[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przydać, ale skafander  Eet miał znowu rację  był całkiem zbyteczny. A jednak
odpinałem klamry i guziki z niechęcią, jakby kurczowo trzymając się tej ostatniej
i jedynej osłony.
Po zdjęciu kombinezonu poczułem ulgę. Przyniósł ją świeży powiew. Wreszcie
mogłem swobodniej odetchnąć. Gdy na nowo podjęliśmy wędrówkę, szło mi się
o wiele lepiej. Na plecach miałem tylko niewielki pakunek, ręce wolne, a ślizgałem się
i potykałem coraz rzadziej. Twarde wkładki wyjęte z butów skafandra chroniły stopy
przed błotem, a jednocześnie były lżejsze, dzięki czemu chodzenie nie nastręczało
mi już takich trudności. Marzyłem teraz o kąpieli w jakimś strumieniu lub jeziorze.
Wiedziałem jednak, że czystą głupotą byłoby zanurzyć się tutaj w wodzie. Chyba
że wcześniej upewniłbym się, że nie ma w pobliżu stworzeń, które moją kąpiel
potraktowałyby jako wrogą napaść na ich terytorium.
 Woda  oznajmił Eet. Niespokojnie kiwał głową.  Woda... dużo wody... i obca
forma życia...
Czułem różne zapachy, których pochodzenia nie potrafiłem określić. Po informacji
Eeta zacząłem iść nieco wolniej. Grunt pod nogami nie był już taki twardy. Widniały
w nim wyraznie i głęboko odciśnięte ślady. Porównałem je z moimi. Były większe, ostro
zakończone i przypominały kształtem ostry ząb lub klin.
Trudno mnie nazwać dobrym tropicielem. Nie znałem się na odczytywaniu śladów.
I choć odwiedziłem różne, niedawno odkryte światy, to zawsze przebywałem tam
w wioskach lub portach. Nie znałem więc puszczy i buszu.
65
Wiedziałem jednak na pewno, że taki ślad, wyrazny i mocno odciśnięty w mule,
mogło zostawić tylko duże i ciężkie zwierzę.
 Woda...  powtórzył Eet.
Niepotrzebnie. Bliskość wody widać było na każdym kroku. Zlady na ścieżce zaczęły
się zamazywać. Grunt stawał się coraz bardziej wilgotny. Gdzieniegdzie widziałem
grudy twardej, zlepionej ziemi. Przeskakiwałem z jednej na drugą tam, gdzie było to
możliwe. Szedłem dalej. W niedługim czasie ziemię przykryła cienka warstwa wody,
z której wystawały rośliny i drzewa. Wyglądało na to, że kraina ta została zalana dopiero
niedawno i teraz woda powoli opadała i parowała.
Mijaliśmy kałuże wypełnione wodą i mułem. Wszystko dookoła cuchnęło stęchlizną
i zgnilizną. Przeszliśmy obok szkieletu jakiegoś zwierzęcia, który utkwił w pnączach
winorośli. Biała czaszka szczerzyła do nas swe zębiska.
Stopniowo kałuże zmieniały się w niewielkie bajora, a te łączyły się w jeszcze
większe zbiorniki. Duże drzewa o podmytych korzeniach pochylały się niebezpiecznie.
Mniejsze, już poprzewracane, pływały z korzeniami na wierzchu.
 Uwaga!  ostrzegł Eet, znów niepotrzebnie.
Widocznie natłok rozmaitych zapachów tak przytępił mu zmysły, że zauważył
i wyczuł istotę znajdującą się przed nami w tym samym momencie co ja.
Na pochylonym pniu drzewa, przy największym z bajor, czaił się humanoidalny
stwór. W świetle nietrudno go było dostrzec. Dookoła głowy, na ramionach i na nogach
pasmami rosła mu szczeciniasta sierść. Podobnie z przodu, na torsie, widać było trzy
schodzące w dół i porośnięte włosem pasma.
Na biodrach nosił coś w rodzaju przepaski z frędzlami. Na szyi miał zawieszony
rzemyk, na który nawleczono na przemian zielone bryłki i czerwone walce. Na jednej
z gałęzi leżała toporna maczuga podczas gdy jej właściciel wydawał się niezmiernie
czymś pochłonięty.
Tubylec siedział nad wodą. W tylnych łapach trzymał zrobioną z łodygi pętlę z rączką.
Zciskał ją mocno masywnymi pazurami. W jego rękach zobaczyłem rozwidlający się
patyk, na którym ciskało się i wyginało wściekle coś czarnego. Nie mogłem dostrzec, co
to takiego.
Dramatyczna walka tej istoty na nic się jednak nie zdała. Tubylec wprawnym
ruchem przeciągnął ją wzdłuż pętli. Z ciała stworzenia wychodziła cienka nić, którą
myśliwy oplótł pętlę, tworząc z niej sieć. Wyglądał na zadowolonego. Gwałtownym
ruchem wrzucił rozwidlający się patyk i zdobycz do wody. Zniknęły pod powierzchnią
i nie pojawiły się więcej.
Tubylec wstał, trzymając w ręku sieć. Był o głowę wyższy ode mnie. I choć ramiona
i nogi miał raczej szczupłe, to jednak masywny korpus świadczył o jego sile. Twarz
niezbyt przypominała ludzką. Przywodziła na myśl raczej maski demonów, które
widziałem na Tanth.
66
Oczu nie było prawie widać spod nadzwyczaj bujnych brwi. Nos przypominał grubą
tubę i poruszał się szybko w górę, w dół i na boki. Poniżej dostrzegłem usta, których
linie podkreślały dwa białe wystające kły. Człekokształtny nie miał brody. Luzne fałdy
skóry zwisały mu spod dolnej wargi, łącząc się bezpośrednio z gardłem.
Każdy podróżnik przyzwyczajony był do spotkań z dziwnymi i odmiennymi rasami.
Znani byli jaszczurowaci Zakathanie, Trystianie spokrewnieni z ptakami czy też inni,
przypominający swym wyglądem płazy lub psy. Jednak twarz tego humanoida była
ohydna, przynajmniej dla mnie. Poczułem do niego niechęć.
Tubylec przeszedł na drugą stronę drzewa. Ugięło się pod nim, więc stąpał ostrożnie,
zanim stanął na nim całym ciężarem. Trzymając sieć w lewej ręce położył się na pniu,
tuż nad wodą, i wpatrywał się intensywnie w jej powierzchnię.
Zamarłem w bezruchu. Gdybym chciał teraz ominąć jeziorko, znalazłbym się
w polu widzenia rybaka, a tego wolałem uniknąć. Eet również wnikliwie obserwował
łowiącego. Tubylec szybkim ruchem zanurzył w wodzie sieć, by po chwili wyciągnąć ją
ponad powierzchnię. Wewnątrz dostrzegłem jakieś pokryte łuskami zwierzę. Długością
dorównywało prawdopodobnie mojemu ramieniu.
Aowca szybko wyplątał zdobycz z sieci i mocno uderzył nią o konar. Gdy zwierzę
znieruchomiało, przywiązał je sobie do przepaski na biodrach.
 Kieruj się na prawo...  powiedział Eet.
Rybak był leworęczny i na tę stronę zwracał większą uwagę. Mój kompan znowu
miał rację. Ruszyłem powoli, kryjąc się za krzakami, choć nie czułem się pod tą ochroną
zbyt bezpiecznie. Bałem się, że ugrzęznę w błocie. Wtedy stanowiłbym wyjątkowo
łatwą zdobycz. Mój nóż był ostry, ale zasięg ramion tubylca zdawał się większy od
mojego. Poza tym przeciwnik doskonale znał teren. Brnięcie dalej w tę bagnistą krainę
i zgubienie się tutaj byłoby czystą głupotą. Powiedziałem o tym Eetowi.
 Zdaje się, że to nie jest prawdziwe bagno  zauważył.  Wiele znaków dokoła
wskazuje, że przeszła tędy powódz. A powódz wywołać może tylko rzeka...
 A do czego potrzebna nam rzeka...? Tutaj...
 Aatwiej iść wzdłuż rzeki niż ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta. Poza tym
nad rzekami Å‚atwiej o osiedla ludzkie. Nazywasz siebie kupcem i nie wiesz tak oczywistej
rzeczy? Jeśli mieszka tu jakieś cywilizowane plemię lub od czasu do czasu lądują tutaj
statki kupieckie, to ślady tego możemy znalezć tylko w pobliżu rzeki. Szczególnie
w miejscu, gdzie wpada do morza.
 Zadziwiasz mnie swoją wiedzą  zauważyłem.  Z pewnością nie wyssałeś jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl
  •