[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twojego byłego męża. Wiedział. A teraz po prostu zapomni.
- Niekoniecznie. Może ma w sobie trochę godności, w przeciwieństwie do niektórych.
- Hej, hej, hej. Nie wysuwajmy tu oskarżeń. Moja eks dobrze sobie żyje na Kajmanach
z pieniędzy, które uczciwie ukradłem od tego swojego lekarza, przemytnika organów. A twój
eks, muszę ci przypomnieć...
- Zmierć Dale a to był wypadek. Wszystko, co dzieje się od tamtej pory, całe to
szaleństwo, to twoja sprawka. Wkroczyłeś w moje życie w najgorszym możliwym momencie,
jakbyś od początku miał plan, a potem sprawy coraz bardziej wymykały się spod kontroli.
Teraz szantażujesz moich przyjaciół. Tucker, czy ty jesteś chory na umyśle?
- Jasne.
- Jasne? Tak po prostu? Jasne, jesteś chory na umyśle?
- Każdy jest. Jeśli myślisz, że ten czy tamten nie jest wariatem, to znaczy, że mało o
nim wiesz. Najważniejsze, szczególnie w naszej sytuacji, jest znalezienie kogoś, kogo
szaleństwo pasuje do twojego. Tak jak było z nami. - Posłał jej uśmiech, który w zamyśle
miał być czarujący, co jednak było utrudnione, jednocześnie bowiem próbował wyplątać
pazurek Roberta ze swoich włosów.
Lena odwróciła się od niego i oparła o blat przed zmywarką, chcąc wziąć się w garść
przed tym, co musiała zrobić. Niestety, Tuck właśnie włączył urządzenie i para z otworu
wentylacyjnego przenikała przez jej cienką spódnicę, przez co czuła się zbyt wilgotna, by
wyrazić święte oburzenie. Odwróciła się na pięcie z mocnym postanowieniem, jednocześnie
pozwalając, by para ze zmywarki leciała jej na tyłek, gdy wygłaszała swoje oświadczenie.
- Słuchaj, Tucker, jesteś bardzo atrakcyjnym mężczyzną... - Przerwała i wzięła głęboki
wdech.
- Niemożliwe. Zrywasz ze mną?
- I lubię cię, pomimo zaistniałej sytuacji...
- O, jasne, nie chcesz mieć nic wspólnego z atrakcyjnym facetem, którego lubisz,
Boże broń...
- Zamknij siÄ™, dobra?
Nietoperz szczeknął, słysząc jej ton.
- Ty też, futrzaku! Słuchaj, może w innym czasie i w innym miejscu. Ale ty za
bardzo... ja za bardzo... po prostu zbyt łatwo akceptujesz różne rzeczy. Potrzebuję...
- Swoich lęków?
- Mógłbyś pozwolić mi skończyć?
- Jasne, śmiało. - Skinął głową.
Nietoperz, który teraz siedział mu na ramieniu, też skinął. Lena musiała odwrócić
wzrok.
- I bojÄ™ siÄ™ tego twojego nietoperza.
- No wiesz, dobrze, że go nie znałaś, kiedy jeszcze umiał mówić.
- Won! Tucker! Musisz odejść z mojego życia. Nie radzę sobie z tym wszystkim. Nie
radzÄ™ sobie z tobÄ….
- Ale seks był świetny, był...
- Zrozumiem, jeśli zechcesz zgłosić się do władz... może nawet sama do nich pójdę...
ale to po prostu nie jest w porzÄ…dku.
Tucker Case zwiesił głowę. Nietoperz owocożerny Roberto zwiesił głowę. Tucker
Case spojrzał na nietoperza, który z kolei spojrzał na Lenę, jakby chciał powiedzieć:  No,
mam nadzieję, że jesteś zadowolona. Złamałaś mu serce .
- Wezmę swoje rzeczy - powiedział Tuck.
Lena płakała. Nie chciała płakać, ale płakała. Patrzyła, jak Tuck zbiera swoje rzeczy i
pakuje do lotniczej torby. Zastanawiała się, jakim cudem narozrzucał ich tyle po jej domu w
zaledwie dwa dni. Mężczyzni. Zawsze zaznaczają terytorium. Zatrzymał się przy drzwiach i
obejrzał przez ramię.
- Nie zgłoszę się do władz. Nie i już.
Lena potarła czoło, jakby bolała ją głowa, ale tak naprawdę chciała ukryć łzy.
- Dobra.
- No to idÄ™...
- Zegnaj, Tucker.
- Nie będziesz miała nikogo, z kim mogłabyś się kochać pod choinką...
Podniosła wzrok.
- Kurde, Tuck.
- Dobra, już idę. - I poszedł.
Lena Marąuez weszła do sypialni, by zadzwonić do swojej przyjaciółki Molly. Może
jeśli wypłacze się przyjaciółce przez słuchawkę, przywróci jej to poczucie normalności w
życiu.
Kwaśne Zwirki? Cynamonowe Wstręduchy? Czy Gumowe Gnomy? Mama Sama
Appfebauma wybierała  dobry cabernet w przystępnej cenie, a Sam mógł sobie wziąć coś z
półki ze słodyczami w sklepie  Przynęty, Sprzęt Wędkarski i Dobre Wina u Brine a .
Oczywiście Gnomy wystarczą na dłużej, miały jednak nudną jabłkową nutę, podczas gdy
Zwirki charakteryzowały się intensywnie owocowym bukietem i dość mocnym posmakiem.
Cynamonowe Wstręciuchy miały bogaty nos i dość ostry smak, ale ich kształt,
przypominający maleńkich, dyplomowanych księgowych, zdradzał mieszczańskie
pochodzenie.
Sam uczył się winiarskiego języka. Miał siedem lat i bardzo lubił denerwować
dorosłych takim słownictwem. Chanuka właśnie dobiegła końca i przez ostatni tydzień w
domu Sama odbyło się kilka kolacji, podczas których wiele rozmawiano o winach. Sam z
radością wprawił w osłupienie wszystkich krewnych przy stole, oznajmiając po
błogosławieństwie, że porzeczkowy Manischewitz (jedyne wino, którego pozwolono mu
skosztować) to  mocno taninowe czerwone szczyny, choć nie bez uroczej maślanej nuty
pelargonii . (Z tego powodu kolację kończył w swoim pokoju, ale wino naprawdę było
mocno taninowe. Kołtuneria).
- Należysz do narodu wybranego? - rozległ się czyjś głos powyżej, po prawej stronie
chłopca. - Zniszczyłem Kanaanitów, żeby twój lud miał gdzie mieszkać.
Podniósł wzrok i zobaczył ubranego w czarny płaszcz mężczyznę o długich jasnych
włosach. Sama przeszedł dreszcz, zupełnie jakby polizał baterię. To był ten facet, który tak
bardzo przestraszył jego przyjaciela Josha. Rozejrzał się i zobaczył, że mama stoi z tyłu
sklepu z panem Mastersonem, właścicielem.
- Mogę je kupić za to? - spytał mężczyzna. W jednej dłoni miał trzy batoniki, a w
drugiej małą srebrną monetę, mniej więcej wielkości dziesięciocentówki. Moneta wyglądała
na bardzo starÄ….
- To zagraniczny pieniÄ…dz. WÄ…tpiÄ™, czy go przyjmÄ….
Mężczyzna pokiwał z namysłem głową. Ta wieść najwyrazniej mocno go zmartwiła.
- Nestle Crunch to świetny wybór - dodał Sam, próbując zyskać na czasie i starając się
zatrzymać faceta w pobliżu. - Trochę prostackie, ale nuta ambry i orzecha dodaje im
charakteru.
Sam znowu rozejrzał się w poszukiwaniu mamy. Nadal rozmawiała o winach z panem
Mastersonem, wręcz o nich flirtowała - ktoś mógłby jej syna poćwiartować i włożyć do toreb
na mrożonki, a ona nic by nie zauważyła. Sam uznał, że może zdoła nakłonić faceta do
wyjścia.
- Widzi pan? Nie patrzÄ…. Niech pan je po prostu wezmie.
- Nie mogę - odparł blondyn.
- Dlaczego?
- Bo nikt mi nie kazał.
O, nie. Mężczyzna wyglądał jak dorosły, ale wewnątrz skrywał umysł małego,
głupiego dziecka. Tak jak ten facet ze Sling Blade albo prezydent.
- To ja panu każę, dobra? - zaproponował Sam. - Zmiało. Niech pan bierze. Ale radzę
już iść. Będzie padało. - Sam nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej rozmawiał
z kimś dorosłym w taki sposób.
Blondyn popatrzył na batoniki, a potem na Sama.
- Dziękuję. Pokój ludziom dobrej woli. Wesołych świąt.
- Jestem żydem, zapomniał pan? My nie obchodzimy świąt. Obchodzimy Chanukę,
cud świateł.
- O, to nie był żaden cud.
- Pewnie, że był.
- Nie, pamiętam. Ktoś się podkradł i dolał oliwy do lampy. Ale jutro załatwię
świąteczny cud. Muszę iść. - Z tymi słowami blondyn wycofał się, przyciskając batoniki do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •