[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tam, gdzie mieszkają, wyglądają dość nieszkodliwie.
- Pójdziemy z wami - zwrócił się Gren do Rybiarzy.
- My będziemy łowić rybę niebawem, kiedy przyjdzie. Wy, ludzie, nie umiecie łowić.
- Więc pójdziemy popatrzeć, jak wy łowicie.
Trzej Rybiarze spojrzeli po sobie i lekki niepokój naruszył zastygłe maski tępoty Nie
powiedziawszy ani słowa więcej, odwrócili się i odeszli brzegiem rzeki. Gren i spółka nie mieli
wyboru, jak tylko pójść za nimi.
- Dobrze znasz tych ludzi, Yattmur? - zapytała Poyly. - Bardzo słabo. Handlujemy z nimi od
czasu do czasu, jak wiesz, ale moi rodacy lękają się Rybiarzy; oni są tacy dziwni, jakby martwi.
Nigdy nie opuszczają tego maleńkiego skrawka brzegu rzeki.
- Nie mogą być kompletnymi idiotami: są mądrzy przynajmniej na tyle, żeby dobrze jeść -
zauważył Gren, obserwując opasłe boki mężczyzn przed sobą.
- Patrzcie, jak noszą swoje ogony! - zawołała Poyly. Dziwny to lud. Nigdy nie widziałam
podobnego.
Aatwo przyszłoby nimi rządzić, pomyślał smardz. Maszerując, Rybiarze zwijali swe ogony i
trzymali w równiutkich zwojach prawą dłonią; czynność tę wykonywali z wielką swobodą, zupełnie
automatycznie. Po raz pierwszy przybysze zauważyli, że ogony te są wyjątkowej długości, że
właściwie nie widać im końców. Tam, skąd wyrastały, u nasady kręgosłupów, tworzył się rodzaj
miękkiej, zielonej poduszki. Nagle Rybiarze zatrzymali się i zawrócili jak jeden mąż.
- Już nie możecie iść dalej - powiedzieli. - Jesteśmy blisko naszych drzew i nie możecie iść z
nami. Zatrzymajcie siÄ™ tutaj, a niebawem przyniesiemy wam rybÄ™.
- Dlaczego nie wolno nam iść dalej? - zapytał Gren. Jeden z Rybiarzy roześmiał się
nieoczekiwanie.
- Ponieważ nie macie ogonów! Zaczekajcie więc tutaj, a niebawem przyniesiemy wam rybę.
I odszedł ze swoimi kompanami, nie raczywszy się nawet obejrzeć, by sprawdzić, czy
posłuchali nakazu.
- Dziwny lud - powtórzyła Poyly - Nie podobają mi się, Gren. W ogóle nie przypominają ludzi.
Zostawmy ich, jedzenie możemy sobie bez trudu znalezć sami.
- Bzdura! Mogą nam się bardzo przydać - zabrzęczał smardz. - Widzicie, nieopodal mają jakąś
łódz.
Kilku ludzi z długimi zielonymi ogonami krzątało się w oddali na brzegu. Mozolili się pod
drzewami, wlokąc do swojej łodzi - o ile mogli dojrzeć z tej odległości - rodzaj jakiejś sieci. Aódz,
ciężka, podobna do barki krypa, unosiła się na wodzie i zanurzając w silnym prądzie Długiej Wody,
uderzała od czasu do czasu o brzeg. Trzech pierwszych Rybiarzy dołączyło do głównych sił,
pomagając przy sieci. Ruchy mieli wszyscy ospałe, chociaż widać było, że pracują w pośpiechu.
Spojrzenie Poyly przewędrowało od nich ku trzem drzewom, w których cieniu się uwijali. Nigdy nie
widziała podobnych drzew, a ich niezwykłość trwożyła ją coraz bardziej. Stojące z dala od
jakiejkolwiek wegetacji, drzewa przypominały gigantyczne ananasy. Bezpośrednio z gruntu strzelał
na wszystkie strony kołnierz zębatych liści, otulający mięsisty pień, który u każdego z trzech drzew
wybrzuszał się w masywną, guzowatą banię. Z guzów tej bani wyrastały długie pędy, a z jej szczytu
liście, które jak zębate sztylety sięgały na ponad sześćdziesiąt metrów w górę bądz sztywno
zwieszały się nad Długą Wodą.
- Poyly, chodzmy przypatrzyć się bliżej tamtym drzewom - nagląco zabrzęczał smardz. - Gren i
Yattmur zaczekają tutaj i będą mieć na nas oko.
- Nie podobają mi się ci ludzie ani to miejsce, grzybie powiedziała. - I nie zostawię tu Grena z
tą kobietą, choćby nie wiem co.
- Nawet nie dotknę twego partnera - obruszyła się Yattmur. - Skąd ci ta głupia myśl przyszła do
głowy?
Poyly zachwiała się znienacka pod naporem woli smardza. Spojrzała błagalnie na Grena, lecz
Gren był zmęczony, a poza tym unikał jej wzroku. Niechętnie ruszyła przed siebie, docierając
wkrótce pod opasłe drzewa. Górowały nad jej głową w ostrokole cienia. Ich obrzmiałe pnie
sterczały jak wzdęte brzuchy. Smardz zdawał się nie wyczuwać ich grozy.
- Właśnie tak przypuszczałem! - wykrzyknął po długiej inspekcji. - To tutaj kończą się ogony
naszych Rybiarzy Są zadkami przyłączeni do swoich drzew. Nasi głupkowaci przyjaciele należą do
drzew.
- Ludzie nie wyrastają z drzew, grzybie. Czyżbyś nie wiedział, że... - Urwała, czując dłoń na
ramieniu. Odwróciła się. Stał przed nią jeden z Rybiarzy, zaglądając jej z bliska w twarz swymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •