[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wszedłem do środka  koło szatni wisiał automat i gdy się tam skierowałem, ujrzałem salę
kawiarni; wyglądała jak kasyno.
 szukali tu pana  odezwał się portier Józef  to jest, znaczy się, dzwonili jacyś i rozpy-
tywali sie o pana. powiedziałem, że nie wiem, a oni powiedzieli, że pana znajdą.
Poetka Syfona zostawiła mi swój numer telefoniczny; szukałem go po kieszeniach i wtedy
natrafiłem na to wezwanie; szybko cofnąłem rękę; kartkę z numerem miałem w torbie.
Numer nie odpowiadał.
Odwiesiłem ciężką słuchawkę i powoli wszedłem do kasyna; postanowiłem, że tu zacze-
kam do następnego telefonu, bo nie chciałem bardziej zmoknąć, kurtkę miałem już ciężką od
wody z dzisiejszego nieba.
37
Dziennikarze siedzieli przy stolikach; każdy trzymał w ręku gazetę i z zadowoleniem
wpatarywał się w swój napisany poprzedniego dnia tekst; znalazłem jakieś wolne miejsce i
usiadłem twarzą w kierunku kontuaru, tak by nie widzieć ścian, pozawieszanych dziwnymi
obrazami; jakaś artystka znalazła nową technikę, za pomocą której mogła wypruwać przed
publiką swoje bebechy; nad kontuarem także zauważyłem jeden z jej obrazów  był na nim
łeb osła i popiersie dość zrałej kobiety  do tego wszystkiego na obszarze całego płótna po-
przyklejane były pęki rudych kłaków; znów musiałem opuścić oczy.
Od kontuaru szedł człowiek z batem pod pachą; był to pewnie ten dorożkarz cierpiący na
chorobę, która zmuszała go do przemawiania wyłącznie wierszem; do stolika doniósł dwie
szklanki, wypełnione do połowy kawą. Potem, nie rozstając się z batem, wrócił po dwie
szklanki gorącej wody. Do wody dolewał kawy, a do tego wszystkiego wódę z butelki,
umieszczonej w wewnętrznej kieszeni marynarki; nie wydobywając jej, pochylał się głęboko
nad stołem, ta wóda ciekła do szklanki; jednocześnie koniec bata podnosił się, trącając mię-
dzy oczy faceta w eleganckiej koronkowej koszuli i w muszce, który jednak nie zwracał na to
uwagi.
Pił z kimś, kto po każdym podniesieniu otrząsał się z obrzydzeniem i z uśmiechem.
 moja ulica będzie w krakowie, oświadczam ci. niech sie każdy jeden dowie, że moja uli-
ca będzie w krakowie.
 i co ci to da  odpowiadał tamten, otrząsając się z uśmiechem i obrzydzeniem.
 jak to co. będą sie ludzie radowali, że mnie spotykali.
 a wiesz, co ja bym chciał. rente zawiesze i podpisze z orbisem na drynde.
 ja ci pomoge, bo ja dużo moge.
 ci wierze, że mi pomożesz.
 ze mną wszystko załatwisz. ja sie postaram i to od zara. ale ci nie mówiłem, bo sie po-
gubiłem, że moja ulica będzie w krakowie, niech sie każdy jeden dowie. oświadczam.
 i co ci to da.
Wstałem i poszedłem do telefonu. Tym razem zastałem Syfonę i zapisałem sobie adres
oraz imię człowieka, do którego miałem się zwrócić.
 a może dziś do mnie wpadniesz na kimono  zapytała w końcu Syfona.
Uniosłem palec w górę, mimo że tego nie widziała, i odezwałem się wzniośle:
 sznycler powiada: żadna zmora nie zmęczy w tak wielu rozmaitych postaciach jak sa-
motność, a jedna z najbardziej nieprzeniknionych masek samotności zwie się miłością. trzy-
maj sie.
Widziano, jak wyszedł z klubu dziennikarza i udał się na Rynek Główny. Po paru metrach
skręcił do sklepu delikatesy.
Przeszedł koło stoiska z napojami; kilku żołnierzy kupowało tyle samo butelek wódki po-
marańczówki; byli na przepustce i pewnie wybierali się do dziewczyn  stąd ta elegancja;
obszedł sklep dookoła i stanął w kolejce do działu wędliny.
 proszę pół kila szynki, pół kila baleronu, dwadzieścia deka schabu i dwa kabanosy 
mówi kobieta ustawiona na pierwszym miejscu przy konfesjonale.
Sprzedawczyni w fartuchu koloru przebiśniegów, bez jednej plamy krwi, patrzy na nią;
wtedy do kontuaru przeciska się młody chłopak, z gotowymi pieniędzmi w pięści, przezna-
czonymi na puszkÄ™ szprotek w oleju.
 nie puszczać bez kolejki chamów  krzyczy histerycznie kolejka.
 ja mam odliczone na jednÄ… rzecz. pani ma?
 pewno że mam.
 to niech pani idzie bez kolejki.
38
 jak ktoś chce, to zawsze znajdzie swoją kolejkę  odzywa się nagle mężczyzna i wybu-
cha chorym śmiechem, długo nie mogąc się uspokoić.
 to chamy. pić tylko potrafią.
 i te napady i włamania do kiosków robić.
 to chamy jedne. wymaluje taka paznokcie i już. chamy.
Ta obłąkana, pierwsza przy konfesjonale, odwraca się nagle i pluje kobietom pod nogi.
Potem odwraca się w stronę wyjścia. Chłopak z gotowymi pieniędzmi prostuje się gwałtow-
nie.
 tu proszę nie pluć. tu sklep. a nie targ. tu nie targ.
Kobiety otaczają go wieńcem przychylnych spojrzeń; czuje na sobie te spojrzenia i to do-
daje mu pewności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •