[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oczywiście, jak tylko sobie życzysz - wyciągnąłem portfel. %7łałowałem nieco, że właśnie łamię
jedną ze swych podstawowych zasad życiowych - żadnych interesów z księgowymi i urzędnikami
podatkowymi. Wystukałem numer. Telefon dzwonił i dzwonił i z każdym kolejnym dzwonkiem
temperatura mojego ciała opadała o jeden stopień. Dlaczego Angeliny nie było w naszej garderobie?
W końcu zadzwoniłem do recepcji cyrku.
- Tu Waldorf-Castoria - powiedziałem, mając nadzieję, nierozpoznawalnym głosem. - Mam
wiadomość dla jednej z moich klientek, pani di Griz...
- Nie ma jej tu.
- A gdzie jest?
- Nie mam pojęcia. Widziałem ją przez krótką chwilę, kiedy wychodziła z przyjaciółmi. Odjechali
wielkim czarnym samochodem.
W trakcie tej rozmowy spoglądałem w okno. Deszcz właśnie przestał padać, toteż całkiem
dokładnie mogłem przyjrzeć się w świetle ulicznych latami sporemu czarnemu samochodowi, który
właśnie zatrzymywał się przed biurem. Odłożyłem słuchawkę i odszedłem zaniepokojony od okna.
- Oczekujesz kogoś? - spytałem.
- Tylko Puissanta. Powiedział, że przybędzie tu jak najszybciej, gdy tylko odjedzie policja.
Usłyszałem trzaśniecie drzwi samochodu, a potem ktoś zapukał do drzwi biura.
- To nie jest Puissanto. On ma klucze!
- Czekaj! Jesteś tu sam - chwyciłem leżącą na podłodze głowę Megalitowego Człowieka i
wsunÄ…Å‚em siÄ™ do sÄ…siedniego pokoju.
- Chwileczkę - zawołał Pako. Słyszałem jak otwierał drzwi. - Niestety zamknięte. Już po
godzinach.
- Przykro mi. Ale mimo to mam zamiar wejść. Ten głos był mi skądś znajomy... ale skąd?
- Nie możesz wejść - usłyszałem jęk Pako. - Czy to... prawdziwy pistolet?
- Zapewniam cię, że tak. Mogę?
Jeszcze jedno jęknięcie. Stanowczo Pako nie miał dzisiaj szczęścia do pistoletów. Fałszywych czy
prawdziwych.
- Gdzie on jest?
- Jestem sam!
- Pako, nie potrafisz zbyt dobrze kłamać. Poza tym od jakiegoś czasu mam na podsłuchu twój
telefon. Wiem, że przywiozłeś tu jednego gościa.
Jednego? Starałem się przypomnieć sobie moją rozmowę telefoniczną z Pako. Czy wspominałem
wtedy o Bolivarze? Wręczyłem Bolivarowi głowę Megalitowego Człowieka i przykładając palec do
ust, nakazałem milczenie. Jeśli ten przybysz nie wie o jego obecności, ma szansę się wymknąć. Skinął
głową ze zrozumieniem. Cofnął się w głąb pokoju, ja zaś otworzyłem drzwi.
- Czego chcesz?
Człowiek trzymający w dłoni srebrny, wysadzany perłami pistolet, odwrócił się do mnie i
uśmiechnął szeroko.
Kaizi! Imperetrix von Kaiser-Czarski. Mój pracodawca.
- Zdaje się, że wpakowałeś się w małe kłopoty, Jim. Ty i twoja rodzina. To zupełnie do ciebie
niepodobne.
- Po co ta spluwa? - zapytałem, zwłaszcza że cały czas mierzył mi w brzuch.
- Jesteś poszukiwany przez policję. Może to dla mojego własnego bezpieczeństwa.
- Kłamiesz, Kaizi. Zdaje mi się zresztą, że nigdy nie mówiłeś prawdy.
- Czasami, Jim - uśmiechnął się. - Czasami. Ale za to zawsze płaciłem ci na czas.
- Mogę wiedzieć, czemu założyłeś podsłuch w telefonie Pako?
- No, to chyba oczywiste. Jako finansista zawsze lubię wiedzieć, co zamierzają władze
podatkowe.
Usłyszałem, że ktoś wchodził przez zewnętrzne drzwi. Kaizi uniósł broń.
- Nie rób teraz nic głupiego, Jim. Po prostu odwróć się i wyciągnij przed siebie ręce.
Zrobiłem to. Na moich nadgarstkach zatrzasnęły się kajdanki. A obrzydliwe oblicze, w które
patrzyłem, było mi znajome.
- Igor!
Rzeczywiście był to kierowca ciężarówki, który wiózł nas swego czasu na farmę świniozwierzy.
- A jakże, Igor - zgodził się Kaizi. - Lubię śledzić poczynania moich pracowników. A teraz proszę
usiądz na krześle. Przygotowałem dla ciebie mały pokaz.
Postawił na stole miniholoprojektor i uruchomił go. Pośrodku pokoju pojawił się obraz.
- Angelina!
A ona zaczęła mówić.
- Jim, jeśli mnie właśnie słuchasz, nie rób w tym momencie niczego głupiego i zbyt pochopnego -
powiedział obraz i zmalał, gdyż kamera cofnęła się. Za Angelina stał zamaskowany mężczyzna i
trzymał ją na muszce pistoletu. Teraz też dostrzegłem, że moja żona ma związane ręce. Obraz
zamigotał i ujrzałem Glorianę. Rzucała się wściekle, ale była kompletnie związana i unieruchomiona.
Jeszcze jedno przesunięcie kamery i znów pojawiła się Angelina. Była również wściekła, ale w
odróżnieniu od Gloriany demonstracyjnie zachowywała absolutny chłód. Mówiła krótkimi,
wyrzucanymi z siebie, zdaniami. - Za tym stoi Kaizi. Jest pewnie teraz z tobą. To on kazał mi do
ciebie mówić. Słuchaj jego rozkazów. Rób, co mówi. Jeśli nie, ostrzegał, że natychmiast zabije
Glorianę. - Moja żona była naprawdę wściekła. Z trudem wydobywała z siebie słowa. - A jeśli to
cię nie przekona... Powiedział, że wtedy ja będę następna...
Rozdział 13
To była jedna z tych sytuacji, jakich naprawdę nie lubię. W porządku, przyznaję, bywałem w
takich opałach już w przeszłości. Nieważne jednak, ile razy w życiu miałeś pistolet przystawiony do
głowy, nigdy nie stanie się to dla ciebie rutyną.
I co najważniejsze, zazwyczaj niebezpieczeństwo groziło tylko mnie. Teraz zaś chodziło o moją
rodzinę. Cała nadzieja na odmianę losu opierała się na założeniu, że Kaizi nie ma pojęcia, iż w
drugim pokoju znajduje się Bolivar. Spojrzałem na Pako - nie zamierzał wspomnieć o obecności
Bolivara. No cóż, lepsze to niż nic, ale dalej stąpaliśmy po bardzo cienkim lodzie. Nie byłem
oczywiście szczęśliwy z takiego obrotu sprawy, ale utrata panowania nad sobą niewiele by pomogła.
Tak jest, Jim, kontroluj zachowanie.
- Grozisz kulkami, Kaizi? Ale jedną sprawę postawmy jasno od razu na początku. Jeśli mojej żonie
spadnie choćby włos z głowy, oznacza to, iż podpisałeś na siebie wyrok śmierci.
- Nie jesteś teraz w sytuacji, która pozwalałaby ci na jakiekolwiek stawianie warunków!
- To nie są warunki, Kaizi. To jest tylko przedstawienie faktów. Jeśli to nie ja położę kres twojej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •