­
stawiła go przy ołtarzu.
- W takim razie podwójnie żaÅ‚ujÄ™ - rzekÅ‚ w koÅ„­
cu. - I wiedz, że jesteÅ› jeszcze piÄ™kniejsza niż wte­
dy. Nie miaÅ‚em na myÅ›li tego, że do twarzy ci w ża­
łobie - dodał pospiesznie. - Ale na pewno czerń cię
nie szpeci. Kolorowe suknie nie dodadzÄ… ci w mo­
ich oczach urody, bo to już niemożliwe.
- Dziękuję.
164
Stanęła na palcach i serdecznie go ucałowała.
Drew wolałby wprawdzie namiętny pocałunek
od lekkiego cmokniÄ™cia w kÄ…cik ust, ale spontanicz­
ny gest zaskoczył go i sprawił mu przyjemność.
Gdy Kathryn się cofnęła, dotknął palcem jej warg.
- Czy to znaczyło  tak"?
Wren potrząsnęła głową.
- To było  dziękuję".
-Aha.
- Ale ponieważ nie mogÄ™ znieść myÅ›li, że bÄ™­
dziesz zdany na łaskę pana Smalleya, pójdę z tobą
jutro do wioski. Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
Uśmiechnęła się wesoło.
- Ze przed wizytÄ… zostawisz mi dużo czasu na kÄ…­
piel i przebranie siÄ™. Jak wiesz, rano mam naukÄ™ jaz­
dy konnej, a potem lekcjÄ™ wygarniania nawozu.
- Możesz się kąpać, jak długo zechcesz - obiecał
Drew i pocałował ją w usta. - Dziękuję. A teraz
chodzmy za przykÅ‚adem Margo i poszukajmy cze­
goÅ› do jedzenia.
ZamierzaÅ‚ wziąć Kathryn pod Å‚okieć, ale rozmy­
ślił się i sięgnął po dłoń. Trzymał ją mocno, kiedy
wchodzili do domu, i nie puścił, póki nie rozstali
się na szczycie schodów.
19
Gdyby tak miłość wiecznie świeża
Była, jak głosi śpiew pasterza -
Może by wtedy warto było
Pójść z tobą i być twoją miłą.*
Sir Walter Raleigh, 1552-1618
Gdy rano Kathryn szła na śniadanie, zadrżała
mimo woli, mijajÄ…c blizniacze salony i pokój mu­
zyczny. AÄ…czÄ…ce je masywne drzwi rozsuwano
w razie potrzeby i w ten sposób powstawała
ogromna sala balowa. Teraz z pokoju muzycznego
usunięto wszystkie meble, łącznie z fortepianem
i harfÄ…, a wypolerowany parkiet zakryto grubymi
dywanami, żeby tłumiły dzwięki. Masywny stół
udrapowano czarną krepą i ustawiono na środku
pomieszczenia.
- Wcześnie wstałaś.
Wren odwróciÅ‚a siÄ™ zaskoczona. W progu jadal­
ni stał Drew z filiżanką w dłoni.
* Przekład Stanisława Barańczaka.
166
- Mówiłeś, że zwykle rano jezdzisz konno.
Odsunął się, żeby ją przepuścić, i poczuł zapach
jej perfum.
- Owszem. Kawy?
Napełnił filiżankę i sięgnął po drugą.
- Nie, dziękuję. Nie przepadam za kawą. Wolę
herbatÄ™. - PodeszÅ‚a do kredensu i zerknęła na mar­
kiza spod rzÄ™s. - A gdy jestem w bardzo dekadenc­
kim nastroju, lubiÄ™ gorÄ…cÄ… czekoladÄ™ z odrobinÄ… bi­
tej śmietany, najlepiej podaną do łóżka.
Drew zdjÄ…Å‚ z podgrzewacza maÅ‚y srebrny dzba­
nek i nalał do filiżanki parującą czekoladę. Dodał
bitej Å›mietany, zamieszaÅ‚ jÄ… laskÄ… cynamonu i po­
dał Wren. Następnie wzniósł toast swoją kawą.
- Za dekadencjÄ™.
- Jestem pod wrażeniem - powiedziała Wren. -
Ale zapomniałeś, o najważniejszej rzeczy.
- To znaczy?
- GorÄ…ca czekolada z bitÄ… Å›mietanÄ… najlepiej sma­
kuje w ciepłym, wygodnym łóżku.
