[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powinnaś zdecydował w mojej głowie kot.
Ubrałam się w pięć minut sukienka na ramiączkach, którą Emil kupił mi kiedyś w
Zakopanem, sandałki na płaskim obcasie, cieniutki rozpinany sweter z perłowymi
guziczkami. Sweter dostałam kiedyś od przyjaciółki. Miał kolor waniliowego cappuccino i
pomimo upływu lat był jednym z moich ulubionych ciuchów. Byłam w przedpokoju, kiedy w
mojej głowie odezwał się jakiś głos. Mocny, chropowaty, zdecydowany. Brzmiał podobnie do
tego kociego, jednak tym razem z całą pewnością to nie Boruta telepatycznie do mnie
przemówił.
Zabierz ze sobą nóż... .
Zawahałam się z ręką na klamce.
Nóż? zdziwiłam się, jednak nogi jakby same poniosły mnie do kuchni.
Leżał na blacie. W srebrzystej poświacie wpadającego przez okno księżycowego światła
wyglądał niewinnie i kusząco zarazem. Przypomniałam sobie, że Emil lubił kroić nim filety, i
opuszkiem palca musnęłam ząbkowane ostrze. Jakaś część mnie nie mogła zrozumieć, czemu
miałabym zabierać go ze sobą, jednak moje ciało zdawało się pogrążone w swoistym transie.
Zacisnęłam dłoń na jego rączce i na nogach jak z waty wyszłam z domku.
33.
Nie pamiętam drogi do miasteczka. Dopiero wysiadając z samochodu, zdałam sobie
sprawę, że w samym środku dusznej burzowej nocy diabli wiedzą w jakim celu podjechałam
przed knajpę mojego byłego kochanka. Pod Zielonym Aabędziem wciąż jeszcze, pomimo
póznej pory, było w miarę gwarno jakaś zakochana parka całowała się przy wejściu, a
dwóch zawzięcie dyskutujących facetów piło piwo parę metrów od mojego samochodu.
Opuściłam szybę i oparłam głowę o zagłówek. Nawet jeśli Aukasz był w środku, co niby
mogłabym zrobić? Już samo pojawienie się tam wydało mi się wyjątkowo żałosne. Całą sobą
rozpaczliwie chciałam, żeby wrócił, nie zamierzałam jednak skamleć o jego względy...
Przez dłuższą chwilę siedziałam w samochodzie, nie mając pojęcia, co robić. Musiałam
zasnąć, bo obudził mnie dopiero bębniący o dach ulewny deszcz. Zerknęłam na zegarek.
Piąta szesnaście nad ranem? zdziwiłam się. Przecież dopiero co zasnęłam! . Parking był
pusty, gwałtowna ulewa przepędziła ostatnich maruderów. Na betonie walały się puszki po
piwie, niedopałki i najprzeróżniejsze śmieci, ale dookoła nie było widać żywej duszy.
Zerknęłam w stronę wejścia do lokalu. Neon z napisem Zielony Aabędz pulsował w
szarówce deszczowego przedświtu. Ziewnęłam, zamierzając odjechać, zanim wpadnę na
Aukasza i zrobi się naprawdę żenująco, kiedy moją uwagę przykuł jakiś ruch.
Pojawili się w drzwiach mój były facet i roześmiana młoda dziewczyna w białej bluzce
i króciutkiej spódniczce. Zdałam sobie sprawę, że wygląda zupełnie jak laska z mojego snu.
Stanęli w progu. On objął ją w talii i wyszeptał jej coś na ucho. Zaśmiała się i odgarnęła do
tyłu długie jasne włosy. Aukasz pocałował ją w szyję i przez chwilę stali ciasno objęci.
Skurwysyn! pomyślałam, nie potrafiąc oderwać od nich wzroku. W końcu się rozstali
on zniknął we wnętrzu lokalu, a dziewczyna szybkim krokiem ruszyła przez zalany deszczem
parking. Zauważyłam, że ma śmieszne różowe tenisówki i duży tatuaż z roślinnym motywem
na lewej łydce.
Dziwka zwinęła ci go sprzed nosa! Wiedziałaś, że jeszcze kiedy ze sobą byliście, on już
z nią sypiał? Raz nawet w twojej sypialni, tamtego dnia, kiedy byłaś w Bielsku odezwał się
nagle w mojej głowie Boruta.
Drgnęłam, wyrwana z zamyślenia, i zerknęłam we wsteczne lusterko. Spodziewałam się,
że kot siedzi na tylnym siedzeniu, ale samochód był pusty.
Jestem na Lisim Wzgórzu. Psa bym z domu nie pogonił w taką pogodę. I tak potrafię
komunikować się z tobą na odległość .
Daj mi spokój! powiedziałam z zażenowaniem, zdając sobie sprawę, że płaczę.
Będziesz teraz beczeć? Daj spokój! Na twoim miejscu dałbym jej nauczkę. Widzisz, jaka
z siebie zadowolona? Zdzira! jątrzył gdzieś w mojej głowie. Wiedziałaś, że ukradła ci
szminkę? Poszła się wysikać i przeczesała całą twoją łazienkę. No, ale pal licho szminkę,
pomyśl o Aukaszu! .
Zacisnęłam rękę na klamce. Dziewczyna była już w połowie parkingu. Wyraznie
zmierzała w stronę czekającego pod jednym z rachitycznych drzewek śmiesznego zielonego
fiata. Nagle wyobraziłam sobie Aukasza posuwającego tę wywłokę pod moim dachem i
pociemniało mi w oczach. Deszcz zelżał, zrobiło się też odrobinę jaśniej. Cicho otwarłam
drzwiczki toyoty i wstrzymałam oddech. Podejść tam? I co jej powiem? Wyzwę ją od
najgorszych? %7łałosne. Dam jej w twarz? Litości... . Idz! ponaglił mnie Boruta.
Przypomniałam sobie o nożu; leżał na przednim siedzeniu, tuż obok mojej torebki.
Sięgnęłam po niego w momencie, w którym nieznajoma wsiadała do swojego samochodu.
No, idzże w końcu! . Kot był wyraznie poirytowany.
Wysiadłam z samochodu. Mżyło. Zaciśniętą na trzonku noża rękę schowałam za plecami.
Dziewczyna przekręcała kluczyk w stacyjce, kiedy podeszłam do jej fiata.
Przepraszam panią... rzuciłam najłagodniejszym tonem, na jaki w tych
okolicznościach było mnie stać.
Opuściła szybę i ufnie się do mnie uśmiechnęła. Wbiłam wzrok w jej dekolt miała
mlecznobiałą karnację i ładny srebrny wisiorek w kształcie koniczyny, dyndający pomiędzy
pagórkami jej drobnych piersi. Pierwszy cios zadałam tak szybko, że chyba nawet sama nie
zdawałam sobie sprawy, co robię. Krew obryzgała jej białą bluzkę, a kilka kropel padło na
przednią szybę. Blondynka otwarła usta, z wyrazem skrajnego szoku na szczupłej starannie
umalowanej twarzy, jednak z jej gardła nie wydostał się nawet pojedynczy dzwięk. Za drugim
razem chlasnęłam na oślep, pózniej poszło już gładko. Dziewczyna przez dłuższą chwilę się
szamotała, usiłowała wysiąść i uderzyć mnie drzwiami, ale byłam silniejsza. W końcu
zachłysnęła się krwią, a głowa opadła jej na bok, niczym u szmacianej marionetki, której ktoś
pozbawił sterujących jej ruchami sznurków.
W koronach drzew zaświergotało ptactwo. Wytarłam pobrudzone krwią ręce w mój
ulubiony sweter i po raz ostatni przyjrzałam się krwawej jatce we wnętrzu małego zielonego
samochodu. W głowie wibrował mi czyjś krzyk i dopiero kiedy, walcząc z mdłościami,
dobiegłam do mojej toyoty, zdałam sobie sprawę, że to ja ochryple i rozpaczliwie
wrzeszczałam. Rzuciłam nóż pod siedzenie i ruszyłam, z piskiem opon wyjeżdżając z
parkingu przed Zielonym Aabędziem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]