[ Pobierz całość w formacie PDF ]
można było nazwać przyjacielem, ale zwierzę u jej boku
nim było. Benita opuściła rękę na grzbiet Suzie, grzbiet,
który teraz nie wyglądał najlepiej, z kawałkami bandaży i
miejscami, gdzie Benita wycięła włosy. Ale same rany już
się zagoiły i Suzie znów była równie żywa jak przedtem... i
takoż mądra. Nie miała zamiaru wychodzić na burzę.
Benita pochyliła się i potarła głową o jej pokryte futrem
ciało. Było to bardzo niepodobne do odczucia, jakie się ma
dotykając domowego kota. To futro było tak gęste jak
niedzwiedzia skóra rozciągnięta na podłodze, z długimi
włosami, które chroniły Suzie przed zimnem i wilgocią,
jeśliby przez przypadek wpadła do rzeki. Marna szansa na
to! Bardziej prawdopodobne, przy takiej pogodzie, byłoby
złamanie nogi na lodzie... albo że jej futro zostanie
zmechacone przez bezlitosny deszcz ze śniegiem.
Piła herbatę małymi łyczkami, w zamyśleniu, i żeby nie
okazać się sobkiem, przyniosła Suzie spodeczek z pozostałą
zupą. Czy Seth jeszcze się kiedyś pojawi? Mogła się jedynie
zastanawiać. Było w nim coś, co sygnalizowało
wściekłość i dystans, a jednak nie mogła sobie wyobrazić,
że Seth odszedł w wielkim gniewie.
Nagle się roześmiała. Dzwięk ten zderzył się z odgłosem
burzy i sprawił, że Suzie podniosła oczy znad zupy.
Nie martw się powiedziała Benita. Tylko
myślałam na głos... i moje własne myśli wydały mi się
śmieszne.
Brązowa głowa znów pochyliła się nad naczyniem i
Benita ponownie pomyślała o tym, co ją rozśmieszyło. Było
to zabawne! Naprawdę guzik o to dbała, czy rozzłościła
Setha i wiedziała o tym... ale też wiedziała, że w głębi serca
marzyła, by to był Carl. Próbowała zmyć jego dotyk ze
swoich włosów, ze swoich myśli, czyż nie? Dobra robota... a
w środku nocy, z szalejącą wokół burzą, zjawił się i
pragnęła z całej duszy, żeby tu rzeczywiście był.
Było coś w tym całonocnym czuwaniu, z burzą za
jedyne towarzystwo, co powodowało tego typu myśli. Jedną
z nich była i ta, która stanowiła mocne postanowienie, że
jutro wróci na właściwą ścieżkę. Zanim ona i Suzie jeszcze
raz spróbowały zasnąć, Benita sprawdziła ogień i jako
dodatkowy środek ostrożności zerknęła, żeby się upewnić,
czy skręciła gaz pod czajnikiem. Tak, wszystko było we
właściwym, północo-leśnym porządku!
Gdy ponownie zwinęła się w kłębek, z dochodzącym do
niej od pieca delikatnym ciepłem, zachichotała sama do
siebie. Najprawdopodobniej nie zmrużyłaby oka, bez
względu na burzę, jeśliby dzisiejszego popołudnia jej goś-
ciem był Carl. Leżałaby z otwartymi oczyma, przekręcając
się z boku na bok i zastanawiając się, myśląc, kiedy tu
wróci... a Seth? Wiedziała, że wróci! Miała jedynie nadzieję,
że Suzie będzie w wojowniczym nastroju, jeśli on zdecyduje
się na pójście krok dalej!
Mrozny wiatr wiał jeszcze przez trzy następne dni, w
czasie których zimne podmuchy, zgodnie z trzeszczącym
szumem dochodzącym z jej małego radia, zmieniły się w
coś znacznie gorszego niż... czy rzeczywiście było sie-
demdziesiąt poniżej zera? Tak, podejrzewała, że tak właśnie
było. Temperatura wzrosła do całkiem znośnych dwudziestu
stopni nie, nie lato, ale coÅ›, z czym dziewczyna
wyrastająca w Albercie mogła z pewnością sobie poradzić...
a jednak, był ten wszędobylski wiatr. Nie potrzebował
świeżego śniegu, żeby nakarmić swój głód. Brał gotowy
ładunek i przerzucał go z jednego miejsca w drugie.
A potem...znów była cisza. Jak na ironię, odgarnianie
śniegu, pod nadzorem zarówno Suzie, jak i sójki, nie
przedstawiało trudności, a wiatr jeszcze dopomógł. Wy-
dmuchał większość śniegu spod drzwi, tak że nie przed-
stawiał już większego problemu. Duży wysiłek kosztowało
dotarcie do karmnika, a po kilku dniach wichury, zapasy w
nim powinny zostać uzupełnione. Benita niezdarnie
poruszała się wokół chaty w swoich rakach, padając co jakiś
czas, jak to miała w zwyczaju choć tego nie chciała i
zazdroszcząc przez całą drogę, szerokim, doskonale
skonstruowanym rakom", które nosiła Suzie... jako część
jej całodobowego kostiumu.
Zabrało jej dwa dni, by przywrócić wszystko do nor-
malności, ale w końcu mogła pójść nad jezioro i wrócić
do domu z pustymi rękami. Mogła całkiem niezle człapać
wzdłuż szlaku patrząc na ptaki i robiąc zdjęcia wydrom w
pobliżu ujścia strumienia, i mogła nawet oddać kilka
niezłych strzałów ze swego łuku.
Dlaczego nie wyruszysz na łowy? zastanawiał się
Seth. Zdaje mi się, że masz coraz lepszy cel.
Nie... raczej nie powiedziała w zamyśleniu Są-
dzę, że lepiej się czuję, jeśli ten właśnie drapieżnik je głównie
rzeczy, które plasują się nisko na skali ekologicznej... jak
kurczaki i ryby! Nie mam potrzeby, by zabijać zwierzęta,
chyba że jest to absolutnie niezbędne do przeżycia.
Było to jasne, słoneczne popołudnie na trzeci dzień po
ustaniu wichury. Benita wynosiła śmiecie, opróżniała nocniki,
myła okna... i mnóstwo czynności na zewnątrz, które stawiały
na nogi Suzie, jako że chciała się upewnić, czy zostały
właściwie wykonane. Znalazła małą szczelinę w bo-cznej
ścianie tę, która wpuszczała do środka wiatr j i nawet
zdołała ją zatkać, chociaż była pewna, iż mieszanina kleju i
czego-tam-jeszcze, których użyła, nie usatysfakcjonowałaby
Hugha.
Ach, złota rączka... czy raczej nazwałbym to prze-
słaniacz".
Carl stał za węgłem, uśmiechając się do niej, choć raz
najwyrazniej przyjacielsko nastawiony.
Nie wiem czy przesłaniam, czy zapraszam wiatr
roześmiała się ale jeszcze jeden dzień z tym świstem i
myślę, że dostanę świra. Chcesz kawy?
Nie mam czasu. Wpadłem tylko po to, żeby
zwrócić funt kawy, którą pożyczyłem w zeszłym
tygodniu. Muszę pójść i jeszcze raz sprawdzić, co ze
starym Mattem.
Czy jest chory?
Carl zaprzeczył ruchem głowy. Nie... ale wreszcie
pozwolił, by go wzięto do wioski i że spędzi parę tygodni ze
swoim siostrzeńcem. Jego pies zmęczył się czekaniem i już
odszedł, więc nie chcę, by był tam sam. A to znaczy, że
pomogę mu przy przeprowadzce. Nawiasem mówiąc, obser-
wuj niebo. Za kilka" dni ma nadejść pogorszenie pogody.
Zmarzła stojąc tak w bezruchu. Benita zapięła kur-
tkÄ™. Pogorszenie pogody! To jak nazwiesz tÄ™ ostatniÄ…
nawałnicę... babim latem, a la Nowa Fundlandia?
Zmiała się razem z nim Jak powiedziałeś, kiedy... za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]