- Nie zapomniałem - odparł Drew z błyskiem
w oku. - Pomyślałem sobie jednak, że tę atrakcję
zachowamy na inny poranek.
Pod jego spojrzeniem Kathryn oblaÅ‚a siÄ™ rumieÅ„­
cem. Chcąc ukryć zmieszanie, podniosła filiżankę
do ust, ale tak mocno trzęsły się jej ręce, że brzeg
naczynia dzwonił o zęby, ciemny napój ściekał na
brodÄ™, a nad górnÄ… "wargÄ… utworzyÅ‚ siÄ™ wÄ…s ze Å›mie­
tany. Z grzechotem odstawiła filiżankę na spodek.
- Wszystko wypiłaś? - zapytał Andrew.
Skinęła głową.
167
- Więc pozwól.
Podszedł do niej, odsunął puste naczynie na bok,
nachyliÅ‚ siÄ™ i zlizaÅ‚ krople czekolady z jej podbród­
ka oraz białą piankę znad górnej wargi.
Wren poczuła żar bijący od jego ciała. Zadrżała,
kiedy przywarÅ‚ gorÄ…cymi ustami do jej warg. PocaÅ‚u­
nek smakował kawą, za którą nigdy nie przepadała,
i Andrew Ramseyem, którego uwielbiała ponad
wszystko. ZarzuciÅ‚a mu ramiona na szyjÄ™, zaczęła pie­
ścić kark, wsunęła ręce w gęste szpakowate włosy.
Drew przeszkadzaÅ‚y warstwy ubrania okrywajÄ…­
ce jej ciało. Chciał pieścić delikatną skórę, ważyć
w dÅ‚oniach cudowne piersi, a czuÅ‚ tylko gruby ma­
teriał stroju do konnej jazdy, maskujący rozkoszne
krągłości. Całując ją żarliwie, przesuwał dłońmi po
jej plecach, jędrnych pośladkach, udach.
OderwaÅ‚ siÄ™ od jej warg tylko po to, żeby obsy­
pać pocałunkami szyję i miejsce za uchem.
Rozpalona, zdyszana Wren odszukała jego usta
i wpiła się w nie z całą namiętnością, co Drew wziął
za zachętę. Zaczął sobie śmielej poczynać.
- Co robisz? - wyszeptała Kathryn.
- Pragnę cię dotykać. Rozebrać i całować całą.
Usta, oczy, piersi. - Raptem uświadomił sobie, że
znajdują się w jadalni, do której w każdej chwili
może ktoś wejść. Odsunął się pospiesznie. - Ale,
o ile pamiętam, jesteśmy umówieni na przejażdżkę.
WidzÄ…c jego znaczÄ…cy uÅ›miech, Wren zrozumia­
Å‚a, że pozwoli siÄ™ zawiezć na koniec Å›wiata, byle tyl­
ko ją całował.
Tymczasem Drew szukał w myślach bezpiecz-
168
niejszego tematu rozmowy, jednocześnie starając
się odzyskać panowanie nad sobą.
- Czy już ci mówiÅ‚em, że wyglÄ…dasz dzisiaj osza­
Å‚amiajÄ…co?
Kathryn z trudem ukryła rozczarowanie.
- DziÄ™kujÄ™ za komplement - powiedziaÅ‚a, zerka­
jąc na niego zalotnie spod rzęs.
- Do twarzy ci w tym kolorze.
- Dziękuję za strój do jazdy.
Miała na sobie staromodną suknię w kolorze bur-
gunda, z szarymi aksamitnymi klapami, walenckÄ…
koronkÄ… wokół szyi, wysokim stanem i dÅ‚ugim rzÄ™­
dem małych kościanych guziczków.
Markiz znalazł ją w cedrowym kufrze w sypialni
swojej matki. Zanim udał się na spoczynek, kazał ją
przewietrzyć, wyprasować i z samego rana zanieść
pani Stafford. Oprócz sukni w komplecie byÅ‚y sza­
re spodnie do konnej jazdy, rękawiczki i ciemnopur-
purowe hiszpaÅ„skie bury. Kathryn nie wÅ‚ożyÅ‚a rÄ™ka­
wiczek i zdecydowała się na swoje czarne półbuty,
a Ramsey w skrytości ducha liczył na to, że ze
spodni również zrezygnowała.
- Dawno wyszedł z mody, ale to jeden z niewielu
strojów mojej matki w kolorze innym niż czarny.
Również jeden z niewielu, który zapinaÅ‚ siÄ™ z przo­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •