[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie wcale. No i co powie o takim zagraniu pan Ryszard
Devine?
Jak Boga kocham, Saro, słusznie należy ci się powo-
dzenie! zawołał stary szachraj tonem niekłamanego
podziwu. PrzypominajÄ… siÄ™ dawne dobre czasy, kiedy
byliśmy państwem Crofton.
Albo państwem Skinner, co, John'' podchwyciła
tak pogodnie i czule jak cnotliwa matrona wspominajÄ…ca
miesiąc miodowy. To było pechowe nazwisko, prawda,
kochany? Szkoda, że nie posłuchałeś wtedy mojej rady.
Dobrana para utonęła widocznie w miłych wspomnie-
niach ciemnej przeszłości, gdyż obydwoje milczeli przez czas
pewien, uśmiechając się marzycielsko.
Od dziś będę cię we wszystkim słuchał powiedział.
Co zrobimy pózniej?
Pózniej? Jak się wyraziłeś, moja obecność podwaja
szansę wpadki. Spróbujemy więc zniknąć po cichu z Anglii.
Zaprezentujesz mnie, udobruchasz jakoÅ› wuja Francisa,
a następnie zamieszkamy na jakiś czas w Hampstead. Bez
rozgłosu postarasz się zdobyć jak najwięcej gotówki, po
czym wyjedziemy  dla zdrowia" na kontynent europejski.
Za granicą zostaniemy dłużej, niż było przewidziane. Póz-
niej dajmy na to po roku napiszesz do naszych
pełnomocników, by sprzedali więcej nieruchomości lub
papierów... Rozumiesz? Po trzech lub czterech latach ludzie
przywykną do naszej stałej nieobecności. Wtedy wyzbędzie-
my siÄ™ wszystkiego i wyemigrujemy do Ameryki. Tam
będziesz mógł zająć się dobroczynnością albo zbudować
kościół dla uczczenia pamięci człowieka, którego miejsce
zajÄ…Å‚eÅ›.
Zwietny pomysł! roześmiał się John Rex.  Od-
powiada mi dobroczynność. Szpital Fundacji Ryszarda
Devine'a! Dobrze to brzmi, co?
Właśnie! Ale jak zdobyłeś szczegóły jego życia? O ile
wiem, Ryszard Devine spalił się na  Hydaspesie".
Nie! odrzekł z dumą John Rex. Ryszard Devine
odpłynął z Anglii na  Malabarze" jako zesłaniec Rufus
Dawes. Pamiętasz go chyba? Ach, to długa historia. Nie-
wiele o nim wiedziałem i gdyby lady Devine była trochę
bystrzejsza, łatwo by mnie nakryła. Ale widzisz, pragnęła, by
jej syn znalazł się żywy, więc wiele przyjmowała za dobrą
monetę. Wszystko opowiem ci dokładnie przy sposobności.
A teraz pilno mi do łóżka. Jestem zmęczony i głowa pęka mi
z bólu.
A więc postanowione? Będziesz słuchał moich rad
i wskazówek?
Tak. Kobieta wstała i położyła dłoń na sznurze
dzwonka.
462
463
Co chcesz zrobić? zapytał niespokojnie Rex.
Ja nic. To ty wyślesz depeszę do swojej służby
w Londynie. Każesz przygotować dom na powitanie żony,
z którą przyjedziesz pojutrze.
Dandys chwycił ją gwałtownie za rękę.
Twój plan, Saro, jest diabelnie chytry powiedział.
Ale przypuśćmy, że się nie uda. Co wtedy?
To twoja sprawa, John. Jeżeli nie masz ochoty, nie
musisz mnie słuchać. Może wolałabym nawet, żebyś był
oporny.
Czego, u licha, chcesz ode mnie?
Posłuchaj. Nie mam naturalnie tak dużo jak ty, ale
mój roczny dochód wynosi mniej więcej siedem tysięcy
funtów. Machnij na wszystko ręką. Wróć ze mną do
Australii, a tych zacnych ludzi zostaw w spokoju. Niech
korzystajÄ…ze swoich bogactw. Wierzaj mi, John, nic lepszego
nie możesz zrobić. Przecież teraz dopiero stać nas na
uczciwość.
Teżpomysł! zawołał Dandys. Wyrzucić w błoto
pół miliona funtów i wrócić do Australii! Oszalałaś chyba!
