[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na to, czy będę zauważona, czy nie.
- Być kobietą! Jakież to osobliwe! - zakpił, jakby nie
wierzył w ani jedno słowo.
Odwróciła się urażona i zauważyła, że są już prawie
w mieście. Znowu zaczęła się martwić, że może ich
zobaczyć Claudia.
- Pani Hawkins powiedziaÅ‚a mi, że oboje majÄ… od­
wiedzić dzisiaj twój domek - zaryzykowała. Może
nawiÄ…zywanie do Claudii nie byÅ‚o zbyt taktowne, na­
wet w tak pośredni sposób, ale musiała poznać jego
plany.
Wyłączył muzykę.
- Co jeszcze powiedziała ci Lindy?
Jego zachowanie było znowu szorstkie i wyniosłe,
takie, do jakiego przywykła.
- Niewiele. Tylko tyle, że Claudia zmieniła wystrój
domku. - Nie zamierzała przyznać się do tego, iż wie,
że Claudia spędziła tam z nim poprzednią noc. Zresztą
nie była to jej sprawa. - Zastanawiałam się po prostu,
o której godzinie musisz być z powrotem.
- Wystarczy, że ja o tym myślę. I o Claudii również.
BÄ™dzie mi posÅ‚uszna - rzekÅ‚ ponuro, jakby stwierdza­
jąc fakt. Po chwili jednak odprężył się trochę i pozwo-
79
lił sobie na krzywy uśmieszek. - Oczywiście, jeśli
będzie trzezwa.
Tod i Lindy przyznawali, że Garrick umie zapano­
wać nad Claudią. Kłopot polegał na tym, że w ten
sposób Sarah znów była od niego zależna. Dlaczego
miałby nieustannie powściągać Claudię, skoro było to
dla niego zródłem ciągłych kłopotów?
- Musisz mi teraz wytÅ‚umaczyć, jak dotrzeć do im­
perium stoÅ‚eczków - rzekÅ‚, przerywajÄ…c jej rozmyÅ›la­
nia.
Kabriolet wkrótce zajechał przed sklep. Stwierdziła
ze zdziwieniem, że stali się centrum zainteresowania.
Mężczyzni patrzyli pożądliwie na samochód, a kobiety
spoglądały z uznaniem na jego właściciela. Ujrzawszy
odbicie swoje i Garricka w oknie wystawowym, zdała
sobie sprawę z tego, że tworzą wspaniałą parę: oboje
wysocy, on ciemnowÅ‚osy i opalony, stanowiÄ…cy kon­
trast dla jej jasnych włosów i skóry.
Po odebraniu stołków Garrick przejął dowodzenie i
znowu pomknęli wiejskimi drogami.
- Dokąd jedziemy? - spytała, gdy droga zwężyła się,
a kamienne murki i rozrośnięty żywopłot utworzyły po
obu stronach cienisty tunel.
- Do pewnego miejsca, gdzie można dostać najsma­
czniejszy obiad, jaki kiedykolwiek jadÅ‚em. Smaczniej­
szy niż w Windycombe, przynajmniej według mnie. A
jaka jest opinia mojego eksperta o tamtejszym menu?
- LubiÄ™ nieco egzotyczne jedzenie, choć przypusz­
czam, że zdobywanie niektórych zamorskich skÅ‚adni­
ków musi sprawiać panu Blairowi kłopoty. Zwieżych
trufli i raków nie ma zbyt wiele nawet w najlepszych
80
czasach! Bardziej pasują do West Endu niż do Exmoor.
- Mam podobne upodobania.
Taka zgoda była zaskakująca. Być może jednak
starał się po prostu być szczególnie miły w czasie tego
ostatniego spotkania. Była przekonana, że będzie ono
ostatnie, bo nie chciała przeciągać drażnienia Claudii
swojÄ… osobÄ….
Podjechali pod stary, uroczy dom pokryty strzechÄ….
Był długi, niski i zbudowany jakby bez planu.
Od razu poczuła zapach róż.
- Wez psa - powiedział Garrick. - Zaparkuję, a
potem dołączę do ciebie.
OÅ›lepiona jaskrawym Å›wiatÅ‚em sÅ‚onecznym, wzdryg­
nęła się, usłyszawszy głos dochodzący z ciemnego
wnętrza.
- Sal, co ty tu robisz?
Odwróciła się.
- Och, Tris!
StaÅ‚ przy barze i rzuciwszy barmanowi: "W porzÄ…d­
ku, zobaczymy się pózniej", podszedł do Sarah. Jego
młodzieńczą, szczerą twarz rozjaśnił uśmiech.
- Ustalam ostatnie szczegóły dzisiejszego wielkiego
przedstawienia. Szkoda, że nie przyjechałaś pózniej.
Zamówić ci coś?
- Dziękuję. Nie jestem sama - spojrzała nerwowo
przez ramię. Nie chciała wyjaśniać spraw dotyczących
Garricka, było to zbyt skomplikowane.
- Wybacz mi, muszę się doprowadzić do porządku.
Mam nadziejÄ™, że twój dzisiejszy wieczór bÄ™dzie su­
kcesem.
81
Tris spojrzał na nią. Na jego twarzy malowało się
rozczarowanie.
- Dzięki. Wobec tego kiedyś do ciebie zadzwonię.
Czując wyrzuty sumienia, Sarah weszła do szatni i
pozostaÅ‚a tam tak dÅ‚ugo, jak tylko mogÅ‚a. Kiedy wysz­
ła, Garrick już na nią czekał, patrząc na przypięty
pinezkami obok baru plakat. Jego ciemne brwi były
ściągnięte.
- Ten facet, twój znajomy, miaÅ‚ na imiÄ™ Tris, pra­
wda? MiaÅ‚em wrażenie, że wychodziÅ‚ stÄ…d przed chwi­
lą. Widziałaś go, jak sądzę?
- Krótko - przytaknęła i podeszła, by spojrzeć na
plakat. "Trubadurzy Tris i John. PieÅ›ni ludowe w miej­
scowym dialekcie, śpiewane przy akompaniamencie
gitary" - przeczytaÅ‚a. Nie znaÅ‚a Johna, ale byÅ‚a zado­
wolona, że Tris znalazł partnera.
- MyÅ›lÄ™, że mogÅ‚abym spróbować zaÅ‚atwić im wie­
czór w Windycombe - pomyślała głośno.
Garrick parsknÄ…Å‚.
- Claudia nie jest osobÄ… towarzyskÄ…, wierz mi. WÄ…t­
pię, czy ci się uda. Wciąż się z nim widujesz, prawda?
- Tak, ale nie rozumiem, dlaczego ciÄ™ to interesuje -
odparła urażona jego tonem.
- Nie jest dość dobry dla ciebie. MuszÄ™ jednak przy­
znać, że to wyjaÅ›nia twojÄ… sympatiÄ™ do muzyki gitaro­
wej - rzekł opiekuńczo.
- Tristram jest bardzo utalentowany i znamy siÄ™ od
lat. A teraz, idziemy na obiad czy nie?
- Oczywiście! Wejdz do ogrodu i wybierz stolik, a
ja zamówiÄ™ jedzenie. - WyglÄ…daÅ‚o na to, że jej gwaÅ‚­
towna reakcja uspokoiła go.
82
Wyszedłszy przez łukowe drzwi, poczuła się tak,
jakby przeszÅ‚a z czarno-biaÅ‚ego filmu do innego, zro­
bionego w technikolorze. Białe, kute z żelaza stoliki i
krzesÅ‚a ustawione byÅ‚y na wspaniaÅ‚ym, krótko przy­
strzyżonym trawniku, ogrodzonym z trzech stron wie­
lokolorowÄ… gÄ™stwinÄ… kwiatów i krzaków. ByÅ‚o tu zu­
peÅ‚nie pusto, wiÄ™c wyciÄ…gnÄ…wszy siÄ™ na krzeÅ›le, za­
mknęła oczy i wdychała odurzającą woń.
- Cudownie! - szepnęła.
- Rzeczywiście.
OtworzyÅ‚a oczy i ujrzaÅ‚a Garricka z dÅ‚oÅ„mi zaÅ‚ożo­
nymi na plecach, wpatrującego się w nią uważnie.
Wciąż czuła się przy nim nieswojo, ale nie był to
jedyny powód, dla którego uciekała wzrokiem przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •