[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nic z tego nie będzie - oświadczyła stanowczo Kayla. -
Jemu też to powiedziałam.
- A co on na to?
- Prawie oświadczył, że nie chce się z nikim wiązać na
zawsze. Pomyliłam się co do Bruce'a i nie chcę ryzykować
następnej pomyłki.
- A właśnie, czy ta podła świnia się do ciebie odzywała?
- Nie, ale w przyszłym tygodniu ma zabrać Ashley. To
wyznaczony dzień odwiedzin. Wiem, że mała powinna się
spotykać z ojcem, ale zawsze bardzo za nią tęsknię. A ostatnio
jeszcze tak strasznie się boję, że on mi jej nie odda.
- Nie zaryzykuje wywołania skandalu. Co by jego
koledzy powiedzieli, gdyby się okazało, że była u niego
policja? Bruce jest głupi, ale nie do tego stopnia.
- Masz rację - westchnęła bez przekonania Kayla. - Dość
już tych plotek. Bierzmy się lepiej do pracy.
- Pomyśl o przyjemniejszych sprawach - pocieszała ją
Diane. - Ty przynajmniej nie musisz jechać z pudlem
Newlinsów do fryzjera. Wyobraz sobie, że nazwali go
Puffkins!
- Jeśli ktoś ma na imię Puffkins, to musi mieć straszne
problemy z osobowością - uśmiechnęła się Kayla, podnosząc
głowę znad kartki z wykazem spraw, jakie miała tego dnia do
załatwienia: - Mnie też nie jest lekko. Choćby to zlecenie dla
Bronkowskich. - No i Jack. Zapomniałaś o Jacku?
- W poniedziałki do niego nie jeżdżę.
- To nie znaczy, że możesz o nim zapomnieć,
- Próbowałam - przyznała Kayla - ale się nie udało. Jego
nie da się zapomnieć.
- Jak chcesz, mogę wziąć za ciebie to zlecenie -
przypomniała jej Diane. - Chociaż zajmowanie się Jackiem to
czysta przyjemność w porównaniu z opieką nad Puffkinsem.
We wtorek Kayla pojechała do Jacka. Była spięta i
przygotowana na ostrÄ… rozmowÄ™, ale i tym razem nic jej z tego
nie wyszło. Zamiast ją uwodzić, Jack zasypał ją zabawnymi
opowiastkami. Kayla pokładała się ze śmiechu, kiedy
opowiadał o psie, który tak często wzywał strażaków do nie
istniejącego pożaru, że w końcu musieli go zabrać do remizy,
żeby nie jezdzić do fałszywych alarmów, albo o kobiecie,
która na noc przykryła śpiworem silnik samochodu, a rano
całkiem o tym zapomniała i pojechała do pracy. Bardzo się
zdziwiła, kiedy zobaczyła na ulicy wóz strażacki, a jeszcze
bardziej, gdy okazało się, że straż przyjechała gasić jej własny
samochód.
- Morał z tego taki - zakończył opowiadanie Jack - że
śpiworem można przykryć dziewczynę, ale nie samochód.
Kayla zaraz wyobraziła sobie, jak by to było miło leżeć w
śpiworze razem z Jackiem.
- Możemy już porozmawiać o całowaniu? - zapytał Jack,
jakby odgadł, o czym przed chwilą myślała.
Zaskoczył ją, ale Kayla szybko się opanowała.
- O czym tu mówić? - zapytała takim tonem, jakby
rzeczywiście nie był to dla niej żaden problem.
- O wszystkim. Na pewno coÅ› nas ze sobÄ… Å‚Ä…czy. Nie
wiem jeszcze, co to takiego, ale postanowiłem się dowiedzieć.
- A ja tego nie chcÄ™.
- Dlaczego? Czego siÄ™ boisz?
- Węży i tekturowych zapałek - zażartowała Kayla.
- Nigdy nie słyszałem, żeby się ktoś bał zapałek. - Jacka
ta jej żartobliwa odpowiedz bardzo zainteresowała.
- No, może rzeczywiście  bać się" to za mocno
powiedziane. Nie umiem zapalić takiej tekturowej zapałki, bo
tak się boję poparzyć, że rzucam ją, zanim się na dobre
rozpali. Za to całkiem dobrze sobie radzę z drewnianymi
zapałkami. Nie palą się tak szybko i są dłuższe niż tekturowe.
Kayla uznała rozmowę za skończoną. Otworzyła notes i
wykreśliła coś ze znajdującego się tam spisu.
- Pierwszy raz w życiu widzę kogoś, kto bez przerwy coś
sobie zapisuje - stwierdził Jack.
- LubiÄ™ dobrÄ… organizacjÄ™.
- A ja lubię cię całować.
- Ty znowu o tym? - obruszyła się Kayla.
- Jeszcze nie, ale zaraz zacznÄ™.
Nie rozumiała, co takiego było w tym mężczyznie, że nie
potrafiła mu się oprzeć. Z całą pewnością nie tylko to, że był
przystojny i umiał całować, aż dech w piersiach zapierało.
Potrafił ją rozbawić co najmniej tak często, jak doprowadzić
do furii.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - zapytał Jack. -
Zastanawiasz się, w jaki sposób najlepiej złamać mi drugą
nogÄ™?
- Dotąd mi nie powiedziałeś, jak to się stało, że złamałeś
tÄ™ pierwszÄ….
- Chcesz coś zjeść? Zaraz zamówię pizzę.
Kayla pokręciła głową. Nie chciała pizzy, ale rozumiała,
że Jack znów, po swojemu, wykręca się od odpowiedzi. - Czy
ty się żywisz wyłącznie pizzą? - zapytała.
- Nie tylko, ale wygodnie jest mieć dobrą pizzerię
niedaleko domu.
- Ja nie jestem głodna.
- A wyglądasz tak, jakbyś była. - Jack posłał jej znaczący
uśmiech. - Tak dziwnie patrzysz i ciągle oblizujesz wargi.
Jakbyś miała wielką ochotę coś zjeść. Albo kogoś.
- Tylko ugryzć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •