[ Pobierz całość w formacie PDF ]

OczywiÅ› li
cie pomogÄ™ pani, jeÅ›
zdołam.
Głos miał miękki, łagodny i
Mary zorientowała się od razu,
że musi to byćczłowiek
wykształcony.
- Mieszkam w oberży "Jamajka"
- powiedziała.
Ledwie jednak wyrzekła te
słowa, już ich pożałowała.
Teraz on na pewno nie zechce
jej pomóc; sama nazwa oberży
wystarczy, żeby zacią ł konia i
zostawił ją tutaj na łasce
losu. Jakaż była głupia!
Mężczyzna milczał przez
chwilÄ™, jak siÄ™ zresztÄ…
spodziewała, ale kiedy znów
przemówił, głos mu się wcale
nie zmienił, był równie łagodny
i uprzejmy jak przedtem.
- Oberża "Jamajka" -
powiedział. - Daleko pani
odeszła od goś
cińca. Musiała
pani iÅ›
ćw przeciwnym kierunku.
Jest pani w tej chwili po
drugiej stronie wzgórz Hendra.
- To mi nic nie mówi -
odparła. - Nigdy dotychczas tu
nie byłam. Niemą drze zrobiłam,
że w zimowe popołudnie
zapuÅ›
ciłam się tak daleko. Będę
wdzięczna, jeżeli pokaże mi pan
właś ś
ciwą cieżkę, a jak już
będę na trakcie, dojdę niedługo
do domu.
Mężczyzna zastanawiał się
chwilę, po czym zeskoczył z
siodła na ziemię.
- Jest pani wyczerpana -
rzekł. - Nie może już pani
kroku zrobić a co więcej, ja
,
pani nie pozwolę. Do wsi już
niedaleko i pojedzie pani tam
konno. Zechce pani podaćmi
stopÄ™, pomogÄ™ pani wsiÄ… Å› .
ć
W jednej sekundzie Mary
siedziała w siodle, a on stał
przy koniu, trzymajÄ… c go za
uzdÄ™.
- Tak jest lepiej, prawda? -
powiedział. - Musiała pani
odbyćdługą i ciężką wędrówkę
przez torfowiska. Buty i dół
spódnicy ociekają wodą .
Pojedzie pani ze mnÄ… do domu,
wysuszy ubranie, odpocznie
trochÄ™ i zje kolacjÄ™, a potem
sam zawiozÄ™ paniÄ… do "Jamajki".
Mówił tonem tak troskliwym, a
zarazem spokojnym, że Mary
odetchnęła z ulgą , uwolniona
chwilowo od wszelkiej
odpowiedzialnoÅ›
ci i chętnie
oddajÄ… c mu siÄ™ pod opiekÄ™. On
skrócił wodze, żeby jej było
wygodniej, a kiedy podniósł
przy tym głowę, ujrzała po raz
pierwszy jego oczy spod ronda
kapelusza. Były to dziwne oczy,
przejrzyste jak szkło i tak
blade, iż niemal białe; nigdy
dotychczas takich nie widziała.
Wpatrywały się w nią nie
mrugajÄ… c, uporczywie, jak gdyby
czytały w jej myś
lach, i Mary
poczuła, że mu się poddaje, że
mu ulega, lecz nie było to
przykre uczucie. WÅ‚osy pod
czarnym kapeluszem również miał
białe i Mary odwzajemniła jego
spojrzenie z pewnym
zdziwieniem, gdyż twarz miał
gładką , bez zmarszczek, a głos
człowieka młodego.
Wtem, z przypływem
zakłopotania, zrozumiała powód
jego niezwykłego wyglą du i
odwróciła oczy. Był albinosem.
Mężczyzna zdją ł kapelusz.
- Może najlepiej będzie,
jeżeli się przedstawię - rzekł
z uÅ›
miechem. - Wprawdzie
spotkaliÅ›
my się w szczególnych
okolicznoÅ›
ciach, ale zwyczaj
wymaga prezentacji. Nazywam siÄ™
Francis Davey i jestem pastorem
w Altarnun.
Rozdział VII
Dom tchnÄ… Å‚ dziwnym spokojem,
rzadko gdziekolwiek odczuwanym
i trudnym do okreÅ›
lenia. Był
jak dom ze starej bajki,
odkryty przez bohatera w noc
letnią . Powinna go była otaczać
gęstwina kolczastych krzewów,
przez którą bohater musiałby
torowaćsobie drogę nożem, a
następnie powódz kwiatów o
olbrzymich koronach, nie
pielęgnowanych ręką ludzką .
Gigantyczne paprocie winny by
rosną ćpod oknami, paprocie i
białe lilie na długich
łodygach. W bajce broniłby też
dostępu bluszcz okrywają cy
szczelnie mury, a sam dom
pogrą żony byłby we ś
nie od
tysiÄ… ca lat.
Mary uÅ›
miechnęła się do swych
rojeń i znów wycią gnęła ręce w
kierunku płoną cych na kominku
wielkich szczap. Cisza
sprawiała jej przyjemnoś ,
ć
koiła znużenie i usuwała
strach. Jakże odmienny był to
Å›
wiat od "Jamajki". Tam cisza
była złowroga, agresywna, nie
zamieszkane pokoje wydzielały
odór stęchlizny. Tutaj było
inaczej. Pokój, w którym
siedziała, tchną ł bezosobowym
spokojem bawialni, do której
weszło się w nocy. Meble, stół
poÅ› cianach
rodku, obrazy na Å›
nie miały owego wyglą du
przedmiotów dobrze znanych,
należą cego do pory dziennej;
sprawiały wrażenie ś cych
piÄ…
istot, ujrzanych niespodzianie
o północy. Mieszkali tu niegdyś
ludzie, szczęś
liwi, zadowoleni
ze swego losu: starzy
proboszcze z butwiejÄ… cymi
księgami pod pachą , a tam przy
oknie siwowłosa kobieta w
ciemnej sukni pochylała się
nawlekają c igłę. Wszystko to
było bardzo dawno. ś teraz
piÄ…
na cmentarzu za bramÄ… , imion
ich nie można już odcyfrowaćna
poroÅ›
niętych mchem płytach.
OdkÄ… d odeszli, dom zamknÄ… Å‚ siÄ™
w sobie i umilkł, a człowiek,
który tu mieszka, pozwolił, aby
charakter nadany tym wnętrzom
przez poprzednich mieszkańców
pozostał bez zmiany.
Mary obserwowała pastora,
kiedy nakrywał do stołu przed
kolacjÄ… , i myÅ›
lała o tym, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •