[ Pobierz całość w formacie PDF ]

od pana Zameckiego, podczas gdy pan Karol
odwrócił się w przeciwną stronę. Za chwilę po-
dróżni siedzieli w wagonie i dążyli do miasta pę-
77/102
dem pary, podczas gdy my zatrzymamy się
jeszcze czas jakiś w Rymiszowie. Dopuścimy się
nawet tej niedyskrecji, że zaglądniemy do komnat
zamkowych, zajmowanych przez panią Zamecką.
Komnat tych było trzy, i jedna z nich zawier-
ająca szafki z książkami, sekretarzyk, przepyszne
kobierce, meble i obrazy, nazywała się "bibli-
oteką" a w istocie, była w dosłownem znaczeniu
"budoarem," to jest, pani Helena zamykała się
tam, gdy ją od czasu do czasu dręczyły migrena
lub splin. P. Tadeusz, który sam posiadał podobne
sanctissimum, poświęcone złemu humorowi,
nigdy nie wchodził do tego pokoju, twierdząc, że
każdy, kogo stać na to, powinien mieć taki kącik
do wydąsania się w danym razie, i że żadna obca
stopa, oprócz stopy frotera lub pokojówki z
trzepaczką do prochu, nawet w nieobecności
właściciela nie powinna przekraczać progów takiej
świątyni. Powieść ma wszelako swoje przywileje, i
z tych przywilejów skorzystamy.
Niedyskrecja nasza wprowadza nas w przy-
bytek dziwnej architektonicznej konstrukcji.
Powiedziałem już, że dwór w Rymiszowie powstał
był z gruzów starożytnego zamku, czyli raczej, że
był ruiną odnowioną, odbudowaną, odświeżoną i
zamieszkaną. Z lat i wieków, które naprzemian
burzliwie i spokojnie przemijały ponad całą okolicą
78/102
Rymiszowa, został był spory kawał kamiennego
budynku, o silnych sklepieniach, o ścianach
sążniowej grubości, które sterczały nieobalone
wśród pagórków utworzonych z rumowiska, pokry-
tego ziemią, porosłego trawami. Tu i ówdzie
sklepienie zarysowało się było, urwało i pochyliło
od pęknięcia granatu, rzuconego z tureckiej
haubicy ale nie runęło. W dziedzińcu, na przeciw
bramy, mur jak gwozdziami, nabity był kulami dzi-
ałowemi, wystrzelonemi według wszelkich
wskazówek oczywistości, z oddalenia nie
przenoszącego kilkudziesięciu kroków. Snać
kiedyś, nim wiele pokoleń spokojnie złożyło kości
swoje w cmentarzach, twardsi od dzisiejszych
ludzi walczyli o posiadanie tego miejsca. Kto nie
widział takich murów, i takich śladów boju, niechaj
zwidzi zamczyska nad Strypą, nad Seretem,
Zbruczem i Smotryczem, a pózniej niechaj ogląd-
nie warownie Metzu, i niechaj mi powie, gdzie
bliżej śmierci spozierano w oczy? Dosyć, że mury
Rymiszowskiego zamku w tym stanie przetrwały
parę wieków, a dziedzice Rymiszowa postawili so-
bie dwór u podnóża zamkowej góry, i mieszkali
tam, rodzili się, żenili i umierali wśród ścian z
pruskiego muru, pod sufitami z belek i tynku.
Dopiero panu Tadeuszowi, człowiekowi nader
pozytywnemu i nader pieniężnemu, przyszła fan-
79/102
tazja zrestaurować starą ruderę. Najprzód tedy,
kazał uprzątnąć gruzy, dotarł do poziomu pierwot-
nej budowy, rozpatrzył jej plan, i takim nakładem,
który byłby wystarzył na kupienie niejednej wios-
ki w okolicy, z podartych kulami ruin odtworzył
zamek, od którego pradziad i prapradziad jego, i
wielu jeszcze prapradziadów, zwało się "Zamecki-
mi." Nie był to wszakże dziedzic imienia, któryby
szukał sławy i odznaczenia w spadku po przod-
kach. Owszem, ile razy chciano mu pochlebić
wspomnieniem, że jeden z jego praojców zarąbał
komtura krzyżackiego pod Grunwaldem, pan
Tadeusz kiwał głową i opowiadał, że praprawnuk
tego praojca u %7łółtych Wód pierwszy drapnął z
pola bitwy, i że to jest faktem nierównie auten-
tyczniej stwierdzonym, niż owo porąbanie komtu-
ra. W ogóle, kto słuchał pana Tadeusza, i kto przy-
patrywał się jego praktycznemu działaniu, tego
nielada uderzać musiała sprzeczność między tym
oczywistym brakiem pjetyzmu dla wszelkiej trady-
cji dziedzicznej, a troskliwością, z jaką nad wcho-
dem do zaniku zakonserwowano wykutą z
kamienia tarczę herbową i napis "Jan z Bożny
Zamecki, 1538." Pan Tadeusz twierdził, że było
to z jego strony zamiłowanie w starych gratach,
i nic więcej. To też i zrestaurowany zamek pełny
był starych gratów, i otoczony był starym wałem
80/102
z fosą, i obejmował niemało dziwacznych dla
nowoczesnego oka apartamentów, dużych, pół-
ciemnych, wysokich i sklepionych jak kaplice
grobowe. Znajdujemy się właśnie w jednej z takich
komnat, umieszczonej w narożniku, mającym ksz-
tałt niskiej wieży albo baszty. Jest to dzisiaj
bibljoteka pani Heleny z Podwalskich Zameckiej.
W bibljotece tej, jak już powiedziałem, znajduje
się sekretarzyk. Jest to mebel dziwacznego kształ-
tu  dwieście lat temu był ołtarzem obozowym,
jeżeli nie cały, to przynajmniej szafka, która go
zdobi. Trudnoby zliczyć drzwiczki, słupki, zasuwki
i szufladki, rzezbione, malowane, i misternie
schowane, z których się składa ta szafka. Trudno
także opowiedzieć, jaki traf szczególny ocalił to
ciekawe rupiecie od porąbania i spalenia w piecu.
Dość, że pan Tadeusz, meblując się w swoim
odświeżonym zamku, między innemi sprowadził i
ten grat, osadziwszy go na odpowiednej podstaw-
ie, a kiedy pani Helena obecnością swoją rozwe-
seliła po raz pierwszy Rymiszów, wybrała sobie
ten sekretarzyk i wyprosiła go sobie u męża, na
"schowek tajemnic, o których on nigdy wiedzieć
nie powinien." Pan Tadeusz zaśmiał się, patrząc na
świętych Mikołajów, Bazylich i Mitrofanów, zdobią-
cych szafkę, a oświadczywszy, że są to jednakowo
nieprzystępne mu tajemnice, darował żonie
81/102
mebel, który jej się tak. podobał, i nie próbował
nigdy zgłębić jego sekretów. Próba taka wyma-
gałaby była. zresztą nie mało cierpliwości, a w
braku tejże, trzebaby było chyba porąbać piękne
stare roboty snycerskie, pełne niespodzianek i
kryjówek nieprzystępnych wzrokowi najw-
prawniejszego nawet ajenta policyjnego. Pani He-
lena należała wszelako do płci odznaczającej się
cierpliwością, i znała swój sekretarzyk na wylot.
Dla tego też w chwili, w której ośmielamy się za-
glądnąć do jej bibljoteki, możemy między jedną
deszczułką a drugą odkryć w tym sekretarzyku
całe stosy cieńkiego listowego papieru, za-
pisanego drobniutkiem, eleganckiem kobiecem
pismem.
Józef Ignacy Kraszewski, Dumas i Scribe za-
pisali niemało papieru w swojem życiu, ale z
pewnością żaden z nich nie sprodukował tyle
manuskryptu, ile go w przecięciu produkuje piśmi-
enna kobieta. Pierwsza lepsza panna, w rok po
opuszczeniu pensjonatu, jest autorką rękopisów,
które wydrukowane, utworzyłyby bibljotekę.
Zostawiła sześć przyjaciółek w konwikcie, i każdą
z nich obdarza co tygodnia takim pisanym
wylewem uczuć, spostrzeżeń, uwag, zachwytów,
oburzeń, domysłów i pomysłów, jakiegoby życzyć
należało młynowi o sześciu kamieniach, ażeby
82/102
funkcjonował ku zadowoleniu swojego właściciela.
Pani Helena idąc za mąż, nie wychodziła z pen- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modologia.keep.pl