W takim razie wyślij depeszę.
Ależ, moja droga...
Cicho! Lokaj już stuka szepnęła. Pisząc depeszę
John Rex medytował smętnie, że odzyskał wprawdzie miłość
Sary Purfoy, lecz miłość ta jest i będzie równie zachłanna i
władcza jak dawnymi laty.
Xi
Kartki z dziennika wielebnego Jamesa Northa
7 grudnia
Postanowiłem opuścić wyspę Norfolk., zagrzebać się
gdzieś daleko na pustkowiu i oczekiwać śmierci. Staram się
myśleć, że powodem tej decyzji są straszliwe cierpienia
więzniów i świadomość, iż spoglądając codziennie na mękę
i poniżenie istot ludzkich nic im pomóc nie mogę. Nie jestem
464
w stanie ulżyć doli innych, staram się więc ratować samego
siebie. Atoli przyrzekłem notować w tym dzienniku szczerą
prawdę, muszę więc wyznać, że przyczyna mojego po-
stanowienia jest zgoła inna. Nietrudno skreślić ją w kilku
słowach:
 Pożądam żony blizniego mego".
Zdanie to napisane czarno na białym wygląda potwornie,
ohydnie, lecz w głębi serca znajduję tysiąc racji usprawied-
liwiających moją pasję. Powiadam sobie:  Mój blizni nie
kocha żony, a życie ogołocone z miłości to dla niej klęska.
Musi pędzić dni w straszliwej samotni tej przeklętej wyspy
i umiera z tęsknoty do towarzystwa podobnych sobie istot.
Zdaje sobie sprawę, że ja rozumiem ją i oceniam, że
potrafiłbym kochać ją tak, jak na to zasługuje, że mógłbym
dać jej szczęście. Ja natomiast zdaję sobie sprawę, iż spot-
kałem jedyną w życiu kobietę zdolną przeniknąć do głębi
mojego serca, uchronić mnie od ruiny, do jakiej zmierzam
bez opamiętania, i pijaka odmienić w prawdziwego człowieka
przydatnego dla bliznich".
Rozumując tak poczynam wierzyć, że należy rzucić
rękawicę opinii publicznej i uszczęśliwić dwoje ludzi. Tłuma-
czę sobie lub raczej tłumaczą mi moje pragnienia:  Jaki
popełnisz grzech? Cudzołóstwa? Nie! Bo małżeństwo bez
miłości to najbardziej plugawa forma cudzołóstwa. Jaka
więz łączy mężczyznę z kobietą? Czy tylko wypowiedziana
przez kapłana formułka, której państwo nadało moc pra-
wną? Nie! Bo małżeństwo to przecież spółka, umowa
o wzajemnej miłości i wierze, a zatem jak w każdej umowie,
pogwałcenie warunków przez jedną ze stron zwalnia drugą
z wszelkich zobowiązań. Pani Frere ma rozwiązane ręce z
przyczyny postępków swojego męża. To oczywiste. Czy
zechce jednak narazić się na publiczny skandal rozwodu lub
zakazanej przez prawo ucieczki? Możliwe. Lecz to nie
wszystko jeszcze. Czy znajdzie dość sił, by udzwignąć
brzemię niesławy, jaką musi na siebie ściągnąć? Czy nie
nabierze wstrętu do mężczyzny, który okrył ją hańbą? Czy
dostatki i wygody jej obecnego życia nie opłacają z nawiązką
braku tkliwych uczuć?"
465
Tak oto wlecze się straszliwy katechizm człowieka udrę-
czonego wątpliwościami, miłością, rozpaczą.
30 Dożywotnie zesłanie
Niewątpliwie błądzę, niewątpliwie przynoszę wstyd sta-
nowi kapłańskiemu, niewątpliwie i zgodnie z wiarą, której
nauczam, narażam na potępienie duszę nie tylko własną, lecz
jej również. Niestety jednak kapłani też mają serca i namięt-
ności jak wszyscy ludzie. Dziękuję Bogu, że dotychczas nie
dałem wyrazu swojemu obłędowi. Ale los mój jest straszny.
W jej obecności cierpię, a z dala od niej przystrajam ją
w tysiączne uroki, które należą nie do niej, lecz do innych
kobiet z moich marzeń, do Heleny, Julii, Rozalindy... Ludzie
są bezmyślnymi niewolnikami zmysłów! Kiedy pomyślę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •