[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedem zgrzanych kuców, którymi należało się zająć.
Obie drużyny zaciekle walczyły. Grały na tym samym poziomie  jednakowo
dobrym. Weronika zastanawiała się, co się stanie jeśli dojdzie do remisu.
Nagle ostry dzwięk sędziowskiego gwizdka przeciął powietrze. Weronika
krzyknęła z przerażenia, gdy na tablicy pod nazwą zespołu przeciwnika również
pojawiła się jedynka. Gilpayne ostro rugał zawodnika z numerem drugim, ale Kit
stanowczym ruchem ręki, zakończył sprzeczkę. Prawdopodobnie Gilpayne
sfaulował swojego przeciwnika.
Bladon wjechał na wybieg, aby dosiąść ostatniego i najszybszego konia.
Weronika popatrzyła na zegarek. Do zakończenia meczu pozostało 5 minut.
Bladon, podobnie jak jego kuc, był zlany potem od stóp do głów. Zbliżyła się do
niego, aby zapytać o samopoczucie, ale wystarczyło, że spojrzała na jego twarz 
przypominał chmurę gradową.
Nie minęło kilka sekund, kiedy kuc kapitana drużyny znowu ciął kopytami
zieloną nawierzchnię boiska. Minął kilku bocznych zawodników i, mimo że kryty
był przez  trójkę , mocnym uderzeniem przeniósł piłkę w miejsce, gdzie powinien
ją odebrać David Hay z numerem pierwszym i strzelić gola. Niestety, kuc Davida
słaniał się ze zmęczenia. Na domiar złego Hay był skutecznie kryty przez
 czwórkę z drużyny przeciwnej.
Wynik meczu stanął pod dużym znakiem zapytania. Weronika wstrzymała
oddech. Nie tylko ona zresztą. Obok, w ogromnym skupieniu stała Jackie. Czuła
jej zaciśnięte kurczowo palce na swoim ramieniu.
Oczy wszystkich skupione były na Bladonie, który galopem przeciął boisko i
nie zatrzymując się nawet na moment uderzył kijem w piłkę. Sędzia obwieścił gol.
Całe Priory rzuciło się sobie w ramiona. Okrzykom na cześć zwycięzców nie
było końca. Obserwowano z dumą, jak drużyna Bladona ustawiła się w jednej linii,
a sir Anthony Sindon uścisnął mu dłoń. Trofeum zaś wręczała pani Sindon.
Pózniej dzielna czwórka objechała z pucharem boisko i zgrabnie zeskoczyła z
siodeł.
Stajenni natychmiast zajęli się zmęczonymi zwierzętami.
Patrick zaÅ› wyciÄ…gnÄ…Å‚ z jakiegoÅ› tajemnego schowka butelkÄ™ szampana i zaczÄ…Å‚
nią potrząsać. Widząc to, Richard Stilbrooc podszedł do Gilpayne a i zabrał mu
butelkÄ™.
 Daj spokój, filistynie. Lepiej wypijmy tego szampana. Należy nam się chyba
po tym wszystkim.
Odkorkował ostrożnie butelkę i wylał do srebrnego pucharu całą zawartość.
 Za nasze zdrowie!  krzyknął i upijając nieco podał naczynie następnej
osobie.
Metalowa powierzchnia pokryła się kropelkami rosy. Weronika zamoczyła
usta. Szampan był wytrawny i doskonale schłodzony. Czuła, jak musuje w ustach,
a bąbelki powietrza rozkosznie rozpryskują się na podniebieniu. Napiła się
ponownie i spojrzała znad krawędzi naczynia. Natrafiła na wpatrzone w nią oczy
Bladona.
Zdjął kask, miał zmierzwione włosy, a wokół głowy, w miejscu, gdzie
spoczywał kask była odciśnięta gruba linia.
Kiedy zauważył, że patrzy na niego, uśmiechnął się. Poczuła, jak pod sercem
robi jej się ciepło.
Podała puchar dalej. Do grupy dołączyły dwie kobiety. Jedna z nich prowadziła
za rękę małego, pucułowatego chłopca, który z kolei ciągnął na smyczy
springerspaniela. Druga z nich pchała dziecinny wózek.
Obydwie panie okazały się żonami Richarda i Davida. Złożyły serdeczne
gratulacje wszystkim zawodnikom. Nawet dzieciom pozwolono napić się
szampana. Zmiały się, kiedy bańki pękały im w ustach.
Patrick objął Weronikę. Zrobił to tak nagle, że omal nie zemdlała z wrażenia.
 Udało nam się. Wygraliśmy, mała!  krzyczał jej w ucho.
Zanim się zorientowała, pocałował ją w usta. Zdążyła tylko z obrzydzeniem
odwrócić głowę w drugą stronę. Zobaczyła bladą od gniewu twarz Bladona.
 Przez ciebie o mało nas nie załatwili!  zamruczał szyderczo David Hay.
Gilpayne odsunął się od Weroniki i zesztywniał.
 Powtórz to jeszcze raz  nalegał.
 Powiedziałem, że przez tę twoją głupią i niebezpieczną taktykę o mały włos
nie straciliśmy pucharu. Ten gol, który nam wbili, dostali od nas w prezencie.
 Dość tego  głos Bladona podziałał na nich jak zimny prysznic.  Ani słowa
więcej. Jesteśmy jak jeden mąż i nikomu nie pozwolę nas poróżnić  zrozumiano?
Rozdział 6
Weronika obejrzała się w lustrze. Była zadowolona. Suknia Peny po przeróbce
leżała na niej jak ulał. Głęboki dekolt odsłaniał jej kształtne ramiona. Pochyliła się
w stronę lustra i kiedy włosy opadły jej na czoło, odchyliła głowę raptownie do
tyłu. Złociste włosy opadły łagodnie na plecy.
Założyła aksamitną wstążkę z kameą, która uwydatniała jej piękną, długą szyję.
Odsunęła się od lustra, aby lepiej się sobie przyjrzeć. Westchnęła.  Jestem młoda i
ładna  pomyślała.
Odczuwała strach przed zejściem na dół, by przywitać się z ludzmi, którzy
użyczyli jej tego pokoju, aby mogła się spokojnie przebrać. Z ogrodu dochodziły
odgłosy rozmów prowadzonych przez gości, którzy zebrali się tam, aby wypić
drinka przed balem. Czuła, że czekają na nią. Wahała się. W tym czasie przed dom
zajechały kolejne wozy i w obecnej sytuacji nie miała wyboru, musiała się
pokazać. %7łeby choć Bladon czekał tam na nią, by zająć się prezentacją.
Kiedy Bladon stanął w drzwiach frontowych, ona drżąc i potykając się co
chwilę doszła do schodów. Widziała z góry jego błyszczące, kruczoczarne włosy i
doskonale skrojony garnitur wieczorowy.
Zwiadomość, że ją kochał, dodawała jej sił, wiedziała, że czeka ją cudowny
wieczór.
Schodząc powoli w dół, widziała, jak Bladon przyglądał się jej. W pewnym
momencie jakby na komendę stanęli w bezruchu. W jednej chwili cały świat
przestał dla nich istnieć. Wstrzymując oddech, wpatrywali się w siebie chciwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •