[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znów odezwały się ich pagery. Shelly westchnęła.
Najwyrazniej Reese się zniecierpliwił. Lepiej bę-
dzie, jak już pójdziemy.
Tak. Za niecałe cztery godziny nasz dyżur dobieg-
nie końca. Zabierzesz mnie potem do siebie?
Tak odparła bez zbędnych ozdobników.
152 LAURA IDING
Nie protestowała, kiedy po wyjściu z pokoju otoczył
ją ramieniem. W windzie spojrzał jej w oczy.
Jak myślisz, co powie Tyler? Nie zmartwi się?
Nie zapewniła go. Zawsze chciał mieć tatę.
A nikt nie nadaje się do tej roli lepiej niż ty.
Zanim drzwi się otworzyły, przyciągnął ją do siebie
i pocałował. W tym pocałunku zawarł całą swoją na-
miętność, tęsknotę i obietnicę pięknej wspólnej nocy.
Przed wyjściem z windy wyszeptał:
Bez ciebie nie uwierzyłbym w drugą szansę.
Reese czekał na nich przy helikopterze, oparty
o ścianę dla ochrony przed zimnym wiatrem. Na ich
widok z irytacją zmarszczył brwi.
Co wam zajęło tyle czasu? Mało sobie siedzenia
nie odmroziłem!
Shelly podeszła bliżej i cmoknęła go w policzek.
Nie złość się, Reese, tylko nam pogratuluj. Po-
stanowiliśmy się pobrać.
A niech to! Pilot poklepał Jareda po ramieniu
i potrząsnął głową, patrząc na promienny uśmiech Shel-
ly. Jego gniew się ulotnił. Zdaje się, że właśnie wy-
grałem zakład za dwadzieścia pięć dolarów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]