[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Paul całował kuzyna w czoło, odnosił wrażenie, że całuje szkło. Niepewnym krokiem doszedł
do drzwi, na poły tylko był świadom, że zostawia je za sobą otwarte i osuwa się na chodnik w
korytarzu.
Kiedy huknął strzał, ledwie go usłyszał.
Jak powiedział Eduard, akustyka w pałacu istotnie była znakomita. Pierwsi z gości, którzy
akurat żegnali się w sieni, wymieniając zdawkowe cmoknięcia w powietrzu i składając
obietnice bez pokrycia, usłyszeli huk co prawda przytłumiony, lecz jednoznacznie brzmiący.
W ostatnich tygodniach takich dzwięków dosyć się nasłuchali, trudno je było zatem pomylić z
innymi. Gwar rozmów przycichł akurat w chwili, gdy drugie i trzecie echo kończyło się
odbijać w studni okazałych schodów z marmuru.
Brunhilda, która nie wychodząc z roli doskonałej pani domu, pozbyła się właśnie
znienawidzonego lekarza i jego żony, zidentyfikowała dzwięk, natychmiast jednak
uruchomiła w sobie automatyczny mechanizm obronny.
- Z pewnością chłopcy bawią się petardami - skwitowała.
Wokół niej jak grzyby po deszczu wyrosły zaniepokojone twarze. W sieni znajdowało
się zaledwie z dziesięć osób, ale już następni goście stawali w drzwiach salonu. Ani chybi
wszyscy zaraz się dowiedzą, że w jej domu coś się wydarzyło.
W j e j d o m u !
Jeśli od razu czegoś nie zrobi, za dwie godziny w całym Monachium będzie to
tematem rozmów.
- Proszę, żeby państwo zechcieli tu poczekać, to na pewno nic takiego.
Przyspieszyła kroku, gdy zaleciał ją smród prochu wyczuwalny już w połowie schodów. Co
śmielsi goście zaczynali wyciągać głowy, czekając chyba, aż Brunhilda zapewni, że się
przesłyszeli, nikt jednak nie ruszał na schody - zbyt mocno wszystkich pętało towarzyskie
tabu, które podczas przyjęcia zabraniało wstępu do prywatnych pokojów. Poszeptywania
narastały, toteż baronowa modliła się w duchu, by Otto nie wykazał się nierozwagą i głupotą i
nie poszedł za nią, ponieważ w takim wypadku nieuchronnie ktoś by mu towarzyszył.
Kiedy znalazła się na górze i ujrzała zapłakanego Paula na korytarzu, wiedziała, co się
stało, nie musiała nawet dochodzić do drzwi pokoju Eduarda.
Niemniej weszła do środka.
Poczuła, że wzbiera w niej żółć. Opanowało ją przerażenie i jakieś jeszcze nie
pasujące do okoliczności uczucie, które dopiero dużo pózniej z odrazą zdołała nazwać -
mianowicie ulga. Zelżał w każdym razie ciężar w piersiach, który ją dusił, odkąd jej syn
wrócił z wojny okaleczony.
- Coś ty zrobił? - zapytała, patrząc na Paula. - Mów zaraz, coś ty zrobił?
Chłopak nie podniósł głowy ukrytej w dłoniach.
- A co wyście zrobili z moim ojcem, wiedzmo?
Brunhilda postąpiła krok do tyłu. Po raz drugi tego wieczoru ktoś się cofał, gdy
wspomniano Hansa Reinera, i o ironio! teraz była to osoba, która wcześniej wymówiła jego
nazwisko z pogróżką.
Ile wiesz, gówniarzu?... - przemknęło jej przez głowę. - Ile ci powiedział, zanim...
Miała ochotę krzyczeć, lecz ani nie była w stanie, ani nie miała odwagi.
W zamian zacisnęła pięści, aż paznokcie wbiły jej się w dłonie, próbowała odzyskać
panowanie nad sobą i równocześnie gorączkowo myślała, co zrobić, podobnie jak pewnej
nocy przed czternastu laty.
Odzyskawszy minimum równowagi, ruszyła na dół. Czekający w sieni goście ujrzeli
ją z szerokim uśmiechem na ustach, w który przyoblekła twarz na ostatnim biegu schodów.
- Prosimy państwa o wybaczenie. Koledzy syna bawili się petardami, jak
podejrzewałam. Pozwolą państwo, że pójdę ocenić rozmiar szkód, które spowodowali. -
Skinęła dłonią na matkę Paula. - Ilso, moja droga...
Na te słowa goście się wypogodzili i uspokoili, widząc, że pani domu ze swoją
gospodynią spokojnie wracają na górę. Mieli już dosyć plotkowania na temat przyjęcia,
spieszno im było wrócić do domu, by dla odmiany zanudzać gadaniem rodzinę.
- Nie waż się krzyczeć - powiedziała tylko Brunhilda.
Ilsa spodziewała się śladów chłopięcych psot, toteż kiedy ujrzała na korytarzu Paula,
ogarnął ją strach. Uchyliwszy drzwi pokoju Eduarda, musiała przygryzć pięść, aby nie
krzyknąć. Gdyby ktoś ją obserwował z boku, stwierdziłby, że reaguje podobnie jak baronowa,
z tym że Ilsa czuła w sobie raczej żal niż przerażenie.
- Biedak... - szepnęła, załamując dłonie.
Brunhilda spoglądała na siostrę z rękami na biodrach.
- Zapytaj swojego syna, kto przyniósł Eduardowi pistolet.
- Dobry Boże!... Paul, powiedz, że to nieprawda!
Mówiła błagalnie, lecz w jej głosie nie było nadziei. Chłopak nie potwierdził,
Brunhilda zaś podeszła bliżej, celując weń palcem.
- Wezwę policję. Trafisz do więzienia za to, że dałeś pistolet nieszczęsnemu kalece.
- Coście zrobili z moim ojcem, wiedzmo? - powtórzył Paul pytanie, podnosząc się z
wolna i stając twarzą w twarz z ciotką, która tym razem się nie cofnęła, choć obleciał ją
strach.
- Hans umarł w koloniach - odparła z przekonaniem.
- Nieprawda. Mój ojciec był w tym domu tuż przed zniknięciem. Twój syn mi to
powiedział.
- Eduard wrócił okaleczony na ciele i umyśle. Zmyślał najróżniejsze
nieprawdopodobne historie w efekcie cierpień, których doznał na froncie. Chociaż lekarz
zabronił mu przyjmować gości, twoja wizyta go pobudziła, co więcej, dostarczyłeś mu broń.
- KÅ‚amiesz!
- Zabiłeś go.
- To kłamstwo - powiedział chłopak, którego naraz przeszły ciarki i ogarnął niepokój.
- Paul, przestań!
- Wynoście się z mojego domu.
- Nigdzie nie pójdziemy - oświadczył Paul.
- Decyzja należy do ciebie - zwróciła się Brunhilda do siostry. - Sędzia Strohmeyer
jeszcze jest na dole, na przyjęciu. Za dwie minuty dowie się o wszystkim. Jeśli nie chcesz,
żeby twój syn spał tej nocy w celi w Stadelheim, odejdzcie z własnej woli.
Ilsa pobladła, słysząc nazwę więzienia. Sędzia Strohmeyer był przyjacielem barona i z
pewnością niewiele by trzeba, aby się zdecydował oskarżyć Paula o morderstwo. Chwyciła
syna za rękę.
- Idziemy, Paul.
- Najpierw...
Wymierzyła mu policzek tak silny, aż ją palce zabolały. Paul zastygł, patrząc na
matkę, z wargi puściła mu się krew.
W końcu poszedł za nią.
Ilsa nie pozwoliła synowi spakować rzeczy, nie zajrzeli nawet do swojej izdebki.
Zeszli schodami dla służby, opuścili pałac przez tylne drzwi i chyłkiem ruszyli bocznymi
uliczkami.
Jak przestępcy.
ROZDZIAA 8
- MO%7Å‚NA WIEDZIE, GDZIEZ TY SI PODZIEWAAA, U LICHA?
Baron był zmęczony i wściekły, surdut miał pognieciony, wąsy zmierzwione, monokl
dyndał mu na łańcuszku. Upłynęła godzina, odkąd Ilsa i Paul odeszli, a przyjęcie przez ten
czas toczyło się nadal. Baron musiał dwoić się i troić, aby pożegnać wszystkich gości po
kolei.
Dopiero wtedy ruszył na poszukiwanie żony. Znalazł ją w korytarzu na czwartym